A A+ A++

Matka bliźniaczek z zespołem Downa ujawniła brytyjskiemu tabloidowi The Sun swoją historię. Liczy, że pomoże to zmienić postrzeganie dotkniętych nim dzieci.

Pochodząca z Monmouth w stanie Oregon Rachel Prescott miała już dwójkę synów kiedy zaszła w kolejną ciążę. Ucieszyła się kiedy okazało się, że będzie miała bliźniaczki. Jej radość szybko jednak zastąpił strach kiedy lekarze wykryli u nich wrodzone wady serc, które mogły oznaczać, że nie przeżyją porodu lub w najlepszym wypadku będą zaraz po nim potrzebować operacji.

Lekarze zaczęli również podejrzewać, że dziewczynki mogą urodzić się z zespołem Downa. Byłaby to niezwykle rzadka sytuacja, gdyż w wypadku bliźniaków jednojajowych prawdopodobieństwo wystąpienia Downa to zaledwie jeden na milion.

Rachel wspomina, że gdy była w ósmym tygodniu ciąży, jej dokumentację medyczną oceniało sześciu różnych specjalistów. Wszystkie spotkania wyglądały podobnie. Lekarze koncentrowali się bardziej na domniemanym zespole Downa niż na realnych wadach serca. Każdy z nich namawiał ją również na testy genetyczne, które pozwoliłyby potwierdzić tą diagnozę, oraz na aborcję. „Informacje o radzeniu sobie z ich sytuacją kardiologiczną były przyćmione przez namawianie na testy genetyczne i możliwe sposoby aborcji” – wspomina Presscot – „Chciałam im wyjaśnić jak daleko jest mi do tego, żeby chcieć skończyć ciążę, ale wtedy mogłam tylko siedzieć w ciszy”.

Potem podobne sytuacje powtarzały się aż do końca ciąży. Lekarze traktowali ją jak ofiarę i namawiali ciągle na genetyczne testy. Razem z mężem stwierdzili jednak, że się im nie poddadzą gdyż nie obchodzi ich, czy ich córki będą miały Downa czy nie.

W końcu dziewczynki – ochrzczone Annette i Charlotte – urodziły się i okazało się, że pierwsza diagnoza lekarzy była prawidłowa. Na szczęście okazało się też, że serce Annette jest zdrowe, a Charlotte przeszła konieczną operację bez żadnych komplikacji. Rachel bardzo cieszyła się, że jej córeczki żyją, ale szybko zauważyła, że inni nie do końca podzielają jej radość – twierdzi, że była wręcz bombardowana kondolencjami. „Byliśmy bardzo wdzięczni i nam ulżyło. Osoby, które nas otaczały, podchodziły jednak do tematu zespołu Downa z trwogą” – wyznała – „Zakładali, że jesteśmy w żałobie, ale szybko zapewniałam ich o braku smutku czy żalu w naszych sercach spowodowanego naszymi pięknymi, oddychającymi, ruszającymi się dziewczynkami i ich dodatkowymi chromosomami”.

Wiedząc o tym, że jej córki będą miały kłopoty zdrowotne, Rachel zaczęła nocami czytać poradniki dotyczące zespołu Downa. Szybko zauważyła jednak, że lektura kolejnych książek napawa jej smutkiem. Zauważyła bowiem, że ich autorzy traktują urodzenie dzieci z zespołem Downa jako nieszczęście i skupiają się na takich tematach, jak radzenie sobie z żalem czy negatywny wpływ, jak ma to na rodzinę.
„Uświadomiłam sobie, że nawet w naszym szybko rozwijającym się społeczeństwie prawa człowieka dla osób z zespołem Downa są co najwyżej prymitywne, a pracownicy medyczni rozprzestrzeniają społeczne uprzedzenia tak, że zespół Downa prezentuje się rodzicom jako coś niezwykle negatywnego”.

Rachel ma świadomość, że jej córki mogą czekać poważne komplikacje. Twierdzi jednak, że chociaż są trochę mniejsze i nieco wolniej się rozwijają, to niewiele je różni od zdrowych noworodków. „Nasze dziewczynki raczkują, robiąc własne kroki, chichocząc i eksplorując każdy cal naszego pokoju” – twierdzi – „Kochają bawić się ze starszymi braciszkami i kochają swojego puchatego psa Maxa”. Ujawniła również, że zdarza im się „pokłócić” o zabawkę czy smoczek, ale co noc zasypiają przytulone do siebie w jednym łóżeczku.

W ciągu dwóch lat od diagnozy Prescott zorientowała się, że wokół dzieci z zespołem Downa panuje społeczny stygmat. Ma nadzieję, że opowiedzenie swojej historii dzieciom pomoże to zmienić. „Wszystkie dzieci mogą zachorować lub odnieść rany, nie tylko dzieci z zespołem Downa. Historie żałoby i żalu znacznie przewyższają świadectwa rodziców o zachwycie i radości” – twierdzi – „Mamy nadzieję, że w przyszłości uda nam się kierować rodziców spodziewających się dziecka od fałszywych stereotypów w stronę tego, co napełnia nas taką radością. Szalona miłość do naszych dziewczynek znacznie przewyższa wszelkie trudy w związku z ich medycznymi potrzebami. Nadal bez wątpienia bym je miała, takimi jakie są”.

Źródło: The Sun Autor: Wiktor Młynarz

Fot. Twitter

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułAch! Co to był za ślub. Wolontariuszka powiedziała sakramentalne „tak”
Następny artykułFani Dawida Podsiadło zaskoczeni jego wyglądem. Artysta zdecydował się na radykalną zmianę