Tytułową refleksją podzielił się blogger “ossasuna”.
Jak zwykle w szczegółach ukryty jest … no wiadomo. Tutaj nawet nie w szczegółach. Ale kilka refleksji
1. Jest ogromna, niezliczona wręcz, rzesza ludzi, podmiotów, prądów, które “wiedzą” jak mamy żyć, co wyznawać, co myśleć, o czym myśleć, ile jesteśmy warci, co powinniśmy robić w życiu i konkretnie teraz. Wszyscy znajdujemy się w trakcie swojego życia pod kosmicznym ciśnieniem:
- kultury
- inżynierii społecznej
- centrów i prądów religijnych i ideowych
- presji środowiskowych w większej i mniejszej skali (jeśli wejdziesz między wrony…)
- presji ludzkiej osób dążących do kontrolowania i poddania swojej woli innych (jest takich sporo)
Wartościowa jest presja tylko kultury, częściowo uzasadniona jedynie presja środowiskowa. Nawet jednak w tych dwóch przypadkach “pójście z prądem”, może oznaczać poważny błąd, zaś życie do rozwoju potrzebuje stale nowych “udoskonaleń”, a z tego wynika, że pełny konformizm nawet wobec wartościowych źródeł presji na nasze zachowanie, myślenie itd. to… – śmierć.
Dlatego – o dziwo – pewną zaletą okazuje się zdolność do “hipokryzji”, niekonsekwencji, itp. bo umożliwia ona odchodzenie od narzucanych/przyjmowanych standardów. Konsekwentny do samego końca w swoich przekonaniach człowiek, zbyt często stanowi śmiertelne zagrożenie dla ludzkości. Swoiste – “nie wiem”, zachowanie dystansu do idei, norm, przekonań, pozwala – znów o dziwo – na wygenerowanie WŁASNEGO podejścia i ocen.
Czy to oznacza, że własne zawsze jest lepsze? Nie. Bywa gorsze.
Czy to oznacza, że kultura jest narzuconym złem i trzeba ją odrzucić? Nie. Jest – ta która jest kulturą, a nie inżynierią społeczną – skarbem i zbiorem ludzkiej mądrości, który jednak jest ograniczony i niekoniecznie musi obejmować najlepsze rozwiązania, a jeśli się rozwijał, to właśnie dlatego, że ktoś przekraczał te ramy kultury, rozpoczynając proces ich zmian i dalszej ewolucji.
2. Człowiek żyje. Stąd powinnością i zwykłym rozsądkiem jest dbanie o siebie, o jakoś swojego życia, o swój nastrój, o swoje kompetencje, o swoją wagę, o zwoje zdrowie psychiczne, duchowe, fizyczne, materialne itp. Brak troski o te sprawy jest zwykłą głupotą, choć należy przyznać, że mogą istnieć i istnieją w sposób najoczywistszy, wartości i sprawy większe aniżeli troska o siebie.
Trudne do policzenia przykłady tzw. bohaterstwa, czy to w formie heroicznych czynów np. na wojnie, czy w formie poświęcenia się innym, czy w formie reakcji na krytyczne zdarzenia – pali się, tonie ktoś, więc inny ryzykuje własne życie by ratować, dziecko, innego człowieka itd. Są to sytuacje, w stosunku do zbioru sytuacji życiowych, rzadkie, ale istnieją.
3. Człowiek jest bytem “społecznym”. To znaczy, że istnieje najpierw indywidualnie ale niemal równocześnie w grupach, społecznościach, relacjach. Pomysł, że żyje dla siebie jest zupełnie absurdalny i de facto jest elementem inżynierii społecznej prowadzonej przez światową plutokrację, opętaną chciwością, to jest postawą zakładającą spełnienie przez pochłanianie, gwarantującą “wieczny głód” i “wieczny stan zagrożenia”, zmuszające do dalszej intensyfikacji “wchłaniania” wszytkiego, co się da.
Żyjemy “w wymianie” z innymi. Dlatego właśnie karą jest – odosobnienie, wyjęcie z relacji z innymi. A karą w więzieniu jest izolatka. To powinno głupcom unaocznić WAGĘ RELACJI z innymi. Tak byli pustelnicy, ale nawet oni, wychodzili z pustelni. Po co? Żeby PODZIELIĆ SIĘ Z INNYMI tym, co tam okryli albo wymyślili.
Żyjemy w wymianie z innymi, a z tego wynika też troska o to, by owi inni mieli się czym z nami wymieniać. Tzn. zdrowy na umyśle człowiek, nie działa na szkodę tych, z którymi wchodzi w relacje. Przeciwnie, odruchowo, “chce dla niech dobrze”. Dlaczego? Bo to i dla niego wychodzi na lepsze, bo ma lepsze środowisko do życia. Bo nie żyje “kosztem innych”, jak tego chce plutokracja, ale “współżyje” z innymi i nie chodzi tu o seks.
4. Koniecznością biologiczną jest śmierć, choć być może poronione pomioty chcą żyć w nieskończoność i zajmują się “transhumanizmem”. Umieramy, po części po to, aby zrobić miejsce następnym. Następni nie biorą się znikąd, tylko z tych, co żyją i dają życie następnym. Stąd jesteśmy elementami w bardzo długim łańcuchu. Czego? Ba. Życia biologicznego ludzkości. Pewnych idei i postaw. Pewnego czegoś, co nie jesteśmy w stanie określić, a co przekazujemy. Komu? Wszystkim z którymi się spotykamy, bo poprzez nasze akcje i interakcje, zostawiamy ŚLADY w ludziach, ślady nas samych. W ich pamięci. W ich emocjach. W ich – mówiąc górnolotnie – sercach.
Najbardziej intensywne ślady zostawiamy we własnych dzieciach. Jak ktoś miał lub ma, to wie, że sprawa zupełnie wyjątkowa, więc przez sporą część życia, żyje się – również – właśnie DLA DZIECI. Większość rodziców, gdyby zaszła potrzeba, zaoferuje swoje własne życie za życie dzieci. To akurat jest kod także chrześcijaństwa, ta przekraczająca śmierć determinacja, w obronie naszych dzieci. Być może istnieją kultury, gdzie w przypadku zagrożenia, dzieci zamiast chronić to się pozbywa jeśli pomoże to pozostałym. Ale to nie jest nasz kod kulturowy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS