A A+ A++
Filmy i seriale wczoraj, 09:30

autor: Ikazuchi

Najbardziej na świecie kocha musicale… i psy. Ale spokojnie, na gry też znajduje trochę czasu.

Niektóre pomysły na początku brzmią fatalnie. Tak jak Hamilton. Twórca, Lin-Manuel Miranda zaryzykował i stworzył dzieło, które zmieniło sposób, w jaki postrzegamy musicale, zaś dzięki premierze na Disney+ – zawojował świat.

Kiedy twórca Hamiltona powiedział Daveedowi Diggsowi (odtwórcy roli Lafayette’a i Jeffersona), że chce stworzyć hip-hopowy musical o historii Ameryki, usłyszał, że to beznadziejny pomysł. Rzeczywiście – na papierze wygląda to co najmniej średnio – ponad dwie i pół godziny wykładu z historii, i to jeszcze w tak dyskusyjnej formie. Na szczęście Lin-Manuel Miranda nie posłuchał swojego kolegi i dał światu sztukę, która nie tylko wywołała swoistą rewolucję na Broadwayu, ale i sprawiła, że coraz więcej młodych osób zaczęło interesować się musicalami. I dobrze, bo ten gatunek ma naprawdę sporo do zaoferowania – chociaż to już temat na inny dzień.

Od kilku lat jestem wielką fanką tej produkcji, potrafię wyrecytować z pamięci cały pierwszy akt (tak, próbowałam, mój luby rzucił mi takie wyzwanie; wygrałam czekoladę, a on już nigdy nie odzyska tej godziny z życia), a piosenki Helpless i Satisfied to mój ulubiony repertuar do śpiewania pod prysznicem. Chcę przekazać wam trochę miłości do tej sztuki i pokazać, że naprawdę warto spędzić z Hamiltonem dwie i pół godziny. Może okazać się, że zachwyci Was tak jak mnie i miliony innych osób na całym świecie.

Zapomniany ojciec założyciel

Hamilton to zainspirowana bestsellerową biografią autorstwa Rona Chernowa sztuka, która opowiada historię jednego z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych Ameryki, Aleksandra Hamiltona. W odróżnieniu od pozostałych założycieli USA jest on postacią zdecydowanie mało docenioną i znaną – a musical stara się wyjaśnić nam, dlaczego tak jest. Sztuka przedstawia życie Aleksandra od czasów młodości aż do śmierci w 1804 roku. Nie liczcie jednak na nudną lekcję historii – dzieje Hamiltona to prawdziwy emocjonalny rollercoaster pełen wzlotów i upadków, a sama forma tego musicalu to zdecydowanie coś, czego jeszcze nie było – z co najmniej kilku powodów.

Gdyby piosenki w Hamiltonie miały typowe dla broadwayowskiego musicalu tempo, to całość trwałaby około sześciu godzin. Ba, gdyby postaci śpiewały tak, jak w Nędznikach, to seans zająłby nam godzin aż dwanaście! Tutaj jednak mamy imponującą liczbę dwudziestu i pół tysiąca słów upchanych w dwóch godzinach i trzydziestu minutach. Tempo w niektórych piosenkach jest zawrotne – Lafayette w najszybszym momencie musicalu (piosenka Guns and Ships) wyrzuca z siebie średnio sześć słów na sekundę (!).

Powodzenia życzę wszystkim fanom, którzy kiedykolwiek próbowali dotrzymać mu kroku i śpiewać ten fragment razem z nim (tak, mówię to też do siebie samej). Niewiele gorsza była Renée Elise Goldsberry grająca Angelikę Schuyler w piosence Satisfied – pięć słów na sekundę. Oglądając Hamiltona, nie sposób się nudzić, bo tak dużo dzieje się na ekranie – i nie chodzi mi tylko o nadążanie za szybkim rapem. W te dwie godziny przeżywamy z Hamiltonem całe jego życie, świętując wszystkie wzloty i emocjonując się upadkami, patrząc, jak rodzą się Stany Zjednoczone i poznając straszną cenę, jaką przyszło zapłacić za wolność.

Eminem był szybszy

Sześć słów na sekundę w Guns and Ships to imponujący wynik nie tylko jak na musical. Aktualny rekord świata w tej kwestii należy do Eminema, który w piosence Godzilla rapuje z prędkością siedmiu i trzech dziesiątych słowa na sekundę. Przykro mi, Lafayette, nie byłeś najlepszy – ale trzeba przyznać, że nie jest to duża różnica.

Inną bardzo ważną rzeczą – szczególnie w kontekście tego, co aktualnie dzieje się na świecie – jest obecność w obsadzie osób o zróżnicowanym kolorze skóry i narodowości. „Immigrants – we get the job done” – stwierdza francuski arystokrata Lafayette w trakcie bitwy o Yorktown, czyli kulminacyjnego punktu pierwszego aktu. Musical pokazuje nam, że Stany Zjednoczone już od początku opierały się na mozaice kulturowej i etnicznej, a o ich wolność walczyli ludzie różnych narodowości. Nie zdziwcie się więc, widząc na scenie czarnoskórego George’a Washingtona – to nie wepchnięta na siłę poprawność polityczna, a celowy zabieg, który jeszcze bardziej daje nam do myślenia, szczególnie w obecnych czasach. W końcu sam Hamilton też był imigrantem, a ważnym motywem tej historii jest walka z niewolnictwem.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUwaga sztabowcy, czas na sprzątanie wyborczych banerów!
Następny artykułUmacniają brzegi Srebrnego Potoku. Ekolodzy: To jest niszczenie tej rzeki [ Społeczeństwo ]