Oceny, a zwłaszcza ich średnie zawsze rozpalają dyskusje między graczami. To jaki numer na Metacritic będzie obok głośnej gry w dniu jej premiery, często ustawia rozmowę o niej na długie lata. Wysoka średnia zwykle pomaga, zachęcając kolejne osoby, by sięgnęły do portfela. Przy niskiej średniej zaczynają się igrzyska i internet zalewa fala narzekań i memów. Nie jest też rzadka sytuacja, w której sięgamy po produkcje, która zgarnęła najwyższe laury i… totalnie nie rozumiemy czemu. Produkcje z ogromnymi budżetami, z nakręconą bazą fanów i z wielkimi kampaniami marketingowymi często mają bowiem właściwości napompowanych baloników.
Gdy usiądziemy do tych przebojów i zaczniemy je sprawdzać, to coś z nich zaczyna ulatywać, a czasem nawet pękają. Oczywiście dla każdego lista takich przebitych baloników będzie inna. Przeglądając ranking Metacritic wybrałem te, które szczególnie warto wyróżnić. Czy zgadzacie się z tym, że poniższe produkcje są znacznie przeceniane, i polewane lukrem bez powodu? Że nie zasługują na swoje wysokie oceny? Znając życie, pewnie nie, ale i tak warto to przedyskutować. W nawiasie obok tytułu gry jest średnia na MC, jedziemy z tą parszywą dziesiątką:
10. Dead Space (88)
Nie da się zaprzeczyć, że otwarcie Dead Space jest wybitnie dobre. Przez kilka pierwszych godzin czuć w tej produkcji wyjątkowy klimat. Krążenie po statku Ishimura buduje ogromne napięcie, przerywane ciekawą akcją. W połowie gry niespodzianki się jednak kończą, a całość zamyka się dookoła krążenia po ciemnych kosmicznych korytarzach. I choć wiele gier można opisać tak, że szybko kończą się w nich nowości i zamierzenie nawiązują do innych hitów to, po tak wysoko ocienianej produkcji można było spodziewać się czegoś więcej niż wystrzelania się z wszystkiego, co ciekawe, w trzy godziny. Dead Space to przeszczepienie tego, co pokazało światu Resident Evil 4 w nowe szaty – zrobione niby lepiej, bo ze swobodnym chodzeniem podczas celowania, ale jakimś cudem efekt koncowy jest mniejszy, mniej dynamiczny i wypompowany z zabawy.
9. Diablo 3 (90)
Pierwsza tak duża porażka wizerunkowa Blizzarda. Niedziałające serwery, bez których nie można grać nawet solo, oraz pamiętny Dom Aukcyjny nakręcający ceny na najciekawsze bronie i pancerze to był po prostu wielki błąd. Błędem było w ogóle wydanie tej gry w tamtym momencie – bo była na to totalnie nie gotowa. Mając w pamięci ile ukazało się jej poprawek, aktualizacji, ile rzeczy się zmieniło i jak dużo zmian złożyło się na (pewną od początku) wersję konsolową trudno patrzeć na ten tytuł poważnie. I nawet jeżeli wciąż jest to wciągające klikadło to… no właśnie, Diablo zmieniło się w swej trzeciej odsłonie w totalne klikadło, w cookie clickera ubranego w brudne szaty i skarby wypadające nam pod nogi. Niby za każdym uruchomieniem znajduje się w tej grze coś nowego – dla mnie od początku żadna z tych atrakcji nie była jednak ani ciekawa, ani zaskakująca.
8. Inside (91)
Studio Playdead świetnie wykorzystało moment rozkwitu sceny indie. Ich Limbo to pamiętne przeżycie doskonale zawarte w krótkiej, godnej wspominania wędrówce. Inside to na papierze „wszystko to samo tylko lepiej”… ale bez elementu zaskoczenia, bez tej świeżości. I tu właściwie kończy się mój zarzut, bo o Inside nie da się napisać, że jest złą grą, lub że nie spełnia jakichś oczekiwań. To kolejna w branży próba opowiedzenia jakiejś dużej tajemnicy; bez użycia słów, w ciemnym świecie, z gameplayem nastawionym na prowadzenie nas utartym szlakiem. Zwyczajnie nie klei się to z wysokimi ocenami jakie przyklejono tej produkcji. Zresztą czas pokazał, że te oceny były na wyrost, bo niemal natychmiast wypadła z dyskursu.
7. Psychonauts 2 (91)
Tim Schafer to twórca, którego można tylko lubić. Jest widocznie zmęczony branżą, ale też zbyt mocno ją kocha by nie próbować opowiedzieć poprzez grę kolejnej oryginalnej historii – własnej, zgodnie ze swym sercem. Psychonauts 2 to jedna z wielu jego produkcji, której zbyt dużo zabrakło do wspięcia się na cyfrowy Olimp. Czy fabuła jest dobra? No jasne. Światy ciekawe? Jeszcze jak.
Tylko sam gameplay to już platformówkowe chipsy solone – fajnie je pochrupać, ale wolałbyś paprykowe. Ładna to gra, choć pozbawiona powiewu świeżości oryginału i głębi rozgrywki, którą chcemy widzieć w najwyżej ocenianych tytułach z gatunku. Oceny Psychonauts 2 zbudowano przede wszystkim na legendzie oryginału, robiąc grze miłej i przyjemnej wizerunek jakiegoś must-have’a. A niestety Psychonauts 2 takim nie jest.
6. Street Fighter 4 (94)
Od czego zacząć rozmowę o Street Fighter IV? Przede wszystkim od docenienia tego jak duży wpływ miał ten tytuł na powrót bijatyk do łask. Gdy wydawało się, że gatunek już nikogo nie interesuje i ma tylko garstkę odbiorców, na fali sukcesu SFIV przebudziły się kolejne studia, chcące tworzyć mu konkurencję. Zasługi wizerunkowe nie powinny jednak zacierać faktu, że systemowo jest to powrót do części drugiej, która mimo bycia wielkim klasykiem jest produkcją z 1991 roku. Uproszczeniu uległo tu wszystko – od strategii po modele postaci, a tryby, jakie dostaliśmy, totalnie nie przystoją takiej legendzie.
To w swym sercu bardzo mała gra, ale rozbuchana prezentacja i nagły wybuch miłości do Street Fightera to wszystko zatuszowały. Mając w pamięci doskonałe i przepiękne artystycznie Street Fighter III oraz całą podserię Street Fighter Alpha trudno pogodzić się z tym, że świat najbardziej pokochał i docenił właśnie ciosane z ziemniaka SFIV.
5. The Elder Scrolls IV: Oblivion (94)
Och, proszę państwa The Elder Scrolls IV: Oblivion. Gra, wobec której bycie złośliwym jest tak łatwe, że aż zabiera to całą przyjemność z krytyki. Oddajmy jednak Bethesdzie, że w pewien sposób to właśnie ta odsłona cyklu dała im największego kopa i nadała kierunek kolejnym projektom firmy. Zarówno Fallout, jak i Skyrim bardzo mocno czerpały z tego, jakie podstawy stworzył Oblivion… ale to tylko podstawy.
To pierwszy świat Bethesdy zrobiony w jakości HD, przystosowany do mnożenia podobnych questów i do szukania sposobu na ucieczkę z twarzą z klinczu, jaki sami sobie założyli wybitnym, ale zbyt trudnym, by zdominować mainstream Morrowindem. Oblivion to gra przejścia między hardkorowymi korzeniami a skrajnym komercyjnym sukcesem, który po nim przyszedł. I ten szpagat był bardzo daleki od ideału, i systemowo i fabularnie. Nie na tyle, by ruszać na niego z widłami, ale zdecydowanie nie na średnią ocen 94.
4. Bioshock Infinite (94)
Wielki rozmach z jakim BioShock wylądował w 2007 roku to, było branżowe trzęsienie ziemi. Oczy wszystkich obserwatorów były skierowane na Kena Levine’a i Irrational Games, na ich sugestywną krytykę systemu, na którym zbudowano Stany Zjednoczone. BioShock był rozbudowanym komentarzem o szaleństwie władzy i szaleństwie poddanego jej społeczeństwa, opowiedziany w podwodnym, brutalnym i opętanym Rapture.
Infinite wzniósł to wszytko ponad chmury idąc w Americanę bez hamulców. Pozornie było tu wszystkiego więcej – ezoteryki, polityki i mistycyzmu, ale zabrakło tego, co zbudowało pierwszą część, czyli rozbudowanego gameplayu. Z ambitnych tytułów (BS1 i BS2) o zabawach mechanikami i zdolnościami bohatera, przeszliśmy nagle do kolejnego shootera na arenach. Ze sztampowym typem goniącym za magiczną dziewczyną uwolnioną ze złotej klatki. Mimo nieraz pięknie, wyglądających miejsc, jest to po prostu trzeci z rzędu BioShock i w porównaniu do swych poprzedników wypada najsłabiej.
3. Batman: Arkham City (96)
Batman miał się dobrze, kiedy śmigał po korytarzach Arkham Asylum – to mu pasowało. Wypuszczenie go jednak w miasto, które poprzez tajemnicze fabularne fikołki zostało pozbawione cywilów i szlajają się po nim tylko złoczyńcy to… o kilka razy za głupie, nawet jak na grę wideo i nawet jak na komiks o superbohaterze. Ze względu na ograniczenia silnika i to, z jaką dynamiką porusza się nasz mściciel, umieszczenie go w tak dużej przestrzeni było zabiegiem totalnie na siłę (bo trzeba było zrobić sequel).
Batman znowu bił armię klonów zgodnie z przyciskami nad ich głowami, trochę szybował i szukał dziur w ścianach. Niestety chodzenie po melinach z odpalonym trybem detektywa i udawanie przy tym metroidvanii z pseudorytmiczną walką nie jest niczym godnym poklasku. Nigdy nie pojmę wysokich ocen, które mimo to AA zdążyło zgarnąć.
2. Mass Effect 2 (96)
Niech się wali, niech się pali, ale Mass Effectowi 2 nie odpuszczę. Po jedynce, która była klimatycznym, zimnym, a nawet można powiedzieć, że odważnym kosmicznym RPG-iem, dwójka to jedno wielkie rozmydlenie. Totalnie zamknięto nas tu w korytarzach, po których trzeba tylko iść i strzelać, a potem patrzeć jak dwie kukły stoją nieruchomo i udają, że rozmawiają, zamiast tylko nabijać punkty dobra/zła Shepardowi.
Mass Effect 2 to gra, w której w niekończonym kosmosie nasze szczątki łapie typ z cygarem i wyhodowana szpieg-modelka, żeby nas ożywić i na końcu wysłać na walkę z wielkim Terminatorem. Nasza drużyna to nowa wersja Pokemonów – znajdujesz ich w krzakach, robisz kilka misji, by ewoluowali i byli silniejsi, po czym ruszasz na finalny bój. A kto umarł, ten nie żyje. Zresztą najcelniejszą recenzję ME2 wydało BioWare w Mass Effect 3 – totalnie olewając wydarzenia z tej części przy rozwiązywaniu swych najważniejszych wątków.
1. Uncharted 2: Among Thieves (96)
Nie mam nic do gallery shooterów. Lubię, gdy gry są ładne. Fajnie strzelać w górach, na pociągach i jaskiniach, ale… nie w Uncharted 2. Totalne rozwarstwienie między grą, która co do centymetra nas prowadzi, a wyjątkowymi widokami i toną strzelania, sprowadzającego się do chowania się za skrzynką, dopóki nie pojawi się, ktoś z bazuką jest miałkie. Nie celuje się dobrze, nie ma się tu żadnego ciekawego przeciwnika, po minucie zapomniałem, jakiego w ogóle skarbu szukam i wciąż nie wiem czemu na końcu biegał za mną w kółko gość świecący się na zielono.
Urok złodziejaszka żartownisia, który ma w kieszeni nieskończony budżet na wyprawy, siłę niedźwiedzia w rękach i wyżyna w pień setki osób, ponieważ musi znaleźć jakiś antyk, totalnie mnie nie urzeka. Środowisko gry jest płaskie, sekwencje akcji dzieją się automatycznie, a wszyscy dookoła strzelają chyba tylko, dlatego że nie było innego pomysłu co z tą grą można zrobić. Reboot Tomb Raidera obnażył wszystkie słabości Uncharted. Za to na koniec należy oddać, że przy przygodzie Drake’a nr 4 Naughty Dog wskoczyło już na kosmiczny poziom i w końcu zrobiło je dobrze. Ale ja tu nie o tym, tylko o tragicznie dwójce…
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS