A A+ A++

Profesor Stanisław Swianiewicz, jeden z ocalałych, pisał w książce „W cieniu Katynia”, że motywy dla których trzem procentom darowano darować życie są bardziej tajemnicze, niż przyczyny zamordowania pozostałych 97 procent spośród więzionych w trzech obozach. Inny ocalały, Józef Czapski stwierdził, że „jedynym kryterium była zupełna dowolność, która robiła wrażenie przypadku”.

W grupie ocalonych byli zarówno sympatycy komunizmu, Związku Sowieckiego, jak i jego wrogowie, ludzie o przekonaniach lewicowych i prawicowych, zawodowi wojskowi i oficerowie rezerwy. Jednak bardzo wątpliwie, by o selekcji oficerów decydowała dowolność lub przypadek. Więźniowie trzech obozów byli długo i starannie przesłuchiwani przez enkawudzistów, a protokoły zeznań stały się postawą decyzji o śmierci lub życiu oficerów. Z pewnością nie wszyscy, którzy zadeklarowali chęć powrotu do Polski okupowanej przez Niemców, zostali z tego powodu rozstrzelani. Decydowały też inne kryteria.

Czytaj także:
Katyń: Zbrodnia i kłamstwo

Z drugiej strony, wydaje się, że ci, którzy w ankietach czy podczas przesłuchań stwierdzili, że w razie możliwości wyboru, pozostaliby w Związku Sowieckim, mieli spore szanse na uniknięcie śmierci. Ale, zapewne, także w ich przypadku, nie było to jedyne kryterium decydujące o pozostawieniu ich przy życiu. Tajemnicę ocalenia mogłyby rozjaśnić teczki więźniów Starobielska, Ostaszkowa i Kozielska. Rosjanie twierdzili i twierdzą nadal, że teczki te zostały spalone na polecenie Chruszczowa. Część historyków w to nie wierzy. Takie dokumenty zwykle nie płoną.

Spośród ocalałych najwięcej pisano o tych, których Sowieci typowali jako ewentualną przyszłą kadrę polskiej jednostki wojskowej. Było to zaledwie siedmiu wyższych oficerów z ppłk Zygmuntem Berlingiem na czele, ale ostatecznie tylko dwaj: Berling i Leon Bukojemski znaleźli się w 1 Dywizji im. Tadeusza Kościuszki. Pozostali opuścili „nieludzką ziemię” z armią generała Andersa.

Stanisław Swianiewicz miał pozostać przy życiu ze względu na zainteresowanie NKWD jego studiami nad gospodarką III Rzeszy. Artysta malarz Józef Czapski, mający rodzinne związki z arystokracją europejską, najpewniej jej interwencjom zawdzięcza swoje ocalenie. Wniosek w sprawie Czapskiego złożyły władze niemieckie. W sowieckich aktach odnotowano, że jest Niemcem z pochodzenia. Matka Czapskiego pochodziła z rodziny Thun-Hohenstein.

Do ocalenia Bronisława Młynarskiego podobno przyczyniło się to, że przesłuchujący go oficer NKWD kochał muzykę. A Młynarski był synem kompozytora i dyrektora Filharmonii Narodowej- Emila Młynarskiego, ucznia wielkiego rosyjskiego kompozytora Piotra Czajkowskiego. O jednym z ocalałych pisano, że nieumieszczenie go na liście śmierci zawdzięczał temu – jak twierdził – że przesłuchujący go oficer NKWD był jego kolegą z klasy. Być może tak było, ale raczej to wątpliwe. Protekcji swojego krewnego Michaiła Romma, znanego sowieckiego reżysera zawdzięczał życie jego imiennik Michał Romm.


Pewnemu sentymentowi i szacunkowi zawdzięcza najpewniej życie generał Jerzy Wołkowicki, jedyny z generałów, którzy nie zostali rozstrzelani. Był bowiem bohaterem armii rosyjskiej. Podczas wojny rosyjsko-japońskiej, Wołkowicki, służący w marynarce rosyjskiej, jako młody oficer, był pierwszym na pokładzie jednego z okrętów, który sprzeciwił się kapitulacji. Inni ocaleli dlatego, że byli uznani za przydatnych w różny sposób dla władzy sowieckiej, dysponujący interesującą ich wiedzą. Tak jak pułkownik Jerzy Grobicki, attaché wojskowy w wielu krajach, zaangażowany w antysowiecki ruch prometejski i podpułkownik Tadeusz Felsztyn, specjalista w zakresie uzbrojenia i balistyki.

Prawdopodobne, że Włodzimierz A. Piątkowski ocalał dlatego, że przed wojną wspierał rosyjskich emigrantów w Polsce i być może chciano go dlatego wykorzystać w rozgrywce sowieckich służb. Nie zamordowano również profesora Wacława Komarnickiego działacza Stronnictwa Narodowego. Sowieci pamiętali dawną prorosyjską i antyniemiecką postawę endecji, a to mógł być powód do oszczędzenia profesora dla ewentualnych planów politycznych.

Wielką szansę na ocalenie mieli oficerowie pochodzenia niemieckiego, gdyż wówczas Związek Sowiecki i Niemcy były połączone sojuszem. W Kozielsku narodowość niemiecką zadeklarowało 20 osób.

Natalia Lebiediewa wybitna badaczka zbrodni katyńskiej, opublikowała w jednej ze swoich książek dokument podpisany przez Soprunienkę, szefa wydziału NKWD do spraw jeńców wojennych. Dokument ten wskazuje, dlaczego niektórych oficerów nie wpisano na listy śmierci. 47 osobami interesował się bowiem 5. wydział GUGB (Zarząd Główny Bezpieczeństwa Państwowego), czyli wywiad, w sprawie 47 osób interweniowała ambasada niemiecka, 19 — misja litewska, 24 osoby zadeklarowały się jako Niemcy, 91 osób trafiło do obozu Pawliszczew Bor na rozkaz Mierkułowa, zastępcy Berii, szefa NKWD. 167 osób określono jako „pozostali”.

Grupę ocalałą z polecenia Mierkułowa chciał wykorzystać II wydział GUGB, czyli kontrwywiad, by „kontynuować robotę”. Jak stwierdzała rosyjska badaczka kilka dziesiątków, może nawet około stu ocalałych, a więc co czwarty, było informatorami NKWD, którzy donosili na swoich współtowarzyszy niewoli. Zanim ruszyły transporty z obozów do miejsc zagłady, Mierkułow zażądał przysłania teczek agentów z uwagami o ich przydatności. Być może więc nie wszyscy zasłużyli się na tyle, by ocaleć. Nie można wykluczyć, że wśród ocalałych byli ludzie, którzy jeszcze przed wojną współpracowali z sowieckimi służbami specjalnymi.

Tajemnicą pozostaje do dziś, czy i w jaki sposób zwerbowani agenci zostali później wykorzystani, w armii generała Andersa, na emigracji, po powrocie do Polski. Ich nazwiska pozostają nieznane.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułW Częstochowie: Dwie kolejne ofiary koronawirusa w województwie śląskim
Następny artykułGruzja: pierwsza ofiara śmiertelna koronawirusa