Zawsze kiedy słyszę, że jestem dobrą matką albo wyluzowaną matką, czuję się winna.
Od samego początku czułam się w świecie małych ludzi obco i wiele momentów zdawało się to potwierdzać. Może większość momentów. Nie wychodziły mi najnaturalniejsze rzeczy. Wciąż nie wychodzą. Wszystkie inne matki wyglądały jak oazy spokoju, miłości i dobroci, tylko ja nie. Czułam, że ja tak nie wyglądam. Bo ja wyglądam, muszę przecież wyglądać, jak kłębek nerwów i niekompetencji, którym byłam i jestem.
Kiedy w niemowlęcych grupach grzechoczemy zabawkami, ja wiem. Kiedy w bibliotece śpiewamy wesołe piosenki, zawsze te same, ja wiem. Kiedy całuję śpiące dziecko w główkę. Kiedy świetnie się bawimy. Kiedy kupuję zabawki albo ubranka i wybieram najładniejsze. Ja zawsze wiem. Zawsze.
Wiem to, co musi być dla wszystkich oczywiste. Że palą mnie te wszystkie momenty, kiedy obudzona w nocy po raz trzeci, czwarty czy piąty – klnę. Kiedy przy zrzuceniu kolejnej kromki, jajka czy innego twarożku na podłogę nie czuję żadnej miłości tylko frustrację. Kiedy chcę płakać, gdy sen nie przychodzi po czterdziestu minutach ani w ogóle nigdy. Kiedy w wózku dostajemy histerii. Kiedy robi mi się niedobrze na myśl o podróży samochodem, bo wiem, że znowu będzie wyglądała tak jak zawsze. Kiedy już jedziemy, a ja odwracam wzrok do okna, wzdychając zrezygnowana. Kiedy irytuję się, bo myślałam, że drzemka potrwa dłużej, a ja naprawdę mam podczas niej dużo do zrobienia. Kiedy w myślach obwiniam dziecko, że nie jestem w stanie robić tego wszystkiego.
Tych momentów nie jest więcej niż wesołego ganiania się po podłodze, niż śmiechu przy karmieniu piersią, gdy mała dłoń łapie mnie za nos czy przy zabawie liśćmi w parku. Tej zabawie, gdy drę liść i wołam “bibibip”, a córka dostaje głupawki. Ale to chyba tak jak z przykrymi słowami – choćby dostać pięćdziesiąt komplementów, to jedna złośliwość wszystkie je przyćmi i przekreśli. Wszystko co złe waży dziesięć razy więcej niż wszystko co dobre. Przez chwile słabości czuję, że nie zasługuję na chwile miłości i wspaniałości. Nie tak jak wszystkie łagodne, cierpliwe, kochające, idealne matki, które znam. Wszystkie lepsze niż ja.
Dlatego kulę się w sobie, kiedy słyszę, że jestem dobrą, fajną, wyluzowaną matką. Musiałam, zupełnie niechcący, stworzyć wizję potwornie zakłamaną. Przecież jestem najgorsza. Przecież ja to wiem.
A może po prostu wszyscy inni też wiedzą i tylko ze mnie szydzą…
•
Zdjęcie:
||
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS