Polscy piłkarze niby wychodzili na przedmeczową rozgrzewkę z uśmiechami na twarzy. Chwile pogadali, z uznaniem potupali po trawie, cieszyli się widokiem Wembley, ale po pierwszym gwizdku meczu z Anglikami, atmosfera małego święta minęła. Jego uczestnicy jakby nie chcieli świętować. Mimo obiecanek selekcjonera, o intensywności gry Polaków, o nieodstępowaniu Anglików, wybijaniu im futbolu z głowy, biało czerwoni dość grzecznie w ich uroczystości uczestniczyli. Przynajmniej w pierwszej połowie. Często dawali gospodarzom prezenty. Prezenty bardzo przyjemne: rzut karny, piłkę, czy sporo przestrzeni przed własnym polem karnym.
Świderski “do końca życia”
– Ta bramka zostanie ze mną do końca życia – mówił w rozmowie z TVP Sport po meczu z Andorą Karol Świderski. Napastnik, który w tym meczu debiutował w koszulce z orłem na piersi, był mocno wzruszony. Strzelił przecież gola. Musnął doskonałe dogranie Kamila Grosickiego. Mecz z Anglią Świderski też zapamięta. Po pierwsze, bo wyszedł w nim w podstawowym składzie, po drugie, bo założył, koszulkę z numerem 9, który zakłada Robert Lewandowski, po trzecie, bo zszedł po 45 minutach, jako jedna z pomyłek Paulo Sousy. Piłkę w meczu dotknął 13 razy, dość pechowo. 8 razy ją stracił, wygrał jeden z trzech pojedynków. Na strzał nie miał szans.
Czy Paulo Sousa posunięciem z graczem PAOK-u chciał wpisać się w polską historię futbolu jako wizjoner? Niemal pół wieku temu była podobna sytuacja. Za kontuzjowanego Włodzimierza Lubańskiego jego następcy na Wembley szukał Kazimierz Górski. Postawił na znacznie słabszego Jana Domarskiego. Ten strzelił pamiętnego gola, dającego nam zwycięski remis. Historia jednak niestety dwa razy się nie powtórzyła. Ani z golem, ani z remisem.
Odważny, ale potykający się Sousa
Paulo Sousa kolejny raz pokazał, że jest odważny i kadrę będzie lepił na swój sposób. Tyle że znów się na tym lepieniu potknął. Po pierwsze, jeśli chodzi o system. Na Wembley znów wyszliśmy trójką obrońców i wahadłowymi, którzy w pierwszej połowie trzymali się naszego pola karnego. Właściwie to przy flegmatycznie grających Polakach ich ofensywna rola zapisana była jedynie w podręcznikach futbolu. Anglicy bocznych sektorów boiska zabezpieczać nie musieli. Jeśli nastawiali się w nich na akcje przebojowego Kamila Jóźwiaka, to w 1. połowie zobaczyli go na ławce. W dodatku, co do personalnych wyborów selekcjonera w defensywie, zdziwienie wzbudzało jedno nazwisko – Helik.
Tajemnica Helika
Niespodzianką było już samo powołanie dla gracza Barnsley, choć w swej drużynie na zapleczu Premier League spisuje się dobrze. Kolejnym zaskoczeniem był jego debiut w kadrze w starciu z Węgrami. Niestety, nie wypadł on dobrze. Tyle że Sousa, który chciał na Wembley jak w Budapeszcie chciał zagrać trójką obrońców w swym planie znów widział Helika. Pech, błąd, a może nerwy 25-latka sprawiły, że ten już w 19 minucie spowodował rzut karny. Przegrywaliśmy 0:1. Sousa w drugiej połowie szybko zdecydował się Helika ściągnąć. Wyszło jak w Budapeszcie. Dziwnie i niezrozumiale i znów z odrabianiem strat.
Przerwa w meczu i Lewandowski
Jakże ciekawie byłoby móc rozegrać ten mecz ponownie z Robertem Lewandowskim w składzie. Sprawdzić, jak bardzo wtedy różniłby się obraz spotkania. Karol Świderski postrachem pod polem karnym gospodarzy nie był. Czasem zjadała go trema debiutanta (debiut w wyjściowym składzie). To w prostej akcji oddał rywalom piłkę, nie brał na siebie ciężaru gry, na przytrzymanie przez niego piłki z przodu nawet nie było okazji.
Dlaczego od początku meczu nie mógł zagrać bardziej doświadczony Arkadiusz Milik? Dlaczego Polacy, znów (trochę jak w Budapeszcie) przespali pierwszą połowę meczu i zostali obudzeni dopiero po przerwie? Taktyka odrabiania strat jest niebezpieczna. Plus dla drużyny, że znów się udało, nawet jeśli przy golu Jakuba Modera pomogli gospodarze. Minus, że remisu nie udało się dowieść do końca. Zabrakło kapitana, koncentracji, sprytu, a może umiejętności? Choć mecz nie był zachwycający, punkt przywieziony z Wembley byłby znakomitym wynikiem.
Moder(n) gol
W XXI wieku Polska na Wembley jeszcze gola nie strzeliła. Pół wieku temu trafił wspomniany już Jan Domarski, w 1996 cieszył się Marek Citko, w 1999 swoją chwilę miał Jerzy Brzęczek. W 2021 Jakub Moder. To nagroda za wyższe podejście do rywala, pressing i zaangażowanie w 2. połowę. Coś, czego zabrakło w pierwszej połowie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS