A A+ A++

Dla A.J. Slaughtera rozpoczęte właśnie mistrzostwa Europy są trzecimi w karierze – Amerykanin gra w reprezentacji od 2015 r. i w biało-czerwonej koszulce wystąpił już 77 razy. W obecnej kadrze więcej spotkań mają tylko Mateusz Ponitka (136), Aaron Cel (100) oraz Michał Sokołowski (85).

– Nie spodziewałem się, że to potrwa tak długo, na początku nie wiedziałem, w co się pakuję – przyznaje dziś Slaughter. – Kiedy zaczynałem, chodziło o to, że mam wystąpić na EuroBaskecie 2015, nie było dalszych planów. Nie wiedziałem, jak się odnajdę w zespole, w swojej roli. Owszem, rozmawialiśmy o trzyletniej deklaracji, ale na początku byłem ostrożny. Stanęło na tym: “Zagraj z nami przez jeden reprezentacyjny sezon. Jak ci się spodoba, będziemy rozmawiać dalej”. Zagrałem, spodobało mi się.

Zobacz wideo
Gortat znowu na parkiecie. Gwiazdy zagrały w szczytnym celu

Szukali reprezentanta tak, jak kluby przeprowadzają transfery

W 2015 roku jego obecność w reprezentacji Polski nie wszystkim się jednak podobała. Trend naturalizacji Amerykanów od lat był widoczny w europejskiej koszykówce, dla Polski przed Slaughterem w meczu o punkty zagrało pięciu graczy z USA – Joe McNaull, Eric Elliott, Jeff Nordgaard, David Logan i Thomas Kelati. Każdy z nich występował wcześniej w Polsce przez kilka lat, był gwiazdą ligi, McNaull i Kelati mieli polskie żony. Slaughter? Jego naturalizacja była sztuczna – PZKosz wspólnie z ówczesnym trenerem Mikiem Taylorem uznali, że reprezentacja potrzebuje amerykańskiego gracza na obwód i szukali Slaughtera tak, jak kluby przeprowadzają transfery. Od listy kandydatów, oceny ich umiejętności, rozmów z agentami. Obywatelstwo? Się zrobi, się załatwi.

Urodzony 3 sierpnia 1987 roku w Loiusville w Kentucky Amerykanin do 2015 roku nie miał żadnych związków z Polską, bo przecież dwa występy w naszym kraju w zespołach rywali w europejskich pucharach za takowe uznać trudno. Dla niego pozytywna odpowiedź na propozycję PZKosz, była decyzją biznesową – Amerykanom europejski paszport ułatwia grę w tutejszych klubach, sprawia, że nie obowiązują ich istniejące w wielu ligach limity dla graczy spoza kontynentu.

Obrazowo o tym biznesie opowiedział kiedyś Bo McCalleb – amerykański rozgrywający, który grając w Serbii, odebrał kiedyś telefon. – Dzwonili Macedończycy i pytali, czy chciałbym dla nich grać. Nie zadawałem pytań dotyczących kraju, po prostu odpowiedziałem “tak”. Następnego dnia leciałem do Skopje – opowiadał. Kilka dni później, jako Borche McCalebbovski, był już do dyspozycji trenera reprezentacji Macedonii. Na EuroBaskecie 2011 został liderem drużyny, która zajęła sensacyjne czwarte miejsce.

“Jak ktoś ma się z taką drużyną utożsamiać?”

Cichy, małomówny i nieznany w Polsce Slaughter na początku nie kupił kibiców, a nawet polskich koszykarzy. Oficjalnie mówiono o tym, że drużyna przyjęła go dobrze, ale słowa niektórych kadrowiczów wskazywały, że jednak są wątpliwości. – Można świetnemu koszykarzowi A.J. Slaughterowi dać polski paszport, zrobić z niego Andrzeja Rzeźnickiego, oprzeć na nim reprezentację, ale jak się z taką reprezentacją utożsamiać? – retorycznie i anonimowo pytał jeden z kadrowiczów. – Kiedyś David Logan powiedział, że nie ma dla niego żadnej różnicy, dla kogo gra i równie dobrze może reprezentować Afganistan. Myślałem, że nic już tego nie przebije – komentował sztuczną naturalizację inny.

Koszykarze zdemolowali Austrię. Było trochę gry w dwa ognie, ale był też ogień liderów

– Dziwna sytuacja, chyba jedna z dziwniejszych w historii polskiego sportu zawodowego – mówił “Gazecie Wyborczej” Arkadiusz Brodziński, ówczesny agent m.in. Krzysztofa Szubargi, jednego z czołowych polskich rozgrywających. – Z biznesowego punktu widzenia sprawa jednoznaczna: skoro wszyscy tak robią, to dlaczego nie my? Ale ze względu na moje przekonania i patriotyzm jestem przeciwny. Wolałbym, żeby na reprezentację w ten sposób nie patrzeć, od strony biznesowej, a tak jest w przypadku Slaughtera. Jak ktoś ma się z taką drużyną utożsamiać?

Ten ostatni cytat można uznać za reprezentatywny dla ówczesnych nastrojów. Jak długo Amerykanin będzie czuł się reprezentantem Polski? Czy będzie stawiał się na długie przygotowania i sparingi? Czy będzie po nim widać, że jest człowiekiem do wynajęcia? Czy w biało-czerwonej koszulce da z siebie wszystko? A jeśli ktoś jego naturalizacji w ten sposób nie kwestionował, to mógł zastanawiać się nad poziomem sportowym – czy 23 mecze w Eurolidze z przeciętnymi średnimi 9,7 punktu oraz 1,7 asysty, wystarczają do tego, by zostać reprezentantem Polski?

Kogo my właściwie mamy, kogo my potrzebujemy?

Polski paszport Slaughter dostał 12 czerwca 2015 roku, w reprezentacji zadebiutował 1 sierpnia – w wygranym towarzyskim meczu z Czechami zdobył dziewięć punktów, miał trzy asysty. W debiucie w spotkaniu o stawkę – zwycięskim 68:64 meczu EuroBasketu z Bośnią i Hercegowiną – zdobył odpowiednio 10 i trzy. W całej imprezie, w której Polska odpadła w 1/8 finału z Hiszpanią, Slaughter miał średnio 9,5 punktu oraz 5,0 asysty. Solidnie, ale bez rewelacji. Bo czyż naturalizowany Amerykanin nie powinien być gwiazdą zespołu? Po co nam średniak maskujący problem reprezentacji na pozycji rozgrywającego?

Mateusz Ponitka lepszy od chorwackich gwiazd. Ale to rywal wygrał, a Polacy są wkurzeniMateusz Ponitka lepszy od chorwackich gwiazd. Ale to rywal wygrał, a Polacy są wkurzeni

Nie taki był jednak zamysł Mike’a Taylora. Amerykański trener nie szukał gwiazdy, szukał ważnego elementu. W zespole z będącym wówczas w szczycie kariery w NBA Marcinem Gortatem, z grającymi na coraz wyższym poziomie Mateuszem Ponitką i Adamem Waczyńskim, Slaughter miał być uniwersalnym obwodowym, a nie gwiazdą, samograjem, który będzie zdobywał po ponad 20 punktów. Tak wyglądał plan trenera, taka była jego realizacja.

Nie wszystkim to się podobało, nie wszyscy to rozumieli, o Slaughterze wciąż rozmawiano z powątpiewaniem. Wielokrotnie wracały dyskusje o tym, że Amerykanin – z koszykarskim CV lepszym od polskich rozgrywających, ale jednak nie olśniewającym – blokuje miejsce Polakom. No bo jak ma się rozwijać polska koszykówka, skoro nasi gracze tracą miejsce w kadrze na rzecz obcokrajowca? Do tematu podchodzono też taktycznie – kwestionowano fakt, że w kadrze Slaughter gra jako rozgrywający, podczas gdy w klubach z Francji, Grecji, Turcji czy Hiszpanii ustawiany był zwykle jako strzelec. Zastanawiano się: kogo my właściwie mamy, kogo my potrzebujemy?

Jeremy SochanSochan na starcie w NBA jest w lepszej pozycji niż Gortat. “Żywe srebro”

– Problem ze Slaughterem jest taki, że my nie wiemy, za co go rozliczać. Powtarzają się opinie: “co to za rzucający, co nie trafia?” albo “co to za rozgrywający, który nie podaje?” – zauważał w 2017 roku były reprezentant Polski Jacek Łączyński w rozmowie z Polskikosz.pl. Ale Slaughter robił swoje, czyli to, czego wymagał od niego trener, czego potrzebowała drużyna. Potrafił zdobywać ważne punkty w końcówkach, miewał mecze, w których zaliczał sporo asyst, były też takie, w których zdobywał wiele punktów. Dawaj reprezentacji jakość, podnosił jej poziom.

Najemnik odchodzi po trzech latach? Wielki powrót

W 2017 roku wydawało się, że czas Slaughtera w polskiej kadrze się kończy. W jednej z rozmów Amerykanin rzucił, że to ostatni rok jego trzyletniej umowy z PZKosz na reprezentowanie Polski. W środowisku zawrzało, ówczesny prezes związku Grzegorz Bachański musiał się tłumaczyć. – Poparliśmy starania Slaughtera o obywatelstwo, pod warunkiem że A.J. zgodzi się występować w reprezentacji przez trzy lata. Ustalenia na dłuższy okres nie miały sensu, wiele w tym czasie się może zmienić.

Po słowach Slaughtera wokół kadry przeszła burza niezadowolenia, znów wrócił temat sztucznych naturalizacji, a równocześnie zmienił się kalendarz reprezentacyjnych rozgrywek. Letnie cykle całych eliminacji zastąpiły listopadowe, lutowe i czerwcowe okienka, na które kluby zrzeszone w euroligowej spółce nie chciały puszczać swoich graczy. Grający we francuskim ASVEL Villeurbanne Slaughter w rozmowach z klubem nie postawił kwestii kadry na ostrzu noża, przestał przyjeżdżać na mecze Polski, opuścił sześć pierwszych spotkań eliminacji. Na marginesie – nie tylko on. W kadrze przez moment zabrakło wówczas także kapitana Adama Waczyńskiego z Unicaji Malaga, później zdarzało się, że z powodu konfliktów interesów spotkania reprezentacji opuszczał grający w Zenicie Sankt Petersburg Mateusz Ponitka.

Negatywna uwaga skupiona była jednak na Slaughterze i pod koniec 2017 roku wydawało się, że po wypełnieniu trzyletniej umowy to koniec, że najemnik wypełnił kontrakt i skupi się już tylko na karierze klubowej. Ale Amerykanin do Polski wrócił – i to w bardzo dobrym stylu. W meczach z Włochami, Chorwacją i Holandią, w których biało-czerwoni wywalczyli awans na mistrzostwa świata, zdobywał po 14,7 punktu, był najlepszym strzelcem zespołu. Po raz kolejny udowodnił, że mu na Polsce zależy, ponownie pokazał, że jest w stanie wymiernie pomóc europejskiemu średniakowi z ambicjami. W rozgrywanych w 2019 roku mistrzostwach Polacy zajęli w Chinach świetne ósme miejsce, a Slaughter był trzecim strzelcem (13,3 punktu) oraz najlepszym podającym drużyny (4,8 asysty). Bez niego nie byłoby tak dobrego występu zespołu.

Bronny JamesLeBron James w jednej drużynie z synem? Bronny jest gotowy na NBA

Lata mijają, a A.J. przyjeżdża, walczy, prowadzi

Ostatnio bywało różnie, bo wraz ze zmianą selekcjonera – Mike’a Taylora zastąpił Igor Milicić – zmieniło się podejście do Slaughtera. Nowy trener nie powołał Amerykanina na mecze w listopadzie 2021 roku. W lutym Milicić poszedł po rozum do głowy, ale akurat wtedy Slaughter oczekiwał narodzin pierwszego dziecka i został z rodziną. W czerwcu na zgrupowanie się stawił, w zaciętym meczu z Niemcami zdobył spektakularne 32 punkty. Teraz jest podobnie, A.J. jest z zespołem, czeka na EuroBasket.

Ta dzisiejsza obecność Slaughtera w reprezentacji jest znacząca i świadczy o jego przywiązaniu do Polski. Przecież kilka tygodni temu Amerykanin doznał kontuzji stawu skokowego i w wieku 35 lat mógłby powiedzieć, że zdrowie jest dla niego najważniejsze, że nie chce forsować nogi przed wymagającym sezonem, że przeprasza, ale nie przyjedzie. Tym bardziej że trenerem nie jest już Taylor, tylko próbujący odmładzać drużynę Milicić. Gdyby Amerykanin odpuścił, nie byłoby sensacji.

Ale A.J. dołączył do zespołu, jak tylko wyleczył kontuzję, a w pierwszym meczu z kwalifikacji do eliminacji EuroBasketu 2025 z Chorwacją zagrał ponad 31 minut, zdobył 16 punktów. W niedzielę z Austrią statystycznie nie błysnął, ale potwierdził, że obok Mateusza Ponitki i Michała Sokołowskiego jest najważniejszą postacią drużyny.

Potężni liderzy, zagubieni rezerwowi. Co wiemy po meczu koszykarzy z Austrią?Potężni liderzy, zagubieni rezerwowi. Co wiemy po meczu koszykarzy z Austrią?

Bo lata mijają, zmieniła się koncepcja budowy reprezentacji, a A.J. przyjeżdża, walczy, prowadzi. – Zmiana trenera w reprezentacji? Podchodzę do tego pozytywnie, rozwijanie młodych utalentowanych graczy zawsze jest ważne – mówi Slaughter. – Przez ostatnie kilka lat osiągaliśmy dobre wyniki dzięki zgranej grupie doświadczonych zawodników, nadszedł czas na dodanie nowej krwi. Nowi koszykarze muszą zdobywać doświadczenie, żeby w przyszłości wygrywać ważne mecze. Choć oczywiście podczas tych zmian ważne jest, by pozostać konkurencyjnym, zwyciężać w kolejnych meczach i dawać Polakom powód do dumy – dodaje amerykański reprezentant Polski.

“Nie jestem naturalnym Polakiem, ale jestem częścią tego kraju”

Od jego debiutu minęło siedem lat, A.J. przygotowuje się do trzeciego EuroBasketu w barwach Polski. Zawodnik, którego podejrzewaliśmy o naturę najemnika czy też “farbowanego lisa”, w tym momencie jest ostoją reprezentacji.

Gdy teraz pytamy Slaughtera o komentarz do tych naszych obaw sprzed lat, koszykarz nie zdradza żadnych emocji, na twarzy nie widać zdziwienia. A.J. kiwa głową tak, jakby przytakiwał i mówi: – W 2015 roku nie wiedziałem, w co się pakuję. Ale przyjechałem, zacząłem poznawać wszystkich dookoła. Wielkie zasługi ku temu, że wracałem do reprezentacji rok po roku, miał trener Mike Taylor. Ale nie tylko z nim nawiązałem dobre relacje, to było po prostu świetne siedem lat – mówi Slaughter. Jego naturalizowani poprzednicy grali w kadrze znacznie krócej, z wyjątkiem Kelatiego pojawiali się w drużynie na krótko.

– Gra w reprezentacji Polski szybko stała się dla mnie czymś więcej niż tylko biznesem. Poczułem się częścią zespołu, poczułem akceptację ze strony kibiców, dostałem swoje polskie imię “Antek” – uśmiecha się Slaughter, którego pełne personalia to Anthony Darrell Slaughter Jr. – Gram już dla Polski tak długo, że hymn potrafię zanucić w głowie. Zaśpiewać całości nie potrafię, ale słowa “Marsz, marsz Dąbrowski” znam, podobnie jak rytm hymnu. Koledzy zachęcali mnie do nauki.

– Nie jestem naturalnym Polakiem, ale jestem częścią tego kraju. I chcę go reprezentować – kończy Slaughter. 2 września, w pierwszym meczu turnieju, będzie reprezentował Polskę w meczu z Czechami.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTe sprytne gadżety ułatwią gotowanie! Wybieramy praktyczne propozycje do kuchni
Następny artykułIgor z “Hotelu Paradise” chwali się metamorfozą. Schudł 50 kilogramów