Cisza. Borowce, niewielka miejscowość w powiecie częstochowskim. Na ulicy Borowieckiej nie ma żywej duszy. Wieś wygląda niepozornie, tak jakby się tu nic nie stało. Tak jakby zapadła w błogi sen, chcąc zapomnieć o potrójnym zabójstwie, rodzinnej tragedii, której nikt się nie spodziewał. – Ludzie trochę zapomnieli. Jest jak jest – mówi nam jeden z mieszkańców. Strach ich jednak nie opuścił. Mija już rok od zbrodni. W nocy z 9 na 10 lipca Jacek Jaworek zastrzelił swojego brata, jego żonę i ich syna. Cudem przeżył 13-letni bratanek mordercy. Nieznany nikomu wcześniej Jaworek, jest dzisiaj jednym z najbardziej poszukiwanych przestępców w Europie.
Borowce, 12 lipca 2021 roku. Wjeżdżamy do tej niewielkiej wsi w powiecie częstochowskim. Wita nas ładny napis i zadbany plac zabaw. Przejechanie całej wsi zajmuje kilkanaście sekund. Zatrzymujemy się przy remizie OSP. Stoi tu kilkadziesiąt radiowozów, a kilkuset policjantów i strażaków szykuje się do akcji poszukiwawczej. No i media. Ich nie może zabraknąć, są wozy transmisyjne wszystkich największych telewizji i rozgłośni radiowych.
Tak wygląda ta niewielka wioska dwie doby po brutalnej zbrodni, w której zginęła trzyosobowa rodzina. Mieszkańcy są w szoku. Rozmawiają z dziennikarzami, ale chyba jeszcze nie dociera do nich, że niemal za płotem ich domów rozegrał się koszmar, który na zawsze odmienił Borowce. Wtedy wszyscy są przekonani, że Jacek Jaworek wkrótce zostanie zatrzymany, może sam się podda. A może strzelił sobie w łeb – w tym rozwiązaniu nikt nie widzi niczego niewłaściwego, bo przyniosłoby ono ulgę. Ulgę, na którą wieś czeka już rok. Jaworek do dzisiaj nie został bowiem zatrzymany. Jak dzisiaj wygląda życie w Borowcach? Mieszkańcy nie chcą pamiętać, ale pamiętają…
Zobacz zdjęcia:
Borowce, 8 lipca 2022 roku. Mieszkańcy Borowców żyją normalnie, ale mówić o wydarzeniach sprzed roku już nie chcą. Chcą zapomnieć o tym, co wydarzyło się w nocy z 9 na 10 lipca w 2021 roku. Niewielką wsią w powiecie częstochowskim wstrząsnął dramat, którym żyła cała Polska.
�
W piątek odwiedzamy Borowce, skropione letnim deszczem. Jest spokojnie, wręcz sennie. To prawdziwa oaza spokoju, miejsce, które idealnie nadaje się na odpoczynek. Ceglany dom, który doskonale znamy z telewizji i innych mediów, nie pozwala nam jednak zapomnieć o potrójnym zabójstwie, do którego doszło rok temu. Wówczas Jacek Jaworek zastrzelił w rodzinnym domu swojego brata, jego żonę i swojego bratanka. W sumie postrzelił swoje ofiary 10 razy, a każdy pocisk trafiał w części “wrażliwe dla życia”.
– Ludzie trochę zapomnieli. Jest jak jest. Wątpliwa sprawa, żeby go znaleźli. Nie wiem, czy sobie “skurkowaniec” czegoś nie zrobił. Nie wiadomo – opowiada nam jeden z mieszkańców. Nie chce się przedstawiać. – Nie ma o czym mówić – macha ręką i idzie do swojego domu.
Według śledczych, podejrzany o zabójstwo Jacek Jaworek zastrzelił brata, szwagierkę i ich 17-letniego syna. Jedyną osobą, która przeżyła, był młodszy syn zabitego małżeństwa. Miał wtedy 13 lat. Jako jedyny przeżył masakrę. Schował się w szafie, a później uciekł z domu do swoich kuzynów. Jacka Jaworka, podejrzanego o tę zbrodnię, do tej pory nie udało się schwytać. Mężczyzna jest poszukiwany przez policję w Polsce i za granicą.
– Nie złapali go, ani nic. Na jakiej podstawie chcą go oskarżyć? Motor i samochód zostawił. Jakby myślał o tym wcześniej, to by sobie pozałatwiał. A to nerwy. Trochę nerwowy to on był. Ojciec i dziadek jego to też nerwowi byli – mówi nam jedna z pań, która znała Jacka. Zaprosiła nas do kuchni. Gotowała rosół. – Na początku każdy się bał. No wiadomo, baliśmy się, czy coś z tego nie będzie. Niektórzy narzekali na niego, to się bali – dodaje patrząc przez okno.
�
Mieszkańcy Borowców żyją normalnie. Nie chcą już wracać do tragicznych wydarzeń sprzed roku.
– Jak na razie jest spokojnie. Cisza. Nie wiem, czy go znajdą czy nie. Jak to będzie, ale tak to nie jest źle po prostu… Zaraz to trochę było kłopotu, policji, wszystkiego. Jeździli. Teraz? Jest w porządku jakby tego nie było – mówi jeden z mieszkańców.
Śledztwo trwa. Przez ten rok policja przesłuchała prawie 100 świadków, wśród których są prawie wszyscy mieszkańcy wsi, członkowie rodziny i znajomi Jaworka.
– Zaglądają. Przyjadą, trochę postoją. Mieli kłopot. Szukali przecież i sprawdzali wszystko, ale ślad zaginął i koniec – opowiada kobieta. – Nieraz przyszedł, zajrzał do mnie jak leżałam po tym wypadku. Nic nie rozmawiał, że w domu źle czy coś. Nic, nic. W ogóle. Jak to się stało, to się zdziwiłam, że to tak mogło się stać, ale to sprawy rodzinne i wszystko to wiadomo, jak to wyszło.
W poszukiwanie Jaworka zaangażowanych było blisko 200 funkcjonariuszy. Policjantów ze Śląska wspomagali mundurowi z innych województw oraz niemiecka policja z psami saksońskimi. Podejrzany jest poszukiwany listem gończym i Europejskim Nakazem Aresztowania. Wystawiono również za nim czerwoną notę Interpolu. Komendant wojewódzki Policji w Katowicach nawet w pewnym momencie wyznaczył nagrodę w wysokości 20 tys. zł za informacje, które pomogą w odszukaniu Jacka Jaworka. Nic nie pomogło. Chociaż w Borowcach jest spokojniej, na wieś dalej przyjeżdża policja.
�
– Byli chwilę, poszli i pojechali. Nie wiem, czy przyjechali na tort, czy na szampana po roku. Śmieszne to jest. Teraz go szukać? Policji tyle… – wzdycha jeden z panów – Wcześniej była cała zgraja tego. Wtedy padało. Ani ślady, ani psy. Nic nie pomogło.
– Policja? Przedwczoraj byli. Przyjeżdżają często. Tutaj zaglądają jeszcze do tego domu – wskazuje na ceglany dom, w którym Jaworek miał dokonać masakry. – Nie wiadomo, co on myślał, jak to zrobił.
Zobacz także
Częstochowska prokuratura ma bogate materiały dowodowe w sprawie zabójstwa w Borowcach. Tylko co z tego, skoro policja nie potrafi nadal zatrzymać poszukiwanego. Dlatego spekulowano, że śledztwo może zostać zawieszone, ostatecznie zostało przedłużone o pół roku.
�
Już w grudniu Prokuratura Okręgowa w Częstochowie otrzymała dwie ważne ekspertyzy w sprawie. Pierwszą z nich są wyniki badań biologicznych i DNA, które zlecono. Drugie to ekspertyza balistyczna.
Sprawca oddał 10 celnych strzałów w kierunku ofiar, które w większości trafiły w “części wrażliwe dla życia”. W sumie oddał kilkanaście strzałów. Jacek Jaworek prawdopodobnie strzelał z broni kaliber 7,65 mm. To nasze ustalenia, bo śledczy na razie nie ujawniają ze względu na dobro śledztwa
Przesłuchano także wszystkich świadków, w tym 13-letniego syna małżeństwa, któremu jako jedynemu udało się uciec z miejsca tragedii. O strzelaninie powiadomiła policję kobieta zanim zmarła. Sekcję zwłok ze względu na charakter sprawy wykonano we Wrocławiu.
Prokuratura Okręgowa w Częstochowie bada wszystkie wątki związane z poszukiwaniami Jacka Jaworka. Sprawdzana była m.in. sprawa paczki, która pod koniec września dotarła z Francji do Borowców. Była ona zaadresowana na adres remizy OSP, ale na Jacka Jaworka, mimo że nigdy nie był on strażakiem. Paczkę wysłał jeden gigantów na rynku internetowym. Niestety, firma wciąż nie odpowiedziała prokuraturze, ale nawet gdyby to uczyniła, to mało prawdopodobne, aby przyczyniło się to do odnalezienia poszukiwanego.
– Wciąż czekamy na opinię uzupełniającą biegłych z zakresu medycyny, którzy mieli ją wydać, po zapoznaniu się z ekspertyzą balistyczną. W ramach śledztwa wystąpiono o kilkanaście opinii. Przeprowadzono również badania poligraficzne z udziałem wariografu, w których wzięli udział świadkowie, którzy mieli kontakt z poszukiwanych tuż przed popełnieniem zabójstwa – mówił w czerwcu prokurator Tomasz Ozimek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
�
– Ponadto poprosiliśmy o pomoc prawną do dwóch krajów Unii Europejskiej – dodawał prokurator Tomasz Ozimek. Jak udało się nam dowiedzieć, chodzi o przekazanie danych telekomunikacyjnych i informatycznych.
Całe Borowce czekają na zakończenie śledztwa, które będzie możliwe tylko po zatrzymaniu Jacka Jaworka.
Współpraca Bartłomiej Romanek
Musisz to wiedzieć
Polecane oferty
Materiały promocyjne partnera
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS