Dzisiaj, 24 października (03:16)
Nikt inny nie wygrał tylu spotkań w dwóch ostatnich sezonach w turniejach rangi WTA 1000, co Jessica Pegula. Do niedzieli Amerykanka nie potrafiła jednak triumfować w żadnym z tych wielkich turniejów, w których startowała. Przełamała się w Guadalajarze – w finale przeciwko Marii Sakkari zagrała kapitalnie i pewnie pokonała Greczynkę 6-2, 6-3.
28-letnia Amerykanka tenisowy rok zaczynała na pograniczu drugiej i trzeciej dziesiątki listy rankingowej WTA. Nie jest już zawodniczką młodą, ale jednocześnie w swojej karierze nie odniosła zbyt wielu sukcesów. Potrafiła odnosić pojedyncze, prestiżowe zwycięstwa, nie potrafiła wygrywać za to całych turniejów. Do niedzieli jedynym jej “skalpem” było wygranie w lipcu 2019 roku mniejszego turnieju WTA 250 w Waszyngtonie. Wtedy zresztą, w drugiej rundzie, pokonała młodziutką Igę Świątek – jeden jedyny raz w karierze.
Lepiej wiodło się jej w deblu, który wciąż praktykuje jako jedna z nielicznych zawodniczek z czołówki rankingu singlowego. Zresztą w WTA Finals wystąpi w jednej i drugiej specjalności.
Od rozpoczęcia US Open Jessica Pegula wygrała 11 z 13 pojedynków. W Nowym Jorku w ćwierćfinale na jej drodze stanęła Iga Świątek, podobnie zresztą jak w półfinale w San Diego, a w pierwszej połowie roku Polka wygrała także w Miami i Paryżu. W Guadalajarze liderki rankingu zabrakło, Amerykanka mogła więc ziścić swój sen. A marzyła o triumfie w dużym turnieju jak mało kto, bo przecież to trochę wstyd, że trzecia zawodniczka światowego rankingu nie potrafi przez trzy lata wygrać żadnych zawodów.
W Guadalajarze marzenia też mogły dość szybko zostać zaprzepaszczone, bo już w pierwszym starciu z Eleną Rybakiną Pegula była w wielkich opałach. Triumfatorka Wimbledonu miała trzy mecz … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS