Jeszcze we wtorek dyrektorzy mówili „Wyborczej”, że choć w szkołach personel sprzątający przygotowuje pomieszczenia na powrót uczniów, a techniczny przenosi małe ławki i krzesła do sal, w których normalnie uczą się starsi uczniowie, tak, by poszczególne klasy nie spotykały się na korytarzach, wszystkie te działania podejmowane były na podstawie resortowych komunikatów i medialnych doniesień.
– Muszę jak najszybciej powiadomić rodziców o warunkach powrotu na zajęcia stacjonarne, ale nie mam jeszcze rozporządzenia, na podstawie którego mam działać – mówiła nam we wtorek dyrektorka jednej z poznańskich podstawówek. Rozporządzenie na internetowej stronie Ministerstwa Edukacji i Nauki pojawiło się w czwartek rano. – Dobrze, że nie w piątek po południu – ironizuje ta sama dyrektorka.
Najpierw nauka w „bańkach”, potem spotkanie w świetlicy
Jakie zasady wpisano do rozporządzenia? Zasadniczo wprowadzane od poniedziałku nie różnią się od tych, które obowiązywały we wrześniu ubiegłego roku, kiedy uczniowie wrócili do szkół po letnich wakacjach. Najważniejszy i wyróżniony w druku jest zapis mówiący o tym, że klasy nie mogą spotykać się między sobą. „Obowiązuje ogólna zasada – każda grupa uczniów (klasa) w trakcie przebywania w szkole nie ma możliwości (lub ma ograniczoną do minimum) kontaktowania się z pozostałymi klasami” – czytamy w wytycznych. To punkt najtrudniejszy do spełnienia, bo resort edukacji nie uwzględnił szkolnych świetlic, gdzie spotykają się uczniowie z różnych klas. W punkcie dotyczącym zajęć w świetlicach jest tylko mowa o tym, by „w miarę możliwości” nie mieszać dzieci z różnych klas. Dyrektorzy nie wiedzą, ilu rodziców najmłodszych uczniów skorzysta z opieki w szkolnych świetlicach – to się okaże w poniedziałek.
W pozostałych punktach resort nakazuje m.in. regularne wietrzenie sal, dezynfekcję oraz ograniczenie do minimum liczby osób, które towarzyszą dziecku. Na szkolnych korytarzach i innych częściach wspólnych wprowadzony zostaje nakaz zasłaniania przez dzieci ust i nosa. Rząd rekomenduje też częstsze mycie rąk, by ograniczyć używanie przez najmłodszych środków dezynfekujących.
Wyniki testów? Tylko ogólnopolskie
Równocześnie z przygotowaniami dyrektorów trwają testy na obecność koronawirusa dla nauczycieli klas I–III oraz niepedagogicznego personelu szkolnego. To ogólnopolska, bezpłatna akcja, która zaczęła się w poniedziałek, 11 stycznia, i potrwa do piątku, 15 stycznia. W Wielkopolsce chęć skorzystania z testu wyraziło nieco ponad 12 tys. osób – około 50 proc. W Poznaniu ponad 60 proc.
Na razie nie wiadomo, ilu poznańskich nauczycieli i pracowników szkół poddało się testom i jakie są do tej pory wyniki. – Takie dane będą podane przez ministerstwo po analizie. Nie będą to jednak dane lokalne, tylko ogólnopolskie. Takie są wytyczne – informuje Wiesława Kostuj, rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu.
Środowisko nauczycielskie, łącznie z oświatową „Solidarnością”, jest zdania, że jednorazowe testy dla nauczycieli najmłodszych klas są jedynie akcją propagandową i nie wniosą nic w zakresie bezpieczeństwa dzieci i nauczycieli. Zwracają jednocześnie uwagę, że jedyną gwarancją będą masowe szczepienia nauczycieli. – Na razie nie przygotowujemy żadnej akcji zachęcającej, bo szanse na szybkie szczepienia w naszej grupie są małe. Natomiast w przyszłości na pewno będziemy do tego zachęcać. Sam jestem zdziwiony, ale nawet w środowisku nauczycielskim są tacy, którzy wsłuchują się w tezy głoszone przez antyszczepionkowców – zauważa Wojciech Miśko z poznańskiej „Solidarności” oświatowej.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS