Zapytało mię dziecko – Tata, a co to był komunizm? I miałem deżawu. Lata temu, jak byłem młody i piłem w robocie, budowaliśmy dom sławnego opozycjonisty Czesia, co to go nazywali Sławek. Dom był dziwny i opozycjonista takoż. Mówił o sobie, że jest żydowskim księciem. Był pierwszym księciem jakiego poznałem i pierwszym Żydem co się chwalił, że nim jest. I zanim nas wywalił za pijaństwo, bumelkę i całokształt, słyszałem jak rozmawiał z synem. A Maksio zapytał: Tata, a co to był komunizm? A książę Sławek na to: To jest synku takie sprytne coś, co nawet nie wiesz, że ciągle istnieje. Nic z tego nie rozumiałem, no bo byłem nieźle nawalony, ale zapamiętałem. I choć trzydzieści lat minęło, zastanawiam się, czy można znów dziecku powtórzyć. I z tego zastanawiania nic nie powiedziałem oprócz: Podrośnij najpierw, to pogadamy. Na razie zapamiętaj, że to zło
Ale cuś we mnie siedziało, więc w czwartek jak my siedli na ławeczce opowiedziałem kolegom. Hadziuk i Solejuk mieli niezłą polewkę. „Nie garb się”, „zdejmij łokcie ze stołu” – wołali i generalnie za złego ojca mię mieli. Solejuka nawet rozumiem, bo jak jesteś głąbem, a rodzi ci się gromadka geniuszy, co wypytują o tajemnice wszechświata i filozozoficzne niuanse, to odegrać się na młodszym za lata upokorzeń, swoje prawo ma. Ale Hadziuk? Hadziuk?! Co formalnie dzieci nie ma, choć jedno z żoną przyjaciela zmajstrował, gdy ten w kiciu siedział i to akurat najgłupsze z Solejucząt jest, choć też na studiach?! Aż mię krew zalała i pewnie bym coś palnął, gdyby nie Japycz, co się w takich sytuacjach w mig orientuje i zawsze umie rozmowę skręcić. Więc i teraz powiada: A ty wiesz Pietrek, gdzie prawdziwa komuna panuje? W lesie!
Rozdziawili my gęby, bo jak Japycz cuś powi, to czasem nie wiadomo gdzie zmierza i o co mu się rozchodzi. Hadziuk i Solejuk też rozdziawione gęby mieli, aż nagle cuś błysło między uszami Hadziuka i mówi: A! Robin Hood! Na jelenie polował, a potem równo dzielił, żeby cała leśną gromadkę wykarmić. Może i miało to pozór sensu, ale coś czułem, że Japycz nie o tym.
I miałem rację, bo nam Japycz zaczął opowiadać o najnowszych odkryciach, co to w prasie zagranicznej wyczytał. Że las jest jak jedna wielka komuna, co nim grzybnia zarządza i tylko tym się ta grzybnia od partii komunistycznej różni, że naprawdę dba o dobro całego lasu i jak na przykład brzozy potrzebują więcej energii i minerałów, to grzybnia od innych drzew zabiera i brzozy dokarmia, a potem nadwyżki od brzóz przekazuje dębom i tak robi, żeby las rósł w zgodzie i dobrobycie. I że gdyby na ziemi tylko las był, to by nigdy wojen nie było, tylko harmonia i rozwój, bo grzybnia by o to zadbała. A co z tego ma grzybnia? – zapytał Solejuk. Ano ma – odpowiedział Japycz – bo za zarządzanie kawałek tortu dla siebie bierze i dzięki temu się rozrasta i jeszcze lepiej o las dba. Czyli pasożyt – podsumował Hadziuk, ale Japycz był przygotowany i cały wykład zrobił, że bez grzybni pewne elementy dla niektórych drzew nie byłyby dostępne, bo grzybnia je rozkłada i rozdziela według potrzeb i możliwości absorpcji. Co to ta absorpcja to nawet nie zdążyłem zapytać, bo dyskusja rozgorzała taka, że ho ho. Bo Hadziuk stwierdził, że drzewa som jak niewolnicy, a Solejuk dodał, że zawsze entelegentów za liszaja miał, co to się na zdrowej ścianie rozpycha, ale że teraz jak sam maturę robi, to trochu zmienia zdanie, bo więcej rozumi. No to się zawściekł Hadziuk, że mu od głupków wymyślają, bo matury nie ma i tyle było naszej rozmowy o komunizmie i grzybni, bo naturę mądrości przyjaciołom moim zachciało się zgłębiać, a to jak wiadomo wyjątkowo głupie zajęcie przy piwie. Zwłaszcza czwartym.
Wróciłem do domu i o wszystkim zapomniałem. Tylko w nocy obudziłem się zlany potem, że grzybnia zabrała mi wodę, gaz i prund, bo rząd Czerepacha uznał, że potrzebne są bardziej gdzie indziej.
Pietrek
Komentarze
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS