A A+ A++

– Brakuje miejsc, więc zdarza się, że żona trafia do nas, a mąż na oddział w innym mieście – mówi Grzegorz Lasak, dyrektor szpitala powiatowego w Busku-Zdroju. Ostatnio kobieta trafiła do nich, mąż do Starachowic, a córka jeszcze gdzie indziej. – Gdy córka zmarła, rodzina poprosiła, żeby nie informować o tym matki dopóty, dopóki jej stan się nie poprawi. Nie powiedzieliśmy. Następnego dnia trzeba było ją podłączyć do respiratora. Niestety, też zmarła.

Czytaj też: Wirus RSV atakuje, a to może być dopiero początek. Szykuje się trudny sezon zakażeń

Fala uderza najmocniej

Łukasz Pietrzak, farmaceuta, który od początku pandemii analizuje dane dotyczące COVID-19, ostrzegał, że czwarta fala rozleje się nierówno. Liczbę zakażeń nakłada na mapę Polski, robi tabele, wylicza średnie z tygodnia, wtedy widać, gdzie jest najgorzej. Tydzień po Wszystkich Świętych na Śląsku było średnio 18 zakażeń na 100 tysięcy mieszkańców. W Wielkopolsce 19. A na wschodzie? Podlasie – ponad 61, Lubelszczyzna – ponad 70.

– Niechęć do szczepień plus ostentacyjne łamanie zasad dystansu, maseczek, odkażania rąk, to wszystko było proszeniem się o nieszczęście – wzdycha prof. Krzysztof Tomasiewicz, który kieruje Kliniką Chorób Zakaźnych w lubelskim Szpitalu Klinicznym nr 1. Już teraz jest więcej pacjentów niż miejsc. Dostawiają łóżka. W województwie uruchamiane są kolejne oddziały covidowe, ruszył szpital tymczasowy i ciągle mało. Zdecydowana większość tych, którzy trafiają do kliniki prof. Tomasiewicza, to niezaszczepieni w stanie ciężkim. – W piątej, szóstej dobie od pojawienia się objawów, z dużą niewydolnością oddechową. Saturacja: 60-70 – mówi profesor.

Kilka miesięcy temu, widząc, jak kiepsko idą szczepienia, organizowali konferencje prasowe, apelowali, odwoływali się do rozsądku. 15 specjalistów – od chorób zakaźnych, przez ginekologa, onkologa, po anestezjologa i chirurga – każdy prosił, żeby nie zwlekać ze szczepieniem. Fala zaczyna wzbierać, wyliczali, ile już mieli zgonów, do których mogłoby nie dojść, gdyby ludzie się zaszczepili. Szef Kliniki Hematologii i Transplantacji Szpiku ubolewał, że nawet ci, którzy mają nowotwory, a więc niską odporność, nie chcą się szczepić. Szefowa Kliniki Położnictwa i Patologii Ciąży mówiła, że nie szczepią się ciężarne, szczególnie narażone na zakażenie. Do kliniki trafiają w stanie, w którym trudno utrzymać je przy życiu.

– Jeżeli ciąża jest zaawansowana, wykonuje się zabieg cięcia cesarskiego i dziecko na ogół udaje się uratować. Matka raczej umiera – tłumaczy prof. Mirosław Czuczwar, który kieruje II Kliniką Anestezjologii i Intensywnej Terapii w lubelskim szpitalu klinicznym nr 1. Przykro patrzeć, gdy mąż odbiera noworodka, a później z dzieckiem w nosidełku przychodzi po kartę zgonu żony.

Lekarzom z tego szpitala wydawało się, że gdy wytłumaczą i opowiedzą o takich dramatach, przekonają ludzi do szczepień. Nie przekonali.

– Żaden argument nie dociera. I żaden nie stoi za ich decyzją o niezaszczepieniu się. Tam nawet nie ma wątpliwości. Jest tylko czysta, niczym nieskalana głupota – denerwuje się prof. Czuczwar. W klinice nie ma ani jednego wolnego miejsca pod respiratorem, średnia wieku coraz bliższa 30 lat. – Niedawno mieliśmy niezaszczepionego lekarza, zmarł. Teraz mamy ratownika medycznego. Trafiają niezaszczepione pielęgniarki. I oczywiście kolejne niezaszczepione ciężarne – mówi prof. Czuczwar.

Ostatnio przywieźli 35-latkę w stanie krytycznym. Dusiła się, bo zniszczenie płuc było całkowite i respirator nie był w stanie podać jej tlenu. Cesarskie cięcie, żeby uratować dziecko, a ją natychmiast pod ECMO. – To urządzenie jest protezą płuc, pozwala utlenić krew – tłumaczy prof. Czuczwar. Metoda jest niezwykle inwazyjna i choć daje szansę, to z reguły 80-90 proc. pacjentów umiera.

Już się nie porozmawia

– Gdy jestem w szpitalu, widzę te dramaty. Wychodzę i widzę beztroskę tych, którym nie tylko nie chce się zaszczepić, ale nawet założyć maski – mówi prof. Tomasiewicz. – Wiem, że ludzie, którzy z niezrozumiałych powodów podważają istnienie COVID-19, są wszędzie, jednak naszą tragedią jest tak duży odsetek negujących.

Aby ograniczyć transmisję zakażeń wariantem delta, powinno się zaszczepić co najmniej 80 proc. populacji. Zaszczepionych jest niewiele więcej niż połowa Polaków. W Sernikach na Lubelszczyźnie zaledwie 28 proc. Na Podkarpaciu są takie miejsca jak Bojanów, Dzikowiec, Cmolas, Jeżowe, gdzie poziom zaszczepienia nie sięga 24 proc. Na Podlasiu w Grajewie 26 proc., w Radziłowie 28, w okolicach Moniek czy Hajnówki zrobił to jedynie co trzeci.

– Nawet nie zdążę zapytać, dlaczego się nie zaszczepili. Ich stan jest tak ciężki, że szybko intubujemy i już się z nimi nie porozmawia – opowiada dr Musiuk. W Hajnówce jest koordynatorem anestezjologii i intensywnej terapii. Dopóki nie było ciężkich stanów covidowych, wystarczała im jedna „intensywka” z pięcioma łóżkami, teraz drugą urządzili, zabierając część SOR-u. I mają dwa razy więcej pracy, a na dyżurze zespół ten sam: anestezjolog i dwie, trzy pielęgniarki. Odkąd ruszyła czwarta fala, personel innych oddziałów też ma ciężko – pacjenci covidowi najpierw zajęli zakaźny, później chorób płuc, teraz jeszcze całą rehabilitację. Do tego ciągle są telefony z Białegostoku, bo tam już nie ma gdzie kłaść.

Polecamy: Szpitale tymczasowe kosztowały pół miliarda złotych i stworzyły gęstą sieć. W teorii [MAPY]

– Jesteśmy wypełnieni po korek – mówi prof. Naumnik, który w stolicy Podlasia kieruje szpitalem tymczasowym nr 1. To niedawno oddane Centrum Pulmonologii, duże, z nowoczesnym zapleczem diagnostycznym. Mieli tu być leczeni chorzy onkologiczni. – Mamy w regionie duży wzrost zachorowań na nowotwory, więc cieszyliśmy się, że ruszymy z diagnostyką i leczeniem, a tymczasem nie przyjęliśmy jeszcze ani jednego chorego na raka. Wciąż tylko COVID-19 – mówi prof. Naumnik. Lżejsze przypadki kieruje się do hali sportowej, czyli do szpitala tymczasowego nr 2. Tych cięższych jest zdecydowanie więcej niż w poprzednich falach. Często płuca zajęte w 60-70 procentach.

Nagłe załamanie

Gdy wydaje się, że leki zaczynają pomagać i z chorym będzie już tylko lepiej, przychodzi nagłe załamanie.

– Jeżeli z pacjentem jest kontakt, pytamy, dlaczego się nie zaszczepił. Wcześniej słyszeliśmy różne tłumaczenia, w tym to: „a, bo się bałem, te szczepionki takie niepewne” – mówi prof. Naumnik. Było im głupio, było im żal. Ostatnio zmiana jest radykalna . Postawa twarda. „Dlaczego się nie zaszczepiłem? Bo nie”. Albo: „Skończmy ten temat”. – Mieliśmy na oddziale takiego antyszczepionkowca, który nawet wtedy, gdy było z nim już bardzo źle, twierdził, że covid nie istnieje, to nasz wymysł. Krzyczał, żebyśmy zdjęli kombinezony, po co ta maskarada. Próbował pielęgniarce zedrzeć maseczkę, trzeba było wezwać policję – opowiada profesor. – Mamy coraz więcej takich sytuacji, że rodzina przychodzi po kartę zgonu i słyszymy: „Tylko nam nie próbujcie wmawiać, że go zabił jakiś tam covid. Ten cały koronawirus to przecież ściema. Co tak naprawdę się stało? Powiedzcie prawdę!”.

Prof. Czuczwar z Lublina: – Mieliśmy pacjentkę w stanie krytycznym, miesiąc wcześniej na covid zmarła jej matka. Dzwoni mąż pacjentki, tłumaczę, że trzeba się zaszczepić, niech chroni córki, przecież widzi, co się dzieje: teściowa nie żyje, zaraz straci żonę. A on na to: „Skąd wiadomo, że to covid?”.

W Lublinie niedawno pojawiły się billboardy Fundacji Życie i Rodzina Kai Godek – po jednej stronie zdjęcie fiolki ze szczepionką, po drugiej zdjęcie rozerwanego płodu i podpis: „Wszystkie szczepionki na COVID–19 korzystają ze zbrodni aborcji”. Po kilku dniach rozerwany płód został zasłonięty, ale już chyba wszyscy w mieście zdążyli zobaczyć.

– Nawet nie wiem, jak to skomentować. Dlaczego w ogóle pozwolono to powiesić – oburza się prof. Tomasiewicz. – Trudno nie odnieść wrażenia, że na głoszenie takich bzdur jest nie tylko przyzwolenie społeczne, ale też formalne, prawne, skoro te plakaty mogły zawisnąć.

Przy drogach z Lublina do Łęcznej, Szczebrzeszyna czy Zamościa całe przystanki PKS są upstrzone hasłami, że „szczepionka to narzędzie depopulacji”, że covid nie istnieje.

Przesuwanie

– Co chwilę musimy zmieniać strukturę szpitala, przesuwać pacjentów niezakażonych, żeby zrobić miejsce zakażonym. Chirurdzy są sfrustrowani, bo trzeba odwoływać planowe zabiegi– mówi dr Krzysztof Bojarski, dyrektor szpitala w Łęcznej. W ubiegłym tygodniu mieli w powiecie wskaźnik zakażeń trzykrotnie wyższy niż średnia krajowa. Covidowym trzeba było oddać gastrologię, oddział urazowo-ortopedyczny, część intensywnej terapii.

– W poprzednich falach mieliśmy cały szpital covidowy. Był problem, gdzie kłaść chore dzieci, skoro pediatrię zajęli dorośli, gdzie kłaść kobiety chore ginekologicznie, skoro ich łóżka zajęli mężczyźni – mówi dyr. Lasak ze Szpitala Powiatowego w Busku-Zdroju. Miał nadzieję, że teraz już nie trzeba będzie leczyć jednych kosztem drugich, że wprowadzony zostanie obowiązek szczepień. – Powinno się natychmiast uruchomić punkty w wiejskich remizach, świetlicach, gdzie tylko się da. Nie mogę zrozumieć, dlaczego nic się nie robi? – mówi Lasak.

– Mamy sytuację nadzwyczajną i działania powinny być nadzwyczajne, tymczasem rząd wysyła ludziom komunikat: myśmy kupili szczepionki, róbcie, co chcecie. Publiczna władza kompletnie nie dba o publiczne zdrowie – mówi dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw walki z COVID-19. – To, że sytuacja na Lubelszczyźnie i Podlasiu będzie dramatyczna, było wiadomo już w sierpniu. Wystarczyło wtedy ogłosić, że powiaty, które są słabo zaszczepione, mogą stać się strefami czerwonymi. Skoro władza boi się radykalnych działań, nie musiała tam wprowadzać pełnego lockdownu, z zamykaniem restauracji, siłowni, fryzjerów, kin. Wystarczyło tylko wprowadzić ograniczenia dla niezaszczepionych, wysłać ludziom wyraźny komunikat: jeżeli nie jesteś ozdrowieńcem, zaszczep się, nie chcesz się zaszczepić, rób sobie regularnie testy, nie chcesz robić testów? Zostań w domu – tłumaczy.

Ponieważ nie było żadnych działań, nawet najmniejszych ograniczeń w wyjazdach na Wszystkich Świętych, to fala, która najpierw swobodnie wezbrała na wschodzie, wlewa się teraz w głąb kraju. – Rząd twierdzi, że walczy z pandemią, ale to walka pozorna. Prawdziwe są tylko ofiary. Już teraz mamy około 150-160 tysięcy nadmiarowych zgonów w porównaniu z latami przed pandemią. Takich strat nie było w Polsce od czasów wojny – mówi dr Grzesiowski.

Pożegnanie

– Aż się boję robić statystyki – mówi dr Musiuk z Hajnówki. Z tych, którzy trafiają na intensywną, przeżywa jeden-dwóch na dziesięciu. Czasami rodziny tych leżących przychodzą, próbują dostać się na oddział. – Tłumaczę, że nie wolno. Nie rozumieją dlaczego. Gdy pytam, czy są zaszczepieni, odpowiadają: „nie”. Mam ochotę powiedzieć coś mocnego, ale powstrzymuję się, bo ich bliski jest na ogół u kresu życia. Ale gdy mówię, że stan krytyczny, powinni być przygotowani na najgorsze, wtedy łapią się za głowę: „Jak to umrze? To niemożliwe! Przecież on musi żyć! Musi!” A gdy umrze, mówią: „Tylko nie wpisujcie, że to covid!”. Denerwuje ich, że ciało musi być w dwóch workach, że nie można otworzyć trumny, a to przecież na Podlasiu tradycja. Każdy chciałby podejść, pochylić się nad zmarłym, pożegnać – mówi dr Musiuk. – Kombinują, szukają firmy pogrzebowej, która zgodzi się rozerwać worki, ubrać zmarłego, żeby wszystko było tak, jakby pandemii nie było.

Czytaj też: Trzecia dawka szczepienia przeciw Covid-19. Wszystko, co musisz wiedzieć

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZespół EDER świętował w Chrzanowie swoje 10. urodziny (ZDJĘCIA)
Następny artykułCastlevania – Konami, obudź się!