A A+ A++

Firma z Cupertino, chociaż w swoim mniemaniu jest liderem na rynku smartfonów, dalej goni za urządzeniami z Androidem. Wychodzą na jaw kolejne błędy popełnione przy okazji premiery trzynastek. A to brak kompatybilności z ładowarką MagSafe za setki złotych, a to ograniczenie częstotliwości odświeżania ekranu do 60 Hz w aplikacjach partnerów w iPhone’ach 13 Pro i Pro Max. Są też kłopoty z działaniem trybu makro, który automatycznie przełącza się na inny obiektyw po zbliżeniu na dystans 14 cm, psując tym samym kompozycję kadru. Nie można tego niestety ustawić ręcznie, bo Apple zablokowało taką opcję. Chociaż wiele z tych elementów zostanie naprawionych w oprogramowaniu, to już teraz widać, że przed programistami jeszcze wiele pracy, a firma koncentruje swoje siły już chyba na przyszłorocznych modelach. Do głosu dochodzi też dziwne zarządzanie zasobami energetycznymi. Niektóre urządzenia, nawet obciążone w ten sam sposób, potrafią drenować baterię z różnym nasileniem. W rezultacie w jednym iPhone 13 Pro będziemy mieć 60% po upływie 4h czasu przed ekranem, ale w drugim ta wartość spadnie poniżej 50%. Skąd takie różnice? Wszystkiemu winny niedopracowany iOS.

Nie na tym jednak chciałbym się tutaj koncentrować. Jestem dużym krytykiem firmy, bo sam korzystam z iPhone’a dwunastej generacji i dostrzegam wiele jego wad, ale widzę też multum zalet i sztuką jest tutaj właściwy kompromis pomiędzy jednym, a drugim. Najnowsza wersja systemu operacyjnego wprowadza kilka nowości, które warto wypunktować. Są to rzeczy, które powinny zostać wprowadzone do telefonów Apple już dawno temu. Pogoń za Androidem dalej trwa. Wiele jest aspektów, które Google robi lepiej, ale w niektórych może się od iOS dużo nauczyć. W Polsce mamy zwolenników jednego czy drugiego obozu – podobnie jak w przypadku Xboxa i PlayStation, więc spodziewam się, że ten tekst nie trafi raczej do posiadaczy flagowych smartfonów ze stajni Xiaomi, Samsunga czy realme. 

Nowy system operacyjny to nowy wygląd powiadomień

Muszę przyznać, że to jedna ze zmian, która mocno mnie zaskoczyła. Byłem już przyzwyczajony do poprzedniego wyglądu tych kafelków, które wpadały z każdą nową wiadomością czy wydarzeniem. Najnowsza prezentacja powiadomień jest nieco odchudzona i bardziej zaokrąglona. Do tego wiadomości nie otrzymują teraz numeracji na zablokowanym ekranie (np. z Messengera czy SMS). Zamiast tego buduje nam się trochę taki wachlarz zakolejkowanych dymków (stosy), które możemy jednym ruchem rozwinąć. Nie widać tym samym ile mamy do nadrobienia, co uważam za spory minus. Na plus na pewno zaliczę powiększone ikony aplikacji, to faktycznie ułatwia nawigację. Same powiadomienia można ponadto pogrupować w tzw. podsumowania, których częstotliwość zależna jest wyłącznie od naszych preferencji. Ja wrzuciłem tam część aplikacji z wyświetlaniem o 10:00 i 20:00. Niestety działa to nieco inaczej niż sobie wyobrażałem. Wszystkie powiadomienia zobaczycie tylko w określonych godzinach. Ulokowałem Messengera i WhatsApp na starcie i nagle o godzinie 20:00 dostałem zbiór kilkudziesięciu wiadomości, o których istnieniu nie miałem pojęcia, bo nie zerkałem na telefon w międzyczasie. 

W zasadzie nie wiem, czemu to grupowanie ma służyć. Myślałem, że znajdę tam bardziej użyteczne informacje, częstotliwość korzystania z poszczególnych aplikacji, albo dane, które rozbudują moją wiedzę na temat tego, jak często wykorzystuje smartfon w określonym zakresie. Co gorsze, po rozwinięciu podsumowania całość jest mocno nieintuicyjna – jasne, dostaje zbiór wiadomości z całego dnia, ale mało to dla mnie użyteczne. Świetne są natomiast nowe mapy i działanie lokalizatora. Teraz funkcjonuje on w wariancie na żywo z dokładnością dosłownie do kilku metrów, co pozwala mi “śledzić” narzeczoną, braci czy znajomych w czasie rzeczywistym i daje sporą frajdę. Same mapy Apple zyskały na swojej szczegółowości. Pokazują więcej detali okolicy, działają szybciej i warto je w końcu odpalać w Polsce. Zawierają też znakomite informacje o natężeniu ruchu drogowego, a wskazania drogi dojazdowej nie odbiegają już tak zauważalnie od Google Maps. W USA mają pod tym względem jeszcze większy luksus, bo tam mapy wyświetlają nawet przejścia dla pieszych czy dokładną trasę z wykorzystaniem rozszerzonej rzeczywistości – nakładaną na ulice między budynkami. Wybrane miasta w Europie również mają do tego dostęp. 

Sam telefon działa jeszcze sprawniej, czas pracy na baterii uległ wydłużeniu, a przewijanie ekranu i docelowe otwieranie/zamykanie aplikacji jest bardziej płynne, co w połączeniu z 60 Hz wyświetlaczem daje taki efekt, jakbyśmy mieli ekran o nieco wyższej częstotliwości odświeżania. Fajnym udogodnieniem jest pobieranie zdjęć z Google grafika. Wystarczy teraz wpisać wybraną frazę, znaleźć zdjęcie, wybrać je palcem i przesunąć do dołu ekranu. Następnie, przytrzymując to zdjęcie palcem, klikać po innych zdjęciach, tym samym dodając je do “kolejki” lub “stosu”. Potem wracamy do głównego menu (cały czas trzymając stos palcem), idziemy do galerii zdjęć i przesuwamy zebrane wcześniej fotki do wybranego folderu. Natychmiast pobiorą się na smartfon w pełnej rozdzielczości. Świetne, użyteczne i korzystam z tego regularnie przy prowadzeniu profili w mediach społecznościowych czy podczas przesyłania fotek do znajomych.

Aplikacja pogodowa i FaceTime też wiele zyskały

Jakiś czas temu zorientowałem się, że pogoda to jedna z najczęściej otwieranych przeze mnie aplikacji. Tym bardziej cieszę się, gdy mogę z niej korzystać w nowym wydaniu. Przybrała teraz ciekawszy i bardziej użyteczny wygląd, pokazując zakres temperatur z 10-dniowym wyprzedzeniem (tylko szkoda, że podpisano je nazwami dni tygodnia, a nie datami, co byłoby jeszcze bardziej użyteczne). Świetny jest natomiast podgląd na żywo temperatur na całej kuli ziemskiej, w tym dokładne oznaczenie lokalizacji, które mamy zapisane (choćby w perspektywie nadchodzących wakacji). Po kliknięciu widzimy dodatkowe informacje. Działa to bardzo płynnie. Co istotne, po kliknięciu przycisku zakładek w prawym, górnym rogu, możemy też podejrzeć spodziewane opady (animowane w skali 12 godzin) i jakość powietrza (która działa póki co wybiórczo i jest ograniczona do wybranych państw z całego świata). 

FaceTime też wiele zyskało. Możemy teraz wysłać bezpośredni link do połączenia do użytkowników Androida, łączyć konwersacje z wieloma osobami i przekazywać wyświetlany na smartfonie pulpit do wglądu dla drugiej osoby – np. przedstawiając pomysły prezentowe, nowe mieszkanie czy najbliższy wyjazd na wakacje. Taka opcja była mi bardzo potrzebna i kilka razy już z niej skorzystałem. Świetnie działa też wspólne słuchanie muzyki. Chociaż obecnie współgra tylko z Apple Music, to wierzę, że niebawem dojdzie do tego Spotify czy Tidal. W skrócie, każdy posiadacz iPhone’a widzi utwory z odtwarzanej kolejki i może “w locie” dodać do tego własne piosenki. Na imprezach będzie to nieoceniony patent. Nie ma już potrzeby zabierania jednej osobie smartfona. Co ważne, w FaceTime mamy teraz zaaplikowany tryb portretowy, rozmazujący tło. Ponadto Apple zaaplikowano opcję wybrania większego skupienia mikrofonów na rozmówcy w razie konieczności, co przydaje się np. w zatłoczonych miejscach (w kawiarni, na rynku czy w tramwaju). 

Tryb skupienia, chociaż w założeniu miał przynieść wiele dobrego, w praktyce w ogóle się u mnie nie sprawdza, ale warty jest odnotowania. Możemy wskazać wybranym, lub wszystkim znajomym, kiedy jesteśmy zajęci w pracy lub kiedy robimy coś ważnego. Dostaną oni automatyczne powiadomienie o naszej niedostępności. W określonym czasie nie będziemy też dostawać powiadomień, które zostaną przechowane na później. Możliwe jest także całkowite zablokowanie połączeń przychodzących, przez co potencjalni rozmówcy dostaną informacje, że abonent jest czasowo niedostępny. Zmiany dotknęły również przeglądarki Safari, do której wreszcie możemy doinstalować rozszerzenia (!), a pasek adresu domyślnie przeniesiono na dół (można to zmienić dwoma kliknięciami). Przeprojektowano wyświetlanie kart i dostęp do trybu prywatnego, który jest teraz mniej intuicyjny. Zyskali za to miłośnicy tworzenia grup wybranych stron internetowych. Znajdzie je teraz na dowolnym urządzeniu z nadgryzionym jabłkiem – o ile włączycie synchronizacje danych z iCloud. 

Długo szukałem, jak mogę włączyć funkcję “tekst na żywo” dla zdjęć, tak szumnie reklamowaną przez Apple w trakcie zapowiedzi. Ktoś mądry wpadł na pomysł, by po instalacji systemu domyślnie ją wyłączyć, a właściwą opcję dodać w… nie, nie w opcjach aparatu do których idziecie w pierwszej kolejności. Żeby odpalić “tekst na żywo” z kamery, musicie wejść w ustawienia, następnie “ogólne”, potem “język i region” i dopiero tam znajdziecie te funkcję. Gdy w końcu się tego doszukałem i zacząłem korzystać, muszę Apple pochwalić, bo działa doprawdy rewelacyjnie. Nawet pismo odręczne potrafi przeczytać bez żadnego problemu. Tłumaczenie tekstu dopracowano bardzo sprawnie, ale niestety nie obsługuje jeszcze polskiego. Mimo to, jeśli polecicie do Niemiec, Hiszpanii czy Francji i będziecie chcieli coś przetłumaczyć na język angielski – funkcja zadziała bez zarzutu. Spisanie numeru z wizytówki czy znalezienie adresu po “skopiowaniu” reklamy na ulicy jest bardzo użyteczne i cieszy, że Apple wreszcie to wprowadziło. Użytkownicy Androidów z takich “bajerów” korzystają od lat. 

Po wejściu do głównego menu i delikatnym zjechaniu palcem do dołu, wyświetlimy obecną tam od kilku generacji funkcje spotlight. Na pewno istotne jest to, że wyświetla o wiele więcej informacji po wpisaniu określonego hasła. Gdy wprowadzimy nazwę miasta w którym mieszkamy i płacimy telefonem z podpiętą kartą, zobaczymy nawet listę ostatnich transakcji. Możemy momentalnie przejść do wiadomości czy zdjęć zrobionych w tym miejscu, a także przejrzeć najbliższe atrakcje. Gdy z kolei wprowadzimy nazwę jakiegoś artysty, znajdziemy o nim szczegółowe informacje w tym nadchodzące koncerty. Zobaczymy repertuar okolicznych kin po wpisaniu tytułu filmu i podejrzymy korespondencje z wybranym znajomym, gdy wyszukamy jego dane osobowe albo pseudonim. Zyskała też aplikacja zdrowie, która pozwala teraz na udostępnianie naszych wyników całej rodzinie czy wybranym znajomym, co ułatwia np. kontrolowanie postępów w odchudzaniu.

No i najważniejsza, w mojej ocenie, funkcjonalność, która może ocalić wiele skradzionych urządzeń. Funkcja “zlokalizuj telefon” działa teraz nawet w momencie, gdy ktoś wyłączy naszego smartfona lub wymaże jego pamięć (!). Dzięki dostępowi do iCloud możemy w łatwy sposób odszukać przywłaszczony sprzęt i szybko namierzyć sprawcę. To szalenie cenna sprawa i z pewnością przyda się bardzo wielu z Was. Sam chętnie skorzystałbym z tego w zeszłym roku, gdy miałem nieprzyjemną konfrontację z Boltem, w którym skradziono mój telefon. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Wymienione powyżej udogodnienia, to w mojej ocenie najważniejsze usprawnienia w najnowszym iOS 15. Nie wymieniam pomniejszych dodatków, jak nowe widgety dla “Game Center” czy “Snu” albo zmiany w porządkowaniu notatek, bo to drobnostki, raczej mało istotne dla większości posiadaczy iPhone’ów. Dajcie znać w komentarzach jakie Wy macie odczucia po przejściu na nowy system operacyjny i czy znaleźliście w nim coś, co okazało się bardzo przydatne. Do usłyszenia! 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWzrost liczby młodych osób, które ciężko zachorowały na COVID-19
Następny artykułSukces IKS Jezioro Tarnobrzeg w IMP