„Natomiast z punktu widzenia interesów państwa nic nie stoi w moim przekonaniu na przeszkodzie, żeby to ujawnić, a na pewno nie można mówić o tym, że te dzieci mają sytuację gorszą od dzieci z normalnych związków tym bardziej, że jest też procedura wypisywania aktów stanu cywilnego z nieznanymi danymi rodziców, jednego albo obydwojga” – mówi portalowi wPolityce.pl mec. Marek Markiewicz.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
-Premier w Brukseli: W konkluzjach RE oczekujemy zapisów rozdzielających kwestie kontroli budżetu od kwestii praworządności
-Kolejna próba legalizacji adopcji przez pary LGBT! Krakowski sąd zapytał TSUE o obcy akt urodzenia dziecka, w którym rodzice są tej samej płci
wPolityce.pl: Krakowski sąd skierował do Trybunału Sprawiedliwości UE pytanie o zgodność z regulacjami unijnymi odmowy wpisania do polskich akt obcego aktu urodzenia, w którym jako rodziców wskazano osoby tej samej płci. Czy to próba obejścia polskiego prawa? Czy tą drogą można uczynić w nim wyłom?
Mec. Marek Markiewicz: W bardzo wielu kontrowersyjnych sprawach – o czym ludzie nie wiedzą na ogół, albo nie chcą dostrzec – decydują sądy, nie parlamenty, nie ciała polityczne. Czasem precedensowe orzeczenia sądowe przesądzają na przykład o dopuszczalności małżeństw jednopłciowych, ale to jest już zupełnie odrębne zagadnienie. Nie słyszałem o tej krakowskiej sprawie, ale prawdopodobnie to tak jest, dlatego że nie ma przepisów regulujących tak dokładnie zgłaszanie danych rodziców, przy czym obowiązuje oczywiste domniemanie, wypływające z Konstytucji, że rodzicami są, że małżeństwo tworzą mężczyzna i kobieta – ono pozostaje pod ochroną i dalej już we wszystkich wzorach wskazuje się także na płeć tej osoby. Jeżeli chce się to zrobić poprzez sąd, to teoretycznie jest to możliwe. Jeżeli sąd zapytał, czy w tym trybie można, to znaczy uznał, że istnieje oczywista wątpliwość co do tej próby takiej procedury i pytanie, czy nie służy ona obejściu prawa.
Rzeczywiście za chwilę zaczną się pojawiać tego typu pytania. Są kraje w Europie, gdzie możliwa jest sytuacja, w której podaje się dane rodziców jednej płci. Jesteśmy w jednej Unii Europejskiej i pytanie, czy te procedury są zastrzeżone dla danego kraju, czy nie. Ona prędzej czy później będzie musiała być rozstrzygnięta przez TSUE. Na razie, w świetle prawa polskiego, także w świetle ustawy o aktach stanu cywilnego proste zgłoszenie się do Urzędu Stanu Cywilnego byłoby bezskuteczne w tej sprawie.
Rzecznik Praw Obywatelskich usiłował przekonywać, że prawa dzieci znajdujących się pod opieką par homoseksualnych, tych przybywających z zagranicy, są obecnie ograniczane, a przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby do dokumentów przy ich wyrabianiu dla dzieci urodzonych w innym kraju wpisać rzeczywistą matkę i ojca, niezależnie od obecnej sytuacji osobistej wspomnianej matki czy ojca. Mam wrażenie, że problem został zwyczajnie stworzony w konkretnym celu.
On jest stworzony w konkretnym celu, bo ja nie widzę żadnego powodu dla omijania rzeczywistych danych, bo każde dziecko – niezależnie od woli ludzi z takiej czy innej orientacji – genetycznie ma ojca i matkę. Jest tylko pytanie, czy na przykład w procedurze adopcyjnej zataja się dane rzeczywistych, biologicznych rodziców i potem się zaczyna pojawiać problem. Natomiast z punktu widzenia interesów państwa nic nie stoi w moim przekonaniu na przeszkodzie, żeby to ujawnić, a na pewno nie można mówić o tym, że te dzieci mają sytuację gorszą od dzieci z normalnych związków tym bardziej, że jest też procedura wypisywania aktów stanu cywilnego z nieznanymi danymi rodziców, jednego albo obydwojga. To można zrobić. To byłoby pewne obejście, natomiast tu musi dojść do jakichś regulacji europejskich, bo już zbyt wiele krajów stosuje tą procedurę małżeństw czy rodziców jednopłciowych. To się gdzieś musi ze sobą spotkać.
Natomiast ja znowu pytam, czy rzecznik praw obywatelskich obok tego nie mógłby się zająć losem ludzi, którzy byli pozbawieni mieszkania w trybie warszawskiej reprywatyzacji, czyli tysiąca spraw, z którymi nie możemy sobie dać rady, a które są dotkliwe dla ludzi? Dopiero wczoraj dostałem odpowiedź od rzecznika – chyba po trzech latach – że pozbawienie żony dziedziczenia spadku po mężu, który uzyskał ten zachowek nie jest naruszeniem praw obywatelskich, a jest oczywiście. Ale to nie jest ta sfera, która by interesowała rzecznika.
Zapisy w polskiej konstytucji są w tej materii jednoznaczne, a jest ona nadrzędna wobec prawa unijnego. Czy jednak uznawanie za rodziców osób tej samej płci nie byłoby nam narzucane, jeżeli unijne fundusze zostałyby powiązane z praworządnością rozumianą szeroko i nieprecyzyjnie, obejmującą również kwestie społeczne i światopoglądowe?
Nasza Konstytucja nie jest nadrzędna nad prawem europejskim. Konstytucja zgodnie ze swoim brzmieniem jest najwyższym prawem w Rzeczpospolitej. To nie jest to samo, natomiast efekt jest dokładnie taki sam, że regulacje konstytucyjne w Polsce są podstawowe – to jest oczywiste. Tyle że Konstytucja mówi o tym, że chroni się rodzinę i chroni się małżeństwo, które jest związkiem kobiety i mężczyzny. To w ogóle bez szczególnych regulacji nie podlega korekcie. Natomiast z tym ojcostwem czy jednopłciowym rodzicielstwem dzieci to jest – jeszcze raz powtarzam – rodzaj nonsensu, bo dziecko – jakie by nie było – zawsze ma rodziców: kobietę i mężczyznę. W związku z tym chodzi tu o wpisanie osób, które wypełniają funkcję rodziców, a to nie jest to samo i to ewentualnie można by korygować. Natomiast to na pewno nie jest przedmiotem rozporządzenia, o którym się teraz debatuje w Brukseli, dlatego że rozporządzenie dotyczy prawnej ochrony wykonywania budżetu i funduszy europejskich – chodzi o zapewnienie kontroli sądowej, takiej czy innej wykorzystywania ogromnych pieniędzy i w tym znaczeniu to jest zrozumiałe od 2018 roku, bo wtedy powstał projekt tego rozporządzenia, co nie budziło większego zdziwienia. Dopiero niemiecka prezydencja zaczęła w to rozporządzenie, które ma swoją podstawę w traktacie, wciskać to, co w ogóle się w tym nie mieści, mianowicie sferę praworządności, posługiwania się czy nie prawem przez organy władzy publicznej, ale to w zakresie nieporównanie szerszym niż ochrona wykonania budżetu, której to ochronie to rozporządzenie było poświęcone. W związku z tym pani słusznie powiedziała, że rzecznik tu wyszukuje takie sprawy, które mogłyby wskazywać na rzekomą krzywdę czy niestosowanie prawa europejskiego.
A ja, na przekór bardzo wielu osobom, mówię tak: to jeżeli tak dbamy o szeroko pojętą praworządność, to może Niemcy by zapłacili za to, że skotłowali całą Polskę od góry do dołu i pozabijali co piątego obywatela Polski, bo to też jest praworządność. To wynika z prawa cywilnego, że za szkody trzeba płacić. Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego wielu komentatorów powiada, że to jest albo niemądre rozumowanie, albo niemające nic do rzeczy. Ma do rzeczy – w sferze symbolicznej jeszcze tym bardziej. Rozumiem, że Włosi by nas pouczali o praworządności, ale Niemcy już wykorzystali dostatecznie dużo sposobów „nauczenia nas porządku” przy pomocy nalotów dywanowych, rozstrzeliwania i paru innych rzeczy i to nie ma nic wspólnego z budżetem Unii Europejskiej.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS