A A+ A++

Mija rocznica kataklizmu – to był największy pożar lasów w Europie! Martwa cisza, popiół i czerń po horyzont. Taki postapokaliptyczny krajobraz czekał na leśników w lasach Kuźni Raciborskiej, gdy udało się opanować szalejący ogień największego wówczas pożaru w Polsce i Europie środkowej oraz wschodniej po II wojnie światowej. Po 30 latach, las udało się odbudować, ale ten nadal gdzieniegdzie przypomina o dramatycznych wydarzeniach sprzed lat. Dokładnie 30 lat temu, 26 sierpnia, 1992 roku, w lesie, w Kuźni Raciborskiej zauważono pierwsze płomienie.

Wielki pożar w Kuźni Raciborskiej pochłonął 10 tys. hektarów lasu. Leśnicy latami odbudowywali ekosystem. 30 lat później wciąż ślady pożaru

Gdy strażacy zakończyli dogaszanie pogorzeliska i zaczęli pakować węże strażackie do swoich samochodów, na miejsce przyjechali leśnicy. Zresztą już w trakcie akcji gaśniczej intensywnie pomagali ratownikom, dogrywając swego rodzaju kolejność prowadzonych działań. Trudno tu jednak mówić o ścisłej współpracy. Wszyscy grali do jednak bramki, lecz każdy jakby w innym meczu. Brak koordynacji i sprawnego oprzyrządowania państwa był widoczny niemal na każdym kroku.

– Każda ze służb miała inny system łączności, trudno było to wszystko ze sobą zgrać. Wyglądało to trochę jak na dzikim zachodzie, bo także i odpowiedzialność nie była sformułowana i sprecyzowana – wspomina Kazimierz Szabla, były nadleśniczy z Rybnika i Rud.

Syreny ucichły, woda nie lała się już strażackich samochodów. Jest sukces, akcja gaśnicza zakończona. Ale co dalej? Pozostała tylko cisza, kompletna cisza i nic więcej.

Zobacz galerię(25 zdjęć)

– Kiedy już odjechały wszystkie służby, kiedy przejeżdżaliśmy przez pożarzysko – to co nas wtedy uderzało, to martwa cisza. Martwa cisza, popiół i czerń po horyzont. Absolutnie zero śpiewu ptaków, żadnego szelestu drzew. Ani jeden ptak, nic kompletnie – wspomina z wielkim trudem leśnik.

Zobacz galerię(25 zdjęć)

Widok spalonych drzew, a właściwie resztek pni i konarów, które nie zdążyły spłonąć. Tyle zostało po szalejącym kilka dni pożarze. Ognia już nie ma, został jednak postapokaliptyczny krajobraz.

– To było przygnębiające. Widzieliśmy spalone drzewa i zadawaliśmy sobie pytanie, jak się do tego zabrać. Przecież my nie mieliśmy doświadczenia na taką skalę! Już nie mówię nawet o względach organizacyjnych, bo struktury były dopiero co świeże. To wszystko się docierało i nikt nie miał odpowiednich doświadczeń – dodaje Szabla.

Głowy pełne mieszanych uczuć, przygnębienie. Nie było już czasu, ani ochoty by szukać winnych. Tym zresztą mieli zająć się inni. Trzeba było wziąć się w garść i zacząć wielkie sprzątanie, czarnej jak smoła ziemi. Pracy było aż tyle, że leśnicy spędzali na pożarzysku właściwie każdy dzień tygodnia. Nie było mowy o wolnym. Dla każdego z nich, to lata wyjęte z życia. Niemal wszystkie prace, leśnicy wykonywali ręcznie. Dziś to nie do pomyślenia. A oni to zrobili.

ZOBACZ REPORTAŻ DZ PRZYGOTOWANY NA 25. ROCZNICĘ TRAGICZNEGO POŻARU W KUŹNI RACIBORSKIEJ

– Byliśmy wtedy tuż po zmianach systemowych i sytuacja gospodarcza Polski nie była najlepsza. Brakowało nam narzędzi, którymi dzisiaj leśnicy dysponują. Wszystko odbywało się ręcznie. Łącznie z tym, że każdą sztukę trzeba było pomierzyć, nadać jej numer i wpisać do wykazu odbiorczego. To było mnóstwo papierkowej roboty. Gdyby dzisiaj przyszło usuwać skutki takiej klęski, to do dyspozycji mielibyśmy maszyny wielozadaniowe, które potrafią zastąpić pracę kilkudziesięciu ludzi. Wtedy trzeba było to wszystko robić siłą fizyczną ludzi – opowiada leśnik.

Walka toczyła się o to, by nie dopuścić do jeszcze większych strat. Leśnicy ratowali surowiec, by w drugim rzędzie rozpocząć wprowadzanie na nowo lasu. Warunki były jednak skrajnie niekorzystne. Brak materiału sadzeniowego i degradacja środowiska, która nastąpiła nie tylko przez rozległość i totalność pożaru, lecz także przez rozwój przemysłowy. Gdy leśnicy uporządkowali las i dotarli do ściółki leśnej, znów w ich oczach stanął strach, zwątpienie.

– Byliśmy w jakimś stopniu bezradni, bo degradacja środowiska była tak znaczna, że wiele gatunków, które chcieliśmy tu wprowadzać, by uodpornić ten las na różne czynniki, po prostu się nie udawało. Zniszczenie i chemizacja tej gleby była tak duża – mówi Kazimierz Szabla.

Odsłonięta powierzchnia pokryta czarnym popiołem nagrzewała się do 50 stopni Celsjusza. Brak życia biologicznego w glebie. Zerwane łańcuchy w ekosystemie i nieustające pytania co dalej. Obieg materii nie odbywał się tak, jak w normalnym lesie. W pierwszych latach, sadzonki nie znajdowały warunków do tego, żeby normalnie rosnąć. Leśnicy podpatrywali więc działania z innych europejskich krajów.

– Gdy człowiek staje przed dużym zadaniem i idzie to do przodu, to ma motywację. Natomiast jak widzi się taką syzyfową pracę, to po prostu ręce opadają. Poszukiwaliśmy rozwiązań, która miała pozwolić nam zwiększyć efektywność tych odnowień. To był wyścig z czasem, bo natura używa takich roślin, które potrafią całkowicie zagłuszyć wszystko i nie pozwolić, by cokolwiek innego i wartościowego tam wyrosło – wspomina leśnik.

Taka sytuacja, dla leśniczych była olbrzymim obciążeniem. Odbijała się na ich psychice, jak i na całym zdrowiu. – Te napięcia i obciążenia były niewyobrażalne, tego nie da się określić – mówi.

Wreszcie. Wielomiesięczna praca tysięcy osób zaczęła przynosić efekty. Olbrzymie zaangażowanie i chęć odtworzenia swojego miejsca na Ziemi spowodowała, że lasy w okolicach Kuźni Raciborskiej zaczęły się odradzać. Sadzonki zaczęły się przyjmować, z każdym rokiem przybywało nowych drzew. Minęło jednak 30 lat, a kuźniańskie lasy wciąż miejscami przypominają o swojej brutalnej przeszłości.

– Ten las tętni już życiem, ale to nie znaczy, że praca leśników się zakończyła. Jest tam wiele drzewostanów, które wymagają jeszcze przebudowy. To praca na lata i takie zresztą przyjęliśmy założenia tuż po pożarze – dodaje nadleśniczy.

Co jednak, jeśli sukces leśników znów pójdzie na marne? Pożar znów może pojawić się w każdej chwili i opanować teren, który zabrał w 1992 roku.

– Wtedy w lasach mieliśmy już system ochrony przeciwpożarowej, stworzony przez Tytusa Karlikowskiego. Był system łączności i system prognozowania zagrożeń. Była sieć dostrzegalni, bo to właśnie w jednej z nich zauważyliśmy pożar. Nie było więc tak, że zaczynaliśmy od zera i rok 1992 był początkiem tego systemu – dostrzega leśnik.

Pożar sprzed 30 lat dał jednak asumpty do tworzenia krajowego systemu ratowniczo-gaśniczego. Ten został opracowany przez ludzi, którzy w większości brali udział przy tym pożarze. To właśnie oni doskonale wiedzieli, co wtedy nie funkcjonowało, co można było zrobić inaczej. Po prostu lepiej.

– Przecież znów wystarczy jedna iskra, by wszystko mogłoby obrócić się w popiół. Wybudowano więc system ochrony przeciwpożarowej, w tym pasy przeciwpożarowe pierwszego i drugiego rzędu. To w sumie ponad 200 kilometrów. Ich celem było sprowadzenie pożaru do ziemi, co pozwoliłoby opanować ogień, który nie rozprzestrzeniałby się koronami drzew. Niektóre procedury były jedynie tymczasowe, a niektóre z nich do dziś funkcjonują. To także system zaopatrzenia wodnego i drogi dojazdowe – wspomina nadleśniczy.

To był największy pożar lasów w Europie! W 30 rocznicę trage…

Klęska z 1992 roku była motorem znacznego rozwoju. Zarówno organizacyjnego, jak i doskonalenia systemu ochrony przeciwpożarowej. Dzięki temu, obecnie mamy jeden z najlepszych systemów w Europie. Nic więc nie dzieje się bez przyczyny.

– To nie jest jednak tak, że możemy spać spokojnie. Nawet najlepsza technika, nie poradzi sobie z siłą przyrody. Nie sądzę, by w ogóle kiedyś to nastąpiło – mówi z obawą Kazimierz Szabla.

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWielkopolska: Kobieta oszukana „na amerykańskiego lekarza”. Straciła dużo pieniędzy!
Następny artykułOtwarcie Laboratorium Centralnego DIAGNOSTYKA