Dawno przeminął już komfort twierdzenia, że można konsumować postzimnowojenne dywidendy pokoju czy też uznanie trwałej wyższości technologicznej państw natowskich. Obserwując tematykę szczytu NATO widać próbę wskazania na pewną hierarchię priorytetów. Szczególnie, gdy weźmie się pod uwagę wysoce rozbudowaną formę komunikatu z 14 czerwca. Stąd też akcentowanie problematyki Rosji, zauważanie wprowadzania w coraz bardziej znaczący sposób wątków chińskich, nie mówiąc o kwestii technologii przełomowych (EDTs) czy nawet klimatu. Jednakże, pogodzeniem tego poszukiwania kierunków strategicznych może stać się sformułowanie odnoszące się do polityki 360 stopni.
Co więcej, nie należy tego traktować czysto w kategoriach geopolitycznych, ograniczając się do rozważań czy tzw. flanka wschodnia jest istotniejsza od południowej i jak do tego wszystkiego ma się kwestia Arktyki lub Afryki. 360 stopni powinno stać się wyrazem obecnej rzeczywistości, w której transatlantycki sojusz obronny znalazł się za sprawą całościowej zmiany światowej, nie tylko regionalnej, architektury bezpieczeństwa. Obronność jest bowiem dziś, bez żadnych wątpliwości warunkowana zarówno czynnikami geopolitycznymi, ale też makrotrendami technologicznymi, społecznymi, a także środowiskowymi. Wobec tego, te umowne 360 stopni jest dla NATO nie tyle szansą pogodzenia różnych aspiracji poszczególnych państw członkowskich, a raczej naturalną pochodną dążenia do utrzymania niezbędnego poziomu bezpieczeństwa w XXI w. i zdolności działania sojuszu obronnego w swoistej “wersji 2.0”.
Zwróćmy uwagę chociażby na pierwotne postrzeganie spraw geopolitycznych, znajdujące się w niejako podstawowej perspektywie pojęcia 360 stopni. W tym zakresie, rzeczywiście można zgodzić się z krytykami dalszego podchodzenia do definiowania pojęcia flanki wschodniej, itp. dalszych flank NATO. Przy czym, oczywiście, samo stwierdzenie flanka wschodnia NATO uczyniło wiele dobrego dla państw regionu w relacjach z innymi członkami Sojuszu Północnoatlantyckiego, w głównej mierze po 2014 r. Wówczas przypominając, że bezpieczeństwo kolektywne w ramach NATO to coś więcej niż tylko zapowiedzi dyplomatycznego wsparcia dla regionu bezpośrednio zagrożonego agresywnością współczesnej Rosji. Dając asumpt do uznania, że musi za tym iść szereg działań bezpośrednio odnoszących się do kwestii wojskowych.
Jednakże, pytanie czy w projektowanej perspektywie 2030 r. zbyt ścisłe trzymanie się ujęcia flanki wschodniej nie stało się większym wyzwaniem dla modernizacji NATO. Albowiem, chyba bardzo dokładnie zauważyliśmy już w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego, iż rosyjska polityka to wyzwanie dla naszego bezpieczeństwa. Tym samym, postępują działania mające na celu poprawę kolektywnych zdolności w obrębie odstraszania i obrony regionu. Zaś dalsze szerokie odnoszenie się do umownych potrzeb flanki wschodniej może stwarzać wrażenie regionalnego problemu. Czas powiedzieć, że jest to lub raczej są to wyzwania całego NATO.
Trzeba nadmienić, że chociażby w komunikacie z 14 czerwca widać to nad wyraz czytelnie. W całym spektrum, od postawy Rosji do swoich sił zbrojnych jako narzędzia agresji względem innych, poprzez uwypuklanie takich spraw jak gwałtowna modernizacja ofensywnych możliwości rosyjskich sił rakietowych czy nuklearnych. Nie wspominając o sprawach działań informacyjnych, agresywnych (powyżej pewnej akceptowalnej formuły) form prowadzenia działań wywiadowczych, itp. Teraz czas, także dla Polski, żeby przekuć efekty transformacji natowskiej, z okresu szczytów walijskiego i polskiego, na szerszą perspektywę, umownie nazwaną 360 stopni.
Właśnie tu i teraz na gruncie jaki powstał w zakresie niedawnego szczytu NATO wydaje się to być wysoce istotne dla naszej polityki. Widząc, że chociażby bez wskazania na kwestie aktywności chińskiej wobec NATO również i nasz region będzie chroniony tylko cząstkowo. Indo-Pacyfik chyba jeszcze nigdy nie był tak blisko Europy czy też przestrzeni transtlantyckiej jak właśnie w 2021 r. Szczególnie, że jeśli wskazujemy na sprawę silnej aktywności rosyjskich służb specjalnych nad Bałtykiem, nie możemy nie zauważyć tego samego po stronie chińskiej. Trzeba też pamiętać, że Pekin dysponuje szeregiem innych narzędzi do realizacji własnych celów strategicznych również w przestrzeni transatlantyckiej – inwestycje i presja ekonomiczna, soft power itd.
Analogicznie jest w przypadku sprawy bezpieczeństwa w Arktyce, która dość stereotypowo czesto wydaje się nam być może niejako odseparowana od naszego regionu. Trzeba jednak wskazać, że przecież nad samym Morzem Bałtyckim mamy dwóch kluczowych partnerów NATO, którzy zależą od dalszego rozwoju sytuacji w przestrzeni arktycznej – mowa o Szwecji i Finlandii. Co w prostej linii warunkuje również i nasze polskie bezpieczeństwo, nie wspominając nawet o naszych sojusznikach takich jak Litwa, Łotwa i Estonia. W przypadku Arktyki problemem może być właśnie na gruncie polskim pewna niechęć do podejmowania dyskusji przede wszystkim w związku z kontrowersjami wokół obecnego stanu Marynarki Wojennej i jej przyszłości. Czy jednak uciekniemy od tego problemu próbując go pominąć? W żadnym razie.
Musimy zdawać sobie sprawę z faktu, iż chociażby globalny transport morski w przyszłości z coraz większym (przewidywanym) udziałem przejścia północnego warunkuje także i naszą przestrzeń ekonomiczną. Analogicznie jak sprawy surowcowe, które też są elementem wzrostu znaczenia spraw odnoszących się do bezpieczeństwa Arktyki.
Oczywiście już dziś, to trzeba stanowczo zaznaczyć, wykonujemy pewne działania na rzecz sojuszniczych możliwości w przestrzeni arktycznej. Wbrew pozorom czyniąc to niejako pośrednio, poprzez inwestowanie we własny potencjał obronny, mówiąc obrazowo luzując niejako innych sojuszników od pewnych obowiązków w tej części Europy. Trzeba jednakże zastanowić się na ile w przyszłości niezbędnym stanie się dla nas większe zaangażowanie, ale odpowiednio skrojone do krajowych możliwości. Takie swego rodzaju polskie arktyczne „tailored Forward Presence”, być może bazujące np. na odpowiednio przygotowanym komponencie Wojsk Specjalnych, zdolnych do szybkiego i efektywnego wsparcia działań arktycznych Amerykanów, Norwegów, Duńczyków, Brytyjczyków, Kanadyjczyków, jak również partnerów nienatowskich Szwedów i Finów.
W tym kontekście, mówiąc o naszym państwie właśnie w obliczu geograficznego rozumienia formatu 360 stopni niezmiernie ważnym staje się wskazanie, iż już teraz wysyłamy względem całego NATO silny, pozytywny sygnał. Odnosi się on do naszej postawy względem Morza Czarnego i tamtejszych sojuszników oraz partnerów regionalnych. Daleko nie trzeba szukać takiego, wysoce prawdziwego zaangażowania, bo zaledwie w tym roku widzieliśmy nasze pociski rakietowe NSM i ich obsługę, ćwiczących w Rumunii w ramach manewrów Sea Shield-21.
Dlatego też wprost trzeba nadal lobbować, żeby cała wspólnota NATO widziała rzeczywiście synergię bezpieczeństwa na różnych kierunkach, nie flankowych lecz natowskich. Obrona kolektywna to również zależność od siebie. Tak jak zostało wskazane powyżej, nie oznacza to porzucenia potrzeby budowania zdolności np. w rejonie polskich granic czy też państw nadbałtyckich, bowiem byłoby to ograniczenie założeń wynikających z art. 3 Traktatu Waszyngtońskiego. Lecz jest uznaniem oraz chociażby edukowaniem społeczeństw, że siła kolektywnej obrony i zapewnienia bezpieczeństwa niezbędnego do rozwoju leży zarówno nad Morzem Czarnym, Śródziemnym, jak i w odległych rejonach arktycznych. To w żadnym razie nie jest jedynie sprawa samego Przesmyku Suwalskiego.
W przypadku naszego państwa najtrudniejsze wydaje się być współcześnie zauważenie potrzeb bezpieczeństwa w regionie Morza Śródziemnego i Afryki jako istotnych dla NATO. Rzeczywiście lata zaniedbań NATO względem systemu realnych aktywności w naszym regionie i późniejsze bardzo reaktywne podchodzenie do działań Rosji (szczególnie, gdy boleśnie dostrzegliśmy wszelkie złudzenia wynikłe z tzw. resetu w relacjach z Moskwą) utrwaliły w nas mocne założenie, iż priorytetem winna być ta część Europy. Co więcej, gorzkie doświadczenia i nieprzepracowanie wewnątrz społeczeństwa lekcji z Afganistanu i Iraku stworzyły bardzo negatywne wrażenia względem wszelkich operacji reagowania kryzysowego.
Przy czym, tym właśnie mocniejsza jest potrzeba obecnej pracy nad kooperacją z państwami sojuszniczymi zaangażowanymi przede wszystkim na kierunkach innych niż nasz. Oczywiście, co naturalne pojawi się zarzut, że w taki sposób następuje wpisanie się w politykę np. Francji, nastawioną na zyski i ekspansję ekonomiczną w jej tradycyjnych tzw. strefach wpływów. Jednakże, można byłoby tą krytykę uznać za wysoce akceptowalną, gdyby takie zaangażowanie po stronie chociażby państw Europy Środkowej i Wschodniej (należących do NATO) odbywało się kosztem ich zdolności obronnych, uderzając generalnie w samo serce Traktatu Waszyngtońskiego. Dygresyjnie można uznać, że w XXI w. mamy w tym aspekcie niestety dość spore doświadczenia. Jeśli weźmiemy przede wszystkim utratę odpowiedniego zrównoważenia ekspedycyjności i zdolności obronnych kraju, w toku naszego najbardziej ekspansywnego udziału we wspomnianych konfliktach w Afganistanie i Iraku.
Lecz, gdy wyciągniemy niezbędną naukę z wcześniejszych lekcji, to przecież chyba potrafimy już zbilansować sprawę obronności terytorium/regionu i działań w ramach operacji reagowania kryzysowego. Szczególnie, że trzeba (odchodząc od kwestii czysto ideologicznych) zgodzić się z perspektywą Francji, iż chociażby w przypadku diagnozy, że nasze pominięcie jako NATO najbliższego południowego sąsiedztwa przypomni o sobie kluczowymi zagrożeniami. Począwszy od terroryzmu, który niestety coraz bardziej staje się elementem właśnie Afryki Północnej i Zachodniej, poprzez kolejne presje migracyjne, a skończywszy na otwieraniu swobodnych szlaków przerzutu mas narkotyków do Europy (Afryka coraz częściej jest traktowana w kategoriach hubu do transferu narkotyków chociażby z Ameryki Południowej).
Sensownym jest w tym kontekście inwestowanie w zdolności zarówno wystawiania sił szybkiego reagowania, zdolnych do prowadzenia działań kontrterrorystycznych (CT) oraz kontrpartyzanckich (COIN). Budując jednocześnie też niezbędne zasoby szkoleniowe i wsparcia (np. medycznego, materiałowego, humanitarnego) dla poszczególnych państw regionu lub choćby Afganistanu. Widząc przy tym wręcz synergię działań natowskich i unijnych, od zbilansowania których zależy coraz więcej w przestrzeni transatlantyckiej i w jej bliskości.
360 stopni to oprócz wspomnianego formatu geograficznego, także uzyskanie pełnego obrazowania innych wyzwań dla NATO, będących pochodną licznych makrotrendów. Częstokroć o wiele trudniejszych, w przypadku przygotowania się na niezbędną reakcję w najbliższej przyszłości. Zauważmy chociażby sprawę samych technologii nowych i przełomowych (EDTs ang. emerging and disruptive technologies). Dla wielu to wręcz pewne zaklęcie, które może przysłaniać realne i niezbędne potrzeby w sferze modernizacji czołgów, samolotów bojowych czy też okrętów, potrzebnych już w tej chwili. Jednakże, wielodomenowe i nielinearne pole walki już teraz daje nam niezbędny ogląd na pozycję myślenia o dynamice rozwoju technologii oraz wpływie na efektywność. Tym bardziej, że część z nich już puka do myślenia o prowadzeniu działań zbrojnych i byciu decydującym od szczebla strategicznego i operacyjnego po taktyczny. Sztuczna Inteligencja, a także pochodne dynamicznego modelowania zasobów teleinformatycznych i analitycznych stanowią najlepszy tego przykład.
Stąd też należy cieszyć się, że przywódcy NATO dostrzegają wymóg świadomościowego i praktycznego przyspieszenia właśnie w tym aspekcie. Po obecnym szczycie NATO podkreślono np. sprawę budowania Akceleratora Innowacji Obronnych, co więcej przy kooperacji cywilno-wojskowej. Zauważane jest wprost znaczenie działań w domenach stricte technologicznych, na czele z cyber i kosmosem. Jak również nie odchodzi się od uznania, że 20 proc. wydatków na obronność, zawierających sprzęt i wyposażenie winno szerszej odnosić się do sprawy badań i rozwoju (R&D). Szczególnie, iż musimy dość szybko reagować np. w sferze systemów łączności oraz komunikacji, gdzie doszło do stwierdzenia pewnych wad względem innych państw oraz ich zasobów. Obrazowo świetnie oddaje to chociażby kwestia Walki Radioelektronicznej WRE.
W końcu trzeba też zauważyć, że format 360 stopni stanowi idealną wręcz konstrukcję do analizy potrzeb obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej całego NATO. Mowa bowiem o wielowarstwowym systemie, zdolnym do współdziałania ze sobą komponentów lecz także dostosowanego do przemian jakie zachodzą w sferze systemów napadu powietrznego i rakietowych. Trzeba bowiem powtarzać wprost, że coraz więcej uwagi musimy poświęcać rozważaniom z zakresu broni hipersonicznych lub już definiujących technologicznie wyścig zbrojeń platform bezzałogowych, w tym amunicji krążącej. Co najważniejsze, jest to sprawa obejmująca potrzeby okresu pokoju, kryzysu i wojny. 360-stopniowe spojrzenie jest tym samym kluczem także i w tym aspekcie.
Na samej, niejako czystej technologii nie kończy się tego rodzaju 360-stopniowe pozycjonowanie innych potrzeb NATO. Albowiem cały czas pozostaje chociażby wątek dostosowania całościowej odporności państw do wyzwań chociażby niemilitarnych, jednak mogących zagrozić bezpieczeństwu sojuszników oraz naruszyć de facto również strukturę zdolności czysto odstraszania i obronności. Po obecnej walce stoczonej z COVID-19 tego rodzaju świadomość jest chyba najwyższa w historii. Na zwiększonej świadomości trzeba rozwijać rzeczywiste zdolności. Stąd też tak strategicznym działaniem jest stawianie na obronę cywilną, przygotowanie i edukację społeczeństw, ale również kooperacja z prywatnym sektorem, biznesem oraz innymi niepaństwowymi podmiotami. Budowanie centrów szkoleniowych w tej właśnie przestrzeni i stawianie na ułatwianie przekazywania dobrych praktyk pomiędzy sojusznikami.
Nie da się bowiem uciec od problematyki, ściśle wskazanej w komunikacie, takiej jak bezpieczeństwo infrastruktury krytycznej, zabezpieczenie łańcuchów dostaw niezbędnych dla działania przemysłu w warunkach pokoju i kryzysu. Nie mówiąc o wymogu obrony naszych wspólnych wartości jeśli chodzi o nowe formy wywierania masowego nacisku, które lokują się w przestrzeni działań informacyjnych, operacji psychologicznych, a nawet są ważnym składnikiem zróżnicowanych form agresji hybrydowej.
Konkludując, można śmiało odnieść się do stwierdzenia, że 360 stopni, to jak podkreślono po szczycie, realna inwestycja w kształtowanie środowiska bezpieczeństwa, tworzenie stabilności wewnątrz naszej przestrzeni transatlantyckiej i realizacji celów politycznych oraz wojskowych NATO. Jednakże, być może należy promować 360 stopi jako szerszą koncepcję zmierzenia się z całym katalogiem wyzwań wojskowych, okołowojskowych oraz innych, definiujących natowską przestrzeń odstraszania i obrony.
Przed huraoptymizmem musi jednak nas chronić podstawowa sprawa czyli zdawanie sobie sprawy z ogromu wyzwań jakie stoją przed tak mocno zróżnicowanym katalogiem działań (od obrony przeciwlotniczej po kwestie klimatyczne, od Arktyki po Morze Śródziemne). Począwszy od kwestii finansowych, które przecież już teraz rodzą znaczne wątpliwości (słynna debata o 2 proc. PKB wydawanych na obronność), a skończywszy na świadomościowej transformacji społeczeństw i elit politycznych w poszczególnych państwach członkowskich. W tym ostatnim przypadku potrzeba jest bowiem refleksji strategicznej, odnoszącej się do zauważenia olbrzymiej roli jaką odgrywa NATO i jaką powinien odgrywać sojusz obronny w perspektywie kolejnych lat. Jest on bowiem filarem naszego wspólnego transatlantyckiego bezpieczeństwa, ale w żadnym razie nie możemy go uznawać za strukturę idealną, skończoną i nie wymagającą zmian.
Przy czym, jak pokazują praktyczne działania NATO oraz chociażby aktywność poszczególnych sił zbrojnych państw członkowskich, stosunkowo mniejsze obawy budzi już sama implementacja rozwiązań praktycznych. Musi być ona jednak podparta wspomnianą wolą polityczną, wyrażoną przede wszystkim na arenie Rady Północnoatlantyckiej i w poszczególnych państwach. Zaś w tych kategoriach obecny szczyt możemy uznać za, patrząc oczywiście subiektywnie, udany. Szczególnie, że wspólnota natowska nie bała się powiedzieć wprost o kwestiach, gdzie wymagane jest ciągłe pracowanie nad własnymi zdolnościami i możliwościami działania. Co więcej, nie bano się również wprost artykulacji stanowiska NATO względem kluczowych wyzwań, które, jak chociażby broń atomowa, były po zimnej wojnie pewnym tabu. Teraz czas na rzeczywistą pracę względem koncepcji strategicznej i wdrażania konkretnych założeń.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS