A A+ A++

Skoro padły już strzały, to znaczy, że wywiad zawiódł?

– O tej wojnie wiedzieliśmy od ponad 20 lat.

I nikogo nie uprzedziliście?

– W naszej branży jest takie powiedzenie, że jak wywiad dobrze pracuje, to wojny są niepotrzebne. Informowaliśmy polityków. A co oni z tym robili, to już inna sprawa.

Czytaj też: Rosyjscy miliarderzy w pułapce. Co musi się stać, by odsunęli Putina od władzy?

Ta wojna musiała wybuchnąć z powodu Rosji czy Putina?

– W maju wyjdzie moja nowa książka „Plac Senacki, 6 p.m.”, której Związek Radziecki się sypie, a część ówczesnych aparatczyków zaczyna szukać sobie miejsca w nowej rzeczywistości. W końcowych rozdziałach opisuję ten czas z perspektywy Petersburga.

To matecznik Putina w latach 90.

– Można powiedzieć, że widziałem narodziny specjokracji.

Specjokracji?

– To termin ukuty przez dziennikarzy „Helsingin Sanomat”, największej fińskiej gazety, którzy już w końcówce lat 90. zauważyli, że w Rosji powstają rządy służb specjalnych – czyli specjokracja. Główna rywalizacja toczyła się między petersburskim środowiskiem KGB, na czele którego stał Putin, a frakcją GRU wywodzącą się z Kronsztadu. To były okrutne czasy bandytyzmu, które dzisiaj wręcz trudno sobie wyobrazić. Ekipa Putina tę rywalizację wygrała, opanowując politykę i biznes.

Problem w tym, że ani Putin, ani jego ludzie nie znali się na polityce. Za to znają się na stosowaniu siły. Doskonale wiedzą, do czego są służby specjalne i potrafią się nimi świetnie posługiwać. Służby w Rosji były silne już za carów, ale ekipa Putina stworzyła na ich bazie nowoczesny mechanizm zarządzania państwem. Szefowie departamentów w KGB awansowali na gubernatorów. W „Placu Senackim” opisuję rezydenta KGB w ambasadzie w Helsinkach. Ma swój pierwowzór w prawdziwym życiu: Grigorij Rapota, w latach 90. szpiegował w Skandynawii, a do 2011 r. zarządzał jako gubernator południowym okręgiem federalnym.

Skoro Putin rządzi do dziś, system się sprawdza.

– Mocno dofinansował służby i za ich pomocą kontroluje kraj, a także uprawia relacje międzynarodowe, bo trudno nazwać to polityką.

Służby w Rosji zawsze miały silne wsparcie społeczne. Może nie w Moskwie i nie w Petersburgu, ale na prowincji do dziś mówi się, że ktoś jest „dobrym czekistą” i wciąż jest to dowód uznania. Mimo że czekiści wymordowali im parę milionów rodaków.

Czeka Dzierżyńskiego to historia sprzed 100 lat. Nawet KGB już nie ma, bo zastąpiła ją FSB.

– Wystarczyło przemalować szyld. O tym będzie moja nowa książka. O czasach, kiedy Putin zdobywał i umacniał władzę. Aż do wojny z Ukrainą. Mam już tytuł: „Plac Czerwony. Koniec dyktatora”.

Pana zdaniem to jego koniec?

– Nie od razu i nie dosłownie. Ale ten proces się zaczął, kiedy postanowił napaść na Ukrainę.

Czytaj także: „Putin walczy nie tylko o Ukrainę. To jest też wojna o zachowanie władzy na Kremlu”

Dlaczego to zrobił?

– Bo dla Moskwy to była hańba, że Ukraina zdołała się oderwać. Na republiki bałtyckie można machnąć ręką, Azję jakoś utrzymywali w orbicie wpływów, Łukaszenka zawsze chodził na krótkiej smyczy. Co innego Ukraina: ogromny kraj, wielki przemysł, produkcja rakiet balistycznych, silników, samolotów, zasoby naturalne, rolnictwo. Do tego dochodziły stereotypy. Rosjanie czasami określają Ukraińców pogardliwie „chachły”, w Moskwie nikt nie uważał Ukrainy za oddzielne państwo. Dlatego od lat ogromne siły i środki służb specjalnych przeznaczano na przygotowanie odbicia Ukrainy. I mówię to nie jako pisarz, tylko jako były oficer wywiadu, który się tym zajmował.

Stąd ciągłe ingerencje w tamtejszą politykę.

– Po rozpadzie Związku Radzieckiego na Zachodzie było przekonanie, że skoro oligarchowie wykupują Londyn, to jakim zagrożeniem może być Rosja. A ja powtarzałem kolegom z innych wywiadów, że to tylko chwilowe. Putin i jego czekiści opanowali sytuację w gospodarce i zaczęli zarabiać krocie na surowcach. A potem z nieba spadł im 11 września 2001 roku i wszystkie kraje zaprzęgły swoje służby do walki z terroryzmem. Rosjanom przestali się przyglądać tak uważnie, a oni jeszcze dodatkowo podrzucali absurdalne tematy, takie jak czerwona rtęć czy walizkowe bomby atomowe.

Przecież cały świat bał się terrorysty szaleńca z atomem w walizce.

– To celowa robota wywiadu rosyjskiego, żebyśmy skupiali się na fikcyjnych sprawach. Zajmowałem się czerwoną rtęcią i wieloma innymi bzdurami, sam nie wiem po co. Aż się dziwię, że Amerykanie dali się na to nabrać, bo przecież sami kiedyś załatwili Związek Radziecki opowieściami o bombie neutronowej i wojnach gwiezdnych.

Do kilku zamachów jednak doszło: Madryt, Londyn, Mumbaj…

– Owszem, ale Amerykanie, Brytyjczycy, Francuzi, Niemcy, Izrael rzucili ogromne siły i środki na tych 50. terrorystów z Al-Kaidy, czy ilu ich tam było. Potem jeszcze Amerykanie wpakowali się do Iraku. Podobno Jewgienij Primakow, dyrektor Służby Wywiadu Zagranicznego Rosji, powiedział wtedy Putinowi, że nie mogli zrobić Kremlowi lepszego prezentu. I wtedy Putin uznał, że to wyśmienita okazja, by przygotować dzieło epokowe, na miarę wielkich carów i Stalina, czyli odbudowę imperium. A bez Ukrainy nie ma imperium.

Putin jeszcze bardziej usypiał czujność, jeździł po świecie, brał przecież udział w szczytach G7.

Nawet śpiewał i grał na fortepianie.

– Jak cyrkowy niedźwiedź. A Zachód myślał: my tu mamy wojnę z bin Ladenem, jakie to szczęście, że Rosja grzecznie sobie siedzi, a Putin śpiewa, tańczy i stepuje. Tymczasem w sztabach powstawały plany, jak podporządkować sobie Ukrainę.

Planowali podbój?

– Wtedy chcieli to zrobić jak najmniejszym kosztem, no i tak, żeby świat to zaakceptował. Stąd próby kształtowania wewnętrznej sytuacji na Ukrainie. Ale plany pokrzyżowała im pomarańczowa rewolucja, która wyniosła do władzy Wiktora Juszczenkę.

Omal nie otruli go dioksynami podczas kampanii.

– Ale przeżył. I zaczął się im stawiać. Kiedy toczyły się rozmowy o przedłużeniu rosyjskiej flocie dzierżawy baz na Krymie, powiedział, że jak się nie dogadają, to skąpią Krym we krwi, a baz nie oddadzą. Ale kolejne wybory wygrał Wiktor Janukowycz, który Rosjanom przedłużył dzierżawę do 2042 roku. Mało kto pamięta, że ówczesna Ukraina to był kraj podzielony jak mało który: Odessa, Lwów, Kijów, Donbas. Demokracja była chwiejna, a tożsamość państwowa nie za mocna. 80 proc. książek wychodziło po rosyjsku. Do tego wielka korupcja.

Ale udało się wynegocjować umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską. Tyle że w listopadzie 2013 r. Janukowycz postanowił, że jej nie podpisze.

– I Ukraińcy się twardo postawili, a przecież do zebranych na Majdanie strzelali nawet snajperzy. Na pocieszenie wiosną 2014 r., tuż po igrzyskach w Soczi, Putin wziął sobie Krym i Donbas. Widać było pośpiech, bo przed Ukraińcami roztaczano wizje wejścia do UE i NATO. A wtedy Ukraina byłaby poza zasięgiem Kremla.

Rosjanie pracują na wielu frontach. W tym czasie już od dawna finansowali polityków pokroju pani Le Pen, tworzyli prorosyjskie partyjki i agentów wpływu.

Putin, dziecko epoki komunizmu, postawił na skrajną prawicę.

– W Polsce od samego początku najchętniej werbowali w kręgach skrajnej prawicy. Rosyjscy dyplomaci przecież byli wydalani z Polski za kontakty w środowiskach narodowców. Na użytek swoich prawicowych wyznawców Putin zaczął się nawet afiszować z cerkiewnym klerykalizmem i niechęcią do osób LGBT.

Jeszcze w listopadzie zeszłego roku u braci Karnowskich Grzegorz Górny pisał tekst pod tytułem: „Oferta Putina dla zachodniej prawicy: rozsądny konserwatyzm zamiast ideologii neomarksistowskiej”.

– W Niemczech, Skandynawii czy Francji takie skrajne prawicowe ruchy to wciąż margines, ale na Węgrzech czy w Polsce zadziałało.

Na dodatek towarzysze w Moskwie zorientowali się, że wystarczy odpowiednio zainspirować ludzi, żeby poprzez internet zakwestionować wyniki demokratycznych wyborów albo zaszczuć jakiegoś polityka. A jakie to świetne narzędzie do zbierania informacji albo werbowania agentury…

Bez internetu i mediów społecznościowych trudniej byłoby o brexit czy wygraną Trumpa.

– Który grał na skłócenie z Europą i NATO. Nie przypadkiem największymi jego przyjaciółmi były rządy Polski i Węgier, które robiły wiele, żeby rozsadzić Unię od środka. Konflikt PiS z Brukselą miał też dodatkowy plus dla Rosjan: Polska dotychczas była dla Ukrainy przykładem i to Moskwę bardzo drażniło. Proszę zauważyć, że po 2015 r. Polska przestała się interesować Ukrainą. Wszystko pięknie się składało do czasu.

Co poszło nie tak?

– Trump przegrał drugą kadencję, na dodatek populistyczny trend w Europie zaczął się odwracać, bo kolejne kraje zaczęły walczyć z dezinformacją w sieci. Okienko możliwości gwałtownie zaczęło się Putinowi zamykać, więc uderzył.

Z jednym na pewno się przeliczył: sądził pewnie, że Unia pokłóci się o sankcje, tymczasem jeszcze bardziej ją zjednoczył. Niemcy chcą zwiększać wydatki na zbrojenia, a UE po raz pierwszy w historii finansuje zakupy broni dla innego państwa.

– Integracja naprawdę przyspieszy. Może nawet wróci pomysł budowy wspólnej europejskiej armii?

A co będzie w Ukrainie?

– Ukraińcy świetnie się bronią i na pewno nie odpuszczą. Dużo zależy od wydarzeń w samej Rosji.

Na ulicach czy na Kremlu?

– Gwałtowne zmiany na Kremlu to tradycja jeszcze od czasów carskich. A o ludzie rosyjskim jest takie powodzenie: jak idziesz przez tajgę i widzisz światełko w chatce, to masz dwa wyjścia – jeśli Rosjanin siedzący przy świeczce jest syty, to się z tobą podzieli jedzeniem. Jak jest głodny, to cię zabije i zje.

Znajdzie się jakiś Brutus?

– Publiczne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa było polisą ubezpieczeniową Putina – pokazał całemu światu, kto jest współwinny temu wszystkiemu, co się teraz stanie. Z drugiej strony poniżył ich. To też może mieć znaczenie.

Oligarchowie przebąkują, że przydałby się pokój. Może zmontują jakiś bunt?

– To nie takie łatwe w specjokracji, gdzie wszyscy wszystkich podsłuchują. Ale kto może wykluczyć, że nie odbędzie się jakiś udawany pucz, po którym Putin osiądzie w swojej posiadłości, a jego miejsce zajmie jakiś nowy, młody, niepijący i sympatyczny przywódca? Świat odetchnie i będzie się z nim miziać przez kolejne lata, jak kiedyś z Gorbaczowem, Jelcynem czy samym Putinem na początku.

Cały czas zachodzę w głowę, czy atak na Ukrainę to efekt zimnego planowania, czy raczej szaleństwa?

– Podpalić świat nie jest tak łatwo. Nie wystarczy być szaleńcem. Do tego trzeba inteligencji. We wszystkich służbach wywiadowczych świata od lat były specjalne zespoły zajmujące się psychiką Putina, sprawami rodzinnymi itd.

Co powinniśmy robić?

– Wspierać Ukrainę w każdy możliwy sposób. A żeby wiedzieć, jak to robić, trzeba mieć dobre informacje wywiadowcze. Nigdy po 1945 roku nie miały one tak wielkiego znaczenia jak dzisiaj.

Tegoroczny budżet Agencji Wywiadu obcięto o 10 proc.

– A najlepszych oficerów od spraw Wschodu wyrzucono w 2015 roku i obcięto im emerytury. Oglądają teraz wojnę w telewizji, zamiast służyć Polsce. Mam mówić dalej?

Konta internetowe do niedawna szerzące dezinformację antyszczepionkową zaczęły ostatnio wszczynać panikę, że zabraknie paliwa. I mieliśmy kolejki na stacjach.

– Trzeba zwracać uwagę na źródła informacji. Jako byłego oficera wywiadu najbardziej wkurza mnie, kiedy widzę jawną rosyjską agenturę w telewizji.

Zdradzi pan o kogo chodzi?

– Chyba każdy dziś widzi, że ten, kto próbuje nas odciągnąć od Unii Europejskiej i NATO, działa na szkodę Polski.

Czytaj więcej o wojnie na Ukrainie tutaj.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułW Olkuszu powstaje wielka hala dla Ukraińców uciekających z kraju
Następny artykuł„Plastrem szczęścia” uświadamiają o problemie depresji