A A+ A++

Po rozwodzie szybko przeprowadziła się z dziećmi do domu nowego partnera, do większego miasta. Zapisała je do innych szkół, nie pytając o zgodę ich ojca. Oburzony eksmąż złożył do sądu wniosek o zmianę miejsca zamieszkania dzieci. Sąd z dnia na dzień wydał postanowienie zabezpieczające: stała opieka nad dziećmi przechodzi na ojca, bo matka wydaje się nieodpowiedzialna, fundując małoletnim tyle zmian (przeprowadzka, zmiana szkół itd.). – Obecnie walczę o opiekę nad dziećmi, choćby naprzemienną. Sprawa nie skończy się prędko – opowiada załamana Ewa.

Dramatów rozwodowych, z dziećmi jako głównymi ofiarami, nie brakuje. Poza oczywistym, jakim jest rozpad rodziny, odbywa się też kolejny, o którym wciąż za mało się mówi. Dramat dzieci, które stają się często narzędziem walki i, co gorsza, szantażu lub odwetu.

Opieka naprzemienna: kto wygra?

– Jednym z najtrudniejszych problemów w sprawach rozwodowych małżeństw, które posiadają wspólne dzieci, jest miejsce zamieszkania tych dzieci – przyznaje mecenas Joanna Hetman-Krajewska z warszawskiej Kancelarii Patrimonium, specjalistka od prawa rodzinnego, autorka wielu książek z tego obszaru, m.in. „Rozwód czy separacja? Poradnik praktyczny” oraz „Alimenty. Jak dochodzić, jak się bronić”.

– Coraz częściej matka i ojciec równolegle wnioskują o to, aby zamieszkać z dziećmi. W tego typu konfliktach trudno o kompromis, sytuacja jest zero-jedynkowa. Ponadto przybywa sytuacji, gdy jeden rodzic wnioskuje o opiekę naprzemienną, ale drugi się na nią nie zgadza. Wtedy walka toczy się długo i zażarcie – dodaje prawniczka.

Takich spraw w Polsce lawinowo przybywa. Jak zatem sąd rozwiązuje problem niemożliwy do rozwiązania? Czyli jeśli zdrowi, pracujący, bez nałogów rodzice wnioskują o to, aby dziecko zamieszkało z jednym lub z drugim po rozwodzie?

– W tej sytuacji sąd dopuszcza dowód z opinii psychologicznej. Przy czym w dużych miastach, jak Kraków czy Warszawa, nieraz czeka się na to nawet rok – mówi mecenas Hetman-Krajewska. Długo! Psycholodzy oceniają kompetencje rodzicielskie: kto da lepszą gwarancję należytego wychowania dziecka. Istnieje też procedura, w której dziecko może być wysłuchane przez sąd.

– Nie ma tu granicy wiekowej, byle małoletni był w stanie wyrazić swoje preferencje, z reguły jednak sądy nie wysłuchują dzieci poniżej 5. roku życia – opowiada prawniczka. – Odbywa się to poza salą sądową, w tzw. bezpiecznym pokoju. Sędzia jest albo sam, albo towarzyszy mu (zamiast protokolanta) psycholog dziecięcy. Jednak spora część środowiska krytykuje procedurę wysłuchania małoletniego. Dlaczego? Dziecko bywa indagowane lub manipulowane przez jednego albo oboje rodziców. Nie zawsze mówi to, co naprawdę czuje, tylko to, czego się od niego oczekuje. Bywa, że małoletni cierpią, przeżywają rozpad rodziny, obwiniając matkę czy ojca, deklarując niechęć czy nawet nienawiść do jednego z nich. Ale to nie musi być prawda.

Taka deklaracja bywa wyrazem wewnętrznego rozdarcia dziecka, jego uwikłania w konflikt dorosłych. Trzeba doskonale znać psychikę dziecięcą i uważać na wyznania typu „nienawidzę matki/ojca”. Do tego potrzebna jest wiedza psychologiczna i duże doświadczenie w pracy terapeutycznej. Sędziowie nie mają takich kompetencji – opowiada mecenas.

Nieletni mediator

W Polsce co roku ok. 65 tys. małżeństw oficjalnie się rozpada. Jak wynika ze statystyk GUS, ponad połowa z nich posiada dzieci. Co najmniej kilkadziesiąt tysięcy dzieci rocznie przeżywa więc dramat rozwodu rodziców (który toczy się nieraz latami). Z badania przeprowadzonego przez Stowarzyszenie OPTA dowiadujemy się, że ponad 40 proc. ankietowanych rozwodników miało poczucie, że ich synowie i córki ucierpiały z powodu rozpadu rodziny. Dzieci czują się niekochane, tracą poczucie bezpieczeństwa. Co drugie staje się świadkiem awantur rodziców, a co piąte w nich uczestniczy (np. jako nieletni, bezbronny mediator)…

Psycholodzy zauważają, że niezwykle destrukcyjne są eskalacje (eks)małżeńskiego konfliktu, wciąganie dzieci w spory. Już sam rozpad rodziny stanowi traumę, a stawianie dziecka w roli oskarżyciela lub obrońcy swojego rodzica jest dodatkowym dramatem. Towarzyszące mu poczucie winy pozostawia trwałe zmiany w psychice, potwierdza psycholog Zuzanna Butryn z Centrum Psychoterapii SENSE.

– Sytuacje, w których rozwodzące się osoby zaczynają „rozgrywać” dzieckiem, zdarzają się niestety często – opowiada psycholożka. – Słyszę o tym gabinecie: utrudnianie spotkań, nastawianie dziecka przeciwko jednemu z rodziców. Czasem nasze osobiste doświadczenia, uwewnętrznione urazy sprawiają, że podczas rozstania zapominamy o tym, co najważniejsze: o zapewnieniu dziecku maksymalnego komfortu w bardzo trudnej sytuacji.

Zuzanna Butryn wiele takich historii słyszała od nastolatków, z którymi pracowała. Dzieci miały dylematy, po której stronie stanąć w konflikcie, za kim się opowiedzieć. – Tak nie powinno być! Rozwód nie musi oznaczać porzucenia dziecka przez jednego z rodziców. Nawet jeśli mąż lub partner odchodzi, jego relacja z dziećmi to rzecz odrębna – dodaje.

Użycie dziecka

W jaki sposób dzieci bywają wykorzystywane, „używane” w sprawach rozwodowych?

Mec. Hetman-Krajewska opowiada, że poza wspomnianym blokowaniem kontaktów z ojcem lub matką, a także z dalszą częścią rodziny (dziadkowie!), wynikającymi z chęci zemsty czy kary, zdarzają się jeszcze świadome blokady. – Kiedy np. matce zależy na wysokich alimentach, próbuje wykazać przed sądem, że ojciec dziecka nie wywiązuje się należycie z obowiązków, nie uczestniczy w życiu syna czy córki. I wtedy matka celowo hamuje kontakty, po to, aby uzyskać wyższą kwotę alimentów. Według prawa bowiem, jeśli rodzic nie angażuje się wystarczająco w życie dziecka, nie bierze udziału w jego codzienności (szkoła, posiłki, leki, szczepienia itd.), powinien płacić wyższe alimenty.

W ekstremalnych przypadkach matki zarzucają ojcu dziecka czyny pedofilskie, po to, aby uciąć kontakty, przynajmniej do czasu wyjaśnienia sprawy. – Choć znam historię, kiedy to ojciec wytoczył matce swojego syna sprawę o molestowanie seksualne. Ten kilkulatek miał schorzenie: stulejkę. Lekarz zalecił matce, aby masowała i odciągała dziecku napletek w wannie. Ojciec wiedział o tym, a jednak złośliwie wykorzystał ten fakt, aby wziąć odwet na byłej żonie, podejmując – nieudaną na szczęście – próbę ograniczenia jej władzy rodzicielskiej – wspomina mecenaska.

Najgorsze jest to, że zwykle w takich sytuacja dziecko doświadcza potwornego stresu i obwinia się o zaistniałą sytuację. – Ciężko później z takim emocjonalnym bagażem budować zdrowe relacje w życiu dorosłym – podkreśla psycholożka.

Czyja to wina

Rozwodnicy, którzy mają dzieci, często trafiają na kozetkę terapeutów. Z jakimi najczęściej mierzą się w tej sytuacji problemami?

– Najtrudniej im zaakceptować sytuacje, na które nie mają wpływu, bo sprawa w sądzie wciąż się toczy i np. widzenie z dzieckiem musi zostać ograniczone – opowiada psycholożka Zuzanna Butryn. – Pojawia się wiele obaw, lęków: „Co będzie, jak mój kilkulatek mnie zapomni?”, „Jak naprawię relację z dzieckiem po tak długiej rozłące?”, „Kiedy i jak wyjaśnić dzieciom, że nie tylko ja jestem winna(y)?”. Zawsze warto podkreślać w rozmowie z dzieckiem, że nowa sytuacja, w której się znajduje, nie jest jego winą. To rodzice mają kłopoty i sami muszą je rozwiązać. W tym czasie emocjonalne wsparcie dziecka jest najważniejsze – podkreśla. Zachęca rozwodzących się rodziców do skorzystania z usług mediatora, który ułatwi komunikację w kryzysie. Dorośli powinni zadbać także o siebie i swój dobrostan psychiczny; przecież każde dziecko jak gąbka chłonie ich emocje.

Jeśli zaś dziecko doświadcza buntu czy trudności (ma problemy z agresją i z relacjami społecznymi, przynosi coraz gorsze oceny, wagaruje), warto skonsultować to z psychologiem dziecięcym.

W jaki sposób można się rozstać, z jak najmniejszą szkodą dla nieletnich? – Postarajmy się oddzielić dziecko od kryzysu. Nie wszczynajmy awantur, jeśli ono jest w pobliżu – radzi Zuzanna Butryn. – Nie nastawiajmy dziecka na drugiego rodzica (to najważniejsze), zadbajmy o jak największy komfort. O to, żeby syn czy córka nie musieli od razu zmieniać miejsca zamieszkania, szkoły, kolegów, otoczenia… W okresie okołorozwodowym postarajmy się zadbać o przewidywalność zdarzeń w życiu dziecka, aby poczuło, że wciąż istnieją obszary życia, w których jest stabilnie, bezpiecznie. To pozwoli przywrócić jego równowagę emocjonalną i poczucie bezpieczeństwa. Unikajmy krzyku, bądźmy wyrozumiali. Rozmawiajmy z dzieckiem o tym, co czuje, jak odnajduje się w nowej sytuacji. Pod żadnym pozorem nie mówmy: „mama/tato cię porzucił”. Nie wolno włączać pociechy w sprawy dorosłych, dyskutować na tematy okołorozwodowe czy nastawiać negatywnie wobec drugiego rodzica.

Harmonogram spotkań

Jeszcze dwadzieścia lat temu było oczywiste, że po rozwodzie dziecko zostaje przy matce. Tak kończyło się prawie 90 proc. spraw rozwodowych. Ostatnio rodzice w Polsce coraz częściej wnioskują o opiekę naprzemienną.

Mec. Hetman-Krajewska zwraca uwagę na to, że „jest to wyraz szeroko pojętych zmian społecznych”. – Popatrzmy choćby na place zabaw, gdzie spotkamy coraz więcej ojców. Przybywa panów, korzystających z urlopów tacierzyńskich. Ojcowie są coraz bardziej świadomi. Przewijanie dziecka nie jest już „niemęskie”, tylko akceptowalne społecznie. Na fali tej świadomości popularna staje się opieka naprzemienna – mówi.

Zdaniem mecenas, ustalenie harmonogramu spotkań z jednym z rodziców (tym, który nie mieszka na stałe z dzieckiem po rozwodzie) stanowi mniejszy kaliber problemu. Na tym polu nieco łatwiej się dogadać.

Natomiast spotkania tzw. rodzica drugoplanowego z dziećmi bywają traktowane jak pole bitwy byłych partnerów. Szczególnie ze strony rodzica pierwszoplanowego, który mieszka z dziećmi na stałe. Tak dzieje się wtedy, gdy np. mąż zdradził żonę i ma nowy związek. Matka nie chce, aby nowa kobieta pojechała z ich wspólnymi dziećmi na wakacje czy spędzała z nimi czas. I zaczyna blokować kontakty dzieci z ojcem. – Nieraz trudno oddzielić płaszczyznę związku od rodzicielskiej. I niestety wtedy dziecko staje się narzędziem odwetu na byłym małżonku…

Obecnie mec. Joanna Hetman-Krajewska pisze książkę, dotyczącą kontaktów dzieci z rodzicami po rozstaniu czy rozwodzie. Przeprowadza wywiady, m.in. z psychologiem dziecięcym czy mediatorem. Z tych rozmów oraz z własnego doświadczenia wie, jak bardzo blokowanie kontaktów dziecka z rodzicem, a często także z dziadkami czy kuzynami, bywa destrukcyjne. – Przecież nawet małe dziecko czuje, że jest elementem przetargowym – przypomina ekspertka. – Uczy się tym samym manipulacji i tego, że nie można ufać dorosłym. Potem często wchodzi w dorosłe życie z unikowym stylem przywiązania: owszem, chce bliskości, ale nie umie jej zbudować, bo nie potrafi nikomu zaufać. Efekt? Miewa poważne problemy z relacjami. Oddzielanie dziecka od bliskich osób to także odzieranie go z ważnego dziedzictwa: poczucia tożsamości, przynależności, a także dawania i brania miłości.

Syndrom Dorosłego Dziecka Rozwiedzionego Rodzica

„Jestem DDRR. Mam bardzo niskie poczucie bezpieczeństwa i niską samoocenę”, „Czuję się samotna nawet w związku i czuję lęk przed małżeństwem. Nieeee, to mi się nie uda”.

Tak piszą dorośli użytkownicy na specjalnym forum dla DDRR. Chodzi o Syndrom określany jako „Dorosłe Dzieci Rozwiedzionych Rodziców”, który przejawia się brutalnie zniszczoną wizją miłości, brakiem nadziei na dobry, zdrowy związek (nie tylko małżeński, ale w ogóle). Badacze i psycholodzy od dawna wiedzą, że cierpienie, które jest efektem rozwodu rodziców, wcale nie kończy się na dzieciństwie.

Dorosłe dziecko rozwodników, wchodząc w związek, boi się powtórzyć błąd matki i ojca. Tym samym zwykle unika podświadomie bliskości, obawia się zaangażowania emocjonalnego, nie potrafi nikomu zaufać. Bywa, że boi się wziąć ślub i zostać rodzicem („aby w razie czego moje dzieci nie cierpiały, jak kiedyś ja”). Sporo takich osób w dojrzałym wieku trafia więc na terapię, aby przepracować lęki i traumy z przeszłości.

Kiedyś oczywiście ani rozwodnicy, ani tym bardziej ich dzieci, nie korzystały z pomocy psychologicznej. Teraz, powoli, ale jednak sytuacja się zmienia.

– Coraz więcej rozwodników prosi o pomoc psychologiczną, terapeutyczną. Obserwuję mimo wszystko wiele par, które starają się konstruktywnie podejść do rozstania, czyli same zgłaszają się do mediacji. Jeszcze dziesięć lat temu ludzie uważali, że mediacja służy wyłącznie godzeniu się małżonków, nakłanianiu ich do powrotu do wspólnego pożycia. Dziś wiedzą, że chodzi o jak najbardziej pokojowe rozwiązanie konfliktów – opowiada mec. Joanna Hetman-Krajewska. – Rzadko, ale zdarza się, że rozwodnicy przychodzą razem do pełnomocnika, mając uzgodnione najważniejsze kwestie.

Jasne, zawsze znajdzie się ktoś, kto odczuwa masochistyczny rodzaj przyjemności w bywaniu na kolejnych rozprawach i rozjątrzaniu problemu. Kto będzie wręcz dążył do konfliktu z drugą stroną, najczęściej kosztem własnych dzieci. – Ale z biegiem czasu małżonkowie są już tak zmęczeni darciem kotów, że nawet jeśli na początku byli wojowniczo nastawieni, to w końcu pojawia się znużenie, wyczerpanie. Siadają razem do stołu na mediacje albo proszą o pomoc swoich pełnomocników– dodaje mecenas.

Czytaj więcej: Dorosłe dzieci o rozwodach rodziców. „Niezręcznie jest patrzeć, jak tata przytula nową dziewczynę”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMilion złotych dla każdego obywatela. Norwegowie dysponują największym na świecie funduszem emerytalnym
Następny artykułŁuków: nocne nagranie z bulwaru