A A+ A++

Remont oddziału czy uruchomienie bezpłatnej szkoły rodzenia nie pomogły w ostatnich latach zachęcić do porodów w Miejskim Szpitalu Zespolonym w Częstochowie. Oddziałowi ginekologiczno-położniczemu grozi zamknięcie. Władze szpitala już na poważnie rozważają jego likwidację z powodu znikomego zainteresowania przez rodzące. Są tygodnie, że na oddziale przebywa jedna rodząca. Co stanie się z pracownikami?

Już w kwietniu tego roku pisaliśmy, że miejska porodówka świeci pustkami. Na oddziale położniczo-ginekologicznym Miejskiego Szpitala Zespolonego w Częstochowie przy ulicy Mickiewicza przebywała wtedy tylko jedna rodząca. wtedy władze szpitala uspokajały, że dyrekcja szpitala nie podjęła żadnych działań zmierzających do ograniczenia działalności czy likwidacji Oddziału Ginekologii i Położnictwa MSZ. Niestety sytuacja oddziału nie poprawiła się. Obecnie rozważane jest na poważnie jego zamknięcie.

– Trwają analizy funkcjonowania oddziału ginekologiczno – położniczego. Brak porodów sprawia, że działalność w zakresie położnictwa wymaga zastanawiania się nad dalszym funkcjonowaniem, z uwagi na ujemny wynik finansowy – informuje Dariusz Kopczyński, p.o. z-cy dyrektora ds. lecznictwa w SP ZOZ Miejski Szpital Zespolony.

Co z oddziałem ginekologicznym, który zajmuje się szerszą działalnością niż położniczy?

– W zakresie ginekologicznym Oddział może nadal funkcjonować – przekonuje Kopczyński.

Obawy związane z likwidacją położnictwa na Mickiewicza mają jego pracownicy.

– Jeśli oddział zostanie zamknięty, to nie wszyscy znajdą pracę w okolicy. Będzie trzeba albo dojeżdżać o wiele dalej, albo w ogóle wyprowadzić się z miasta – mówi nam pracownik oddziału.

Jak wynika z naszych ustaleń, oddział miałby działać do końca sierpnia. Co stanie się potem z kilkudziesięcioma pracownikami?

– W przypadku podjęcia decyzji o zawieszeniu w części działalności oddziału, będą podejmowane decyzje dotyczące pracowników – poinformował lakonicznie Dariusz Kopczyński.

Częstochowskiej porodówce nie pomaga demografia. Z roku na rok w mieście rodzi się coraz mniej dzieci. Z danych Urzędu Stanu Cywilnego w Częstochowie wynika, że w roku 2023 w naszym mieście urodziło się 1231 dzieci. To znacznie mniej niż w 2022. Taka tendencja zresztą – z jednym wyjątkiem – utrzymuje się już od kilkudziesięciu lat.

Poniżej przedstawiamy poszczególne lata i liczbę urodzonych w nich dzieci:

  • 2011 rok – 3651
  • 2012 rok – 3581
  • 2013 rok – 3286
  • 2014 rok – 2901
  • 2015 rok – 2805
  • 2016 rok – 2738
  • 2017 rok – 2787
  • 2018 rok – 2654
  • 2019 rok – 2543
  • 2020 rok – 2006
  • 2021 rok – 1673
  • 2022 rok – 1540
  • 2023 rok – 1231.

Spośród wszystkich dzieci – 1231 – urodzonych w 2023 roku w Częstochowie, 81 to dzieci obywateli Ukrainy.

– Jak dotąd był to rok rekordowy pod względem liczby dzieci tej narodowości urodzonych w Częstochowie – mówił podczas prezentacji danych statystycznych w styczniu tego roku, Rafał Bednarz, kierownik Urzędu Stanu Cywilnego w Częstochowie. – Oczywiście rodzą się u nas dzieci wielu narodowości, ale ukraińska jest w tym momencie dominującą – dodał.

Ponad 1/4 dzieci (26,15%) urodzonych w naszym mieście w roku 2023 to dzieci niepochodzące z małżeństwa. Taka tendencja jest jednak widoczna w większości dużych miast w całym kraju.

– Liczba częstochowianek i częstochowian – nowych mieszkańców miasta, urodzonych w roku 2023 wyniosła, według prowadzonego przez Wydział Spraw Obywatelskich Urzędu Miasta Rejestru Mieszkańców 1027 – wyjaśnił Rafał Bednarz.

I w tym przypadku mamy również tendencję spadkową.

Poniżej przedstawiamy poszczególne lata i zarejestrowaną w nich liczbę urodzeń zgodnie z rejestrem mieszkańców:

  • 2016 rok – 1 764
  • 2017 rok – 1 770
  • 2018 rok – 1 642
  • 2019 rok – 1 572
  • 2020 rok – 1 453
  • 2021 rok – 1 317
  • 2022 rok – 1 213
  • 2023 rok – 1 027

Wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny (Lewica), jednocześnie były dyrektor Szpitala Miejskiego w Częstochowie, proponuje, by ratować finanse służby zdrowia, zastąpienie składki tzw. podatkiem zdrowotnym.

Konieczny w rozmowie z PAP przyznał, że nie zgadza się z tezą, że “zmniejszenie finansowania ochrony zdrowia poprawi jej stan”. “Naszym zdaniem nakłady powinny rosnąć” – powiedział. Zmiany ograniczenia składki zdrowotnej dla przedsiębiorców ze skutkami za rok 2025 na poziomie 4 mld zł zapowiedział w piątek minister Andrzej Domański.

– Wiemy, że w przyszłorocznym budżecie zabraknie środków na zdrowie, a my proponujemy rozwiązanie na załatanie tej luki pieniędzmi z podatków płaconych przez przedsiębiorstwa, takie jak Orlen, PGNiG, które mają wysokie zyski i nie będą musiały podnosić cen. Mogą więc sfinansować zdrowie Polaków – mówił wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny.

Wyjaśnił, że kompromisem, którego oczekuje minister finansów, byłoby utrzymanie wysokości składki na obecnym poziomie.

– To i tak oznacza większe dopłaty budżetowe w przyszłym roku przy tej procedurze nadmiernego deficytu, którą obecnie mamy – wskazał.

Konieczny zauważył, że propozycja Lewicy nie jest jednak możliwa do wprowadzenia od początku przyszłego roku.

– Nasza reforma nie może być zrealizowana wcześniej niż z początkiem 2026 r. Ona jest skomplikowana – powiedział wiceminister.

Koncepcja Lewicy zakłada zastąpienie od 2026 r. obecnej składki zdrowotnej 9-procentowym podatkiem od zdrowia, który będą uiszczać zarówno płatnicy PIT, jak i CIT. Osoby na etacie i część przedsiębiorców miałaby opłacać 9-procentową stawkę podatku, czyli tyle, ile obecnie wynosi składka. Także osoby płacące podatek liniowy i ryczałt miałyby płacić 9 proc. podatku (obecnie liniowcy płacą 4,9 proc., a tzw. ryczałtowcy zależnie od przychodu). Miałoby to przynieść wzrost nakładów na zdrowie o około 32 mld zł rocznie.

Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl

Polecane oferty

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrzedsiębiorcy załamują ręce. W polskich górach turystów jest jak na lekarstwo. “To nasz koniec”
Następny artykułUjęli poszukiwanego mężczyznę