„Widzę jego śmierć – oczywiście nie w formie magicznej, że odszedł ostatniego dnia roku – niewątpliwie jako pewien znak, jako pewne zaproszenie do refleksji, na ile jesteśmy zdolni jako chrześcijanie, jako rzymscy katolicy, stać na fundamentach Kościoła tak, żeby bronić prawdy, bronić tego dorobku chrześcijaństwa i przy wielu falach przeciwnych i przy “zdolnościach” diabła, żeby wnikać do wnętrza Kościoła, obronić go przed złem” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Jan Żaryn.
CZYTAJ TAKŻE: Setki wiernych oddają hołd Benedyktowi XVI. Do Bazyliki płynie rzeka ludzi z całego świata. Przybyli również prezydent i premier Włoch
wPolityce.pl: Gdy kard. Ratzinger został wybrany papieżem, przyjął imię „Benedykt XVI”. Pojawiły się wówczas głosy, że to może być nawiązanie do św. Benedykta z Nursji, który przyniósł Europie swoistą odnowę. Czy podobnie papież Benedykt XVI nie próbował tchnąć w Europę ducha wiary, także w jej życie polityczne, społeczne i kulturalne?
Prof. Jan Żaryn: Jeśli chodzi o odwołanie do imienia, to oczywiście z jednej strony jest to św. Benedykt, czyli fundamenty chrześcijaństwa w świecie niezwykłego zaburzenia, wynikającego z upadku Rzymu, cywilizacji, przetaczania się barbarzyńskich ludów, jednocześnie wprowadzania w ten chaos porządku właśnie antycznorzymskiego, ale udoskonalanego myślą chrześcijańską i wiarą w Jedynego Boga. I to jest niewątpliwie także czas Benedykta XVI, rozumiany jako moment, w którym musi istnieć twardy fundament wiary, fundament poznania prawdy, by z tego chaosu relatywnego świata mogła wydobyć się nieskażona myśl.
Ale myślę, że to również nawiązanie do jego poprzednika na Tronie Piotrowym, czyli Benedykta XV, którego pontyfikat przypadł na niezwykle dramatyczny okres w dziejach Europy i świata, czyli wybuch tzw. Wielkiej Wojny. Wówczas wydawało się, że nie może być straszliwszego konfliktu, a który w latach 1914-1918 przeobraził mentalność ówczesnych pokoleń belle epoque, która wydawała się epoką idealną, opartą na niezwykłym postępie technicznym, na zwycięstwie rozumu. Rozpadła się ona pod wpływem rozbieżnych interesów politycznych wielkich mocarstw ówczesnego świata i doprowadziło to do śmierci milionów ludzi z wykorzystaniem jednocześnie najnowocześniejszej na ówczesne czasy broni masowego rażenia. Ten wynik niejako nieokiełznanego rozwoju rozumu owocował śmiercią człowieka. Wyparcie Boga skutkowało nieszczęściem, tragediami ludzkiej egzystencji, także w tym wymiarze dnia codziennego. W związku z tym odpowiedzią była ogromna działalność, niezwykle logiczna wewnętrznie, Kościoła powszechnego Benedykta XV, z jednej strony poprzez dążenie do zawarcia pokoju, a z drugiej strony w dziełach charytatywnych na rzecz tych najbardziej dotkniętych wybuchem wojny.
Wydaje się więc, że Benedykt XVI, przyjmując to imię, nawiązał do tych dwóch postaci. Bo rzeczywiście czasy niezwykłe, brzegowe, doprowadzające człowieka w nową sytuację zewnętrzną, wymagały takiej ostoi, fundamentu opartego na doskonaleniu rozumu, ale rozumu który jest wspierany wiarą. To jedyna recepta na dzisiejszy wielki niedosyt tej prawdy, która powinna w świecie dominować, a teraz została w dużej mierze zdeprecjonowana, narażona na daleko idące wątpliwości.
Papież Benedykt XVI z pewnością zostanie zapamiętany jako wielki przeciwnik “zerwania”, czyli twórca koncepcji „hermeneutyki ciągłości”, rozumianej jako szacunek i nawiązanie do tradycji w Kościele w kontekście II Soboru Watykańskiego. Ale czy nie wyrażało się to także w szerszym spojrzeniu Ojca Świętego na świat, historię czy w końcu samego człowieka?
Niewątpliwie papież Benedykt XVI, co było dla nas bardzo wymowne, nawiązywał – i to także językiem emocjonalnym – do pontyfikatu Jana Pawła II, czyli właśnie do tego, co stanowiło takie sedno dobrze rozumianego konserwatyzmu w Kościele, tj. nawiązywania do tradycji. My, Polacy, mieliśmy szczególnie w okresie komunizmu i pontyfikatu Jana Pawła II taką świadomość, może nie zawsze artykułowaną, że właśnie historia polskich dziejów, historia łączności między życiem narodu, a życiem Kościoła, jest w gruncie rzeczy warunkiem trwałości narodów europejskich, jest warunkiem trwałości pewnego porządku moralnego, także trwałego zestawu norm, które odwołują się do natury człowieka, a zostały wypracowane właśnie przez kulturę chrześcijańską na terenie Starego Kontynentu. Stąd mieliśmy jako Polacy taki wyjątkowo ciepły stosunek do papieża Benedykta XVI, paradoksalnie do papieża, który był Niemcem i Bawarczykiem, bardzo mocno związanym nicią patriotyzmu z tą ziemią, a jednocześnie właśnie człowiekiem, który niezwykle mocno doceniał istnienie ciągłości, tradycji narodów katolickich, jako tych dawców doświadczenia, rozumienia fundamentów nauki Kościoła. To było wyraźnie widoczne w pontyfikacie Benedykta XVI.
Z tej perspektywy polskiego doświadczenia historycznego należy podkreślić, że Benedykt XVI był ostatnim papieżem, który rozumiał kulturę europejską tak, jak my Polacy chcielibyśmy, żeby była rozumiana, odczuwana i przeżywana – jako kultura, która niesie ze sobą rozwiązania także ustrojowe, prawne i oparta jest razem ze swoimi normami na nauce Kościoła. A więc nie w sprzeczności Europa ma podążać ku przyszłości, ale właśnie korzystać z tego niezwykłego dorobku chrześcijańskiego, nieporównywalnego do jakiego innego. Inaczej mówiąc językiem prof. Feliksa Konecznego, to cywilizacja łacińska, która wydaje się nam, Polakom, takim najdoskonalszym wypracowanym porządkiem świata, jest do ochrony, a na dodatek ten porządek cywilizacji chrześcijańskiej właśnie za sprawą kolejnych papieży – Jana Pawła II i Benedykta XVI – wydawało się, że mógł triumfować. Tego znakiem była oczywiście likwidacja dominacji sowieckiej, czyli tego barbarzyństwa bolszewickiego na terenie Europy Środkowej i Wschodniej. A liczyliśmy pewnie także, że pontyfikat Benedykta XVI wzmocni fundamenty Kościoła w walce dużo trudniejszej, która wynikała z relatywizmu panującego na Zachodzie kontynentu europejskiego.
Skoro mowa o relatywizmie, to nie można przy tej okazji nie wspomnieć o wielkim eseju Benedykta XVI, napisanym przez niego w czasie papieskiej emerytury, w którym wskazywał na źródła kryzysu moralnego w Kościele, także w nawiązaniu do pedofilii wśród duchownych. Pisał w nim wprost o niszczycielskich skutkach rewolucji seksualnej z lat. 60
Podkreśliłbym tutaj bardzo mocno to, co jest tym fundamentem i co stanowiło w pontyfikacie Benedykta XVI kontynuację pontyfikatu Jana Pawła II, czyli encyklika Fides et ratio. Zresztą najprawdopodobniej Jan Paweł II konsultował jej tekst z kard. Ratzingerem. Fides et ratio, czyli wiara i rozum do dziś stanowią potężną, w tym dobrym tego słowa znaczeniu, siłę obronną Kościoła, ludzi Kościoła i nas ludzi wierzących, właśnie przed tym światem relatywnym, który jeśli chodzi o sprawy seksualne, okazało się, że jest nie tylko światem opanowującym przestrzeń w której działa Kościół, ale jest i niebezpiecznym wewnątrz Kościoła, działając i relatywizując postawy także niestety kapłanów, biskupów, czy kardynałów, biorących odpowiedzialność, czyli sprawujących władzę w Kościele. Jak wiadomo, to pojęcie władzy jest innym niż w państwie świeckim. To pojęcie jest w tym przypadku związane z odpowiedzialnością, a przede wszystkim odpowiedzialnością biskupów, kierujących Kościołami partykularnymi i w których to kuriach biskupich znajdowała i znajduje się niestety do dzisiaj przestrzeń w której można promować sprzeczne normy. To nie chodzi tylko o kwestie dotyczące wprost seksualizmu, homoseksualizmu, ale także takich podstaw wiary, czy przykazań Kościoła jak trwałość małżeństwa, jak istnienie sakramentów. Sakrament komunii i poprzedzający go sakrament pokuty i pojednania też są podważane oraz protestantyzowane przez niepohamowanie rozumu w tym dyktatorskim zapędzie, by rozum miał rzekomo wystarczyć do zrozumienia tajemnic i boskiego sprawstwa istnienia Kościoła na ziemi.
Oczywiście, w kwestiach seksualnych to Benedykt XVI podjął jednoznaczną decyzję, że homoseksualiści, ujawniający taką tendencję, nie mogą być kapłanami, klerykami w seminariach duchownych, że należy tę praktykę ukrócić. To miało swoje olbrzymie znaczenie jeśli chodzi właśnie o obronę tych fundamentów Kościoła, gdzie zło nazywa się złem, a dobro nazywa się dobrem. Zboczenie, czy choroba, czy nawet delikatnie nazywając nienormatywne zachowania są grzesznymi zachowaniami, które rodzą złe skutki.
Ojciec Święty Benedykt XVI dokonał historycznego wydarzenia, abdykując i stając się papieżem emerytem. Poprzednio dokonał tego Celestyn V, ale przed setkami lat, a dzisiaj z różnych wypowiedzi obecnego papieża Franciszka wybrzmiewa taka sugestia, że również i on mógłby zrezygnować. Czy myśli Pan Profesor, że abdykacja Benedykta XVI już trwale zmieni obraz i kształt posługi papieskiej, że nie powtórzy się to, co pamiętamy za sprawą Jana Pawła II, czyli jego czynne trwanie do samego końca życia?
Wydaje się, że tak, że pontyfikat Jana Pawła II i jego niezwykła decyzja, by starość oraz śmierć włączyć do przeżywania liturgicznego i przeżywania nauczania Kościoła, zostało tak wypełnione treścią, że nie da się tego powtórzyć później przez żadnego innego papieża. Moim zdaniem jednym z powodów abdykacji Benedykta XVI była jego refleksja, że nie można zdeprecjonować tego doświadczenia, że to jest niepowtarzalne, więc nie należy narażać tego doświadczenia na deprecjonowanie za sprawą innego przeżywania tego czasu ostatniego etapu w kolejnym pontyfikacie. Jednocześnie otworzyło to oczywiście pewną praktykę, która może się od tej decyzji rozpocząć. Czy ona będzie częstą czy rzadką? Tego nie wiemy. Ale z pewnością taka praktyka już stała się faktem.
Natomiast myślę sobie, że Benedykt XVI, po tym co przekazywał swoimi sygnałami, był też głęboko zaniepokojony tym wtargnięciem do wnętrza Kościoła relatywizmu. Obawa o trwałość Kościoła, o jego nieskazitelność wobec prawdy, to zostanie nam po śmierci Benedykta XVI. Widzę jego śmierć – oczywiście nie w formie magicznej, że odszedł ostatniego dnia roku – niewątpliwie jako pewien znak, jako pewne zaproszenie do refleksji, na ile jesteśmy zdolni jako chrześcijanie, jako rzymscy katolicy, stać na fundamentach Kościoła tak, żeby bronić prawdy, bronić tego dorobku chrześcijaństwa i przy wielu falach przeciwnych i przy “zdolnościach” diabła, żeby wnikać do wnętrza Kościoła, obronić go przed złem.
Rozmawiał Adam Kacprzak
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS