Forever Skies to nowy survival z Polski, który doczekał się zamkniętej wersji demonstracyjnej. I mimo że nie wszystko mi się w niej podobało, bardzo chciałbym kontynuować przerwaną w najciekawszym momencie rozgrywkę.
Źrodło fot. Far From Home S.A.
i
Jakiś czas temu miałem okazję przeprowadzić wywiad z twórcami z polskiego studia Far From Home, autorami gry Forever Skies. Zabrali się oni za coś w stylu Subnautiki, Rafta czy Green Hella, czyli za klasyczny survival, tyle że tutaj akcja wznosi się o wiele wyżej. I to dosłownie, bo wszystko odbywa się gdzieś ponad chmurami, wśród gruzów znanej nam cywilizacji po ekologicznej apokalipsie. Wtedy mogłem jedynie przyjrzeć się paru screenshotom, obejrzeć zwiastun oraz wysłuchać samych twórców – teraz natomiast miałem okazję zagrać w krótką wersję demonstracyjną nieukończonej jeszcze gry.
Udostępniono mi niedługi prolog, w którym należało zebrać lub stworzyć odpowiednie komponenty, by uruchomić swój statek bazę, przypominający mały sterowiec z funkcjonalną kabiną na dole. Po udanej naprawie mogłem w końcu przejść do właściwej rozgrywki, czyli eksploracji rozległego otwartego świata, latając po nim swoją powietrzną maszyną. Wśród wszechobecnego smogu zewsząd wystają ruiny drapaczy chmur, po niebie przemykają jakieś odpady i chmary dziwnych „ptakoowadów”… Jak się więc w ogóle gra w taki podniebny survival bez stałego gruntu pod nogami?
Z początku mehhh…
Pierwsze chwile z Forever Skies nie były zbyt porywające. Zacząłem od zbierania różnych śmieci, skanowania obiektów, podobnie jak w Subnautice czy No Man’s Sky, oraz gromadzenia szczątkowych informacji o świecie gry. W rogu ekranu widnieją kurczące się wskaźniki energii, głodu i pragnienia – survivalowy standard. A po chwili okazało się też, że coś, co powinno zaspokoić głód, zaaplikowało mi do organizmu wirusa – rozpoczęło się więc szukanie leku. Tyle że wszystko to działo się na dość ograniczonej przestrzeni, w gruzach jakichś pomieszczeń, które nie porażały detalami czy pomysłowością wykonania ani nie opowiadały żadnej historii.
Forever Skies początkowo nie zachwyca oprawą graficzną, a my tylko zbieramy surowce i skanujemy przedmioty.
Poza tym oprawa graficzna nie zachwyciłaby nawet w epoce last-genów, choć tu oczywiście może się jeszcze trochę pozmieniać. Jedyna zagadka środowiskowa polegająca na odblokowaniu drzwi okazała się niezbyt zagadkowa. Otworzyła mi bowiem tylko drogę do dalszych ruin platform i pomieszczeń, zbierania kolejnych surowców i przeterminowanego prowiantu oraz skanowania dla uzyskania kolejnych skrawków informacji. Subnautica ze swoim podwodnym światem robiła jednak większy efekt wow na początku.
…potem nawet, nawet…
Takie sobie wrażenia dotyczą jednak głównie pierwszych minut zabawy. Potem odkrywamy, jak zainstalować maszynę do craftingu, a także inną, do pozyskiwania surowców z niektórych elementów otoczenia czy przelatujących obiektów – i gra powoli zaczyna wciągać. Niepozorna klitka z doczepionym balonem okazuje się naszą mobilną bazą wypadową, a kolejne małe cele do osiągnięcia, by uruchomić sterowiec i odlecieć z tego miejsca, stają się coraz bardziej angażujące. Wszystko to oczywiście z wirusem, głodem i pragnieniem w tle, na które znajdujemy sposoby.
Można się przyczepić, że crafting, czyli w praktyce drukowanie 3D jakiegoś hologramu wielkości pudełka do butów, z którego powstaje w parę sekund silnik odrzutowy, zapas paliwa do niego i inne przedmioty, to mocne uproszczenie w świecie gry, ale szybko się do tej umownej mechaniki przyzwyczajamy. Nie zwraca się uwagi na to, jak to się robi, tylko co z tego powstaje i jak można to wykorzystać. A wraz z paroma innymi elementami, w stylu oczyszczacza wody oraz kuchenki, pozwala to poczuć, że robimy stały progres. W końcu nadchodzi ten moment, gdy jesteśmy gotowi włączyć silnik, wznieść się do góry i…
…i wtedy naprawdę zaczyna być ciekawie!
Rozpoczęcie podniebnej podróży to wstęp do właściwej przygody i moment, gdy Forever Skies zaczyna wciągać jak diabli. Przed nami rozpościera się ogromna przestrzeń otwartego świata wypełniona jakimś zielonkawym smogiem. W różnych odstępach majaczą w nim kikuty zrujnowanych drapaczy chmur. Większość z nich to jedynie dekoracje lub przeszkadzajki wymuszające odpowiednią nawigację i trochę szkoda, że nie są o wiele bardziej zróżnicowane – efekt „kopiuj-wklej” nieco kłuje w oczy, przynajmniej na tym etapie.
Naszą uwagę szybko przykuwają jednak migające światła na niektórych z wieżowców. To właśnie tam można znaleźć coś wartościowego i przede wszystkim – wylądować. Każda z tych lokacji okazuje się po części wyzwaniem, jak i gdzie najlepiej usiąść statkiem, a potem następuje krótkie poszukiwanie surowców, prowiantu czy schematów do tworzenia kolejnych przedmiotów.
Magiczna maszyna do craftingu z czasem wyczarowuje coraz ciekawsze przedmioty.
Zwłaszcza uzyskanie narzędzia do budowania otwiera multum nowych możliwości związanych z rozbudową statku. Okazuje się bowiem, że naszą małą klitkę można poszerzać o kolejne pomieszczenia, czyniąc ją bardziej funkcjonalną i przytulną. Przy każdym przystanku należy także zaplanować, na ile wystarczy nam wody i pożywienia, choć są też narzędzia, by zdobywać te rzeczy z pokładu sterowca. Rozwijanie statku i pojawiająca się co rusz ciekawość, co kryje się na kolejnej platformie z migającym światłem, napędzają do dalszej gry, co śmiało można porównać do „syndromu jeszcze jednej tury”.
A teraz sobie czekaj…
Świat gry wydaje się bardziej interesujący, gdy zainstalujemy turbinę do silnika i wzbijemy się nad chmurę trującego, zielonego smogu. Wtedy nawet oprawa graficzna staje się miła dla oka, a my nabieramy ochoty, by polecieć jeszcze dalej… ale nie ma tak dobrze. Demo miało ograniczenie czasowe na fazę eksploracji i zwykle dawało się zaliczyć w nim maksymalnie dwie platformy. Zostałem z uczuciem niedosytu i nadzieją na jakąś naprawdę wciągającą przygodę.
Tym bardziej że twórcy pokazali zaledwie mały wycinek z planowanych w grze mechanik. W pełnej wersji dojdzie chociażby walka z przeciwnikami, możliwość zejścia pod chmurę smogu czy uszkodzenia statku. Mam też nadzieję na ciekawsze rozwinięcie warstwy fabularnej. Ten element w demie akurat w ogóle mnie nie zainteresował, ale myślę, że to w związku nieukończoną jeszcze wersją gry. W Forever Skies może nie wszystko będzie doskonałe, a całość raczej nie zapachnie next-genowo. Jeśli jednak już demo zdołało mnie wciągnąć na tyle, że chciałem kontynuować rozgrywkę, to chyba dobrze rokuje to na przyszłość! Pozostaje czekać na premierę.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS