A A+ A++

Na wsi najlepiej!

Powiadają, że „na wsi najlepiej” <> i nie sposób się nie zgodzić. Nie sposób nie przytaknąć, że ciszej niż w ciszy nam nie będzie i że głębiej gdzieś, niż tam właśnie, nie przejrzy się człowiek w swoim środku jak w lustrze. Wieś nie rozprasza, uszu nie nadstawia niepotrzebnie na informacyjny szum, oczu nie wytrzeszcza na szalejące obrazy. Gdzieś sobie jest, gdzieś trwa, mruczy jak wszystkie jej przygarnięte koty i od czasu do czasu zaprasza mieszczucha do środka.

Z nauką odpuszczania miastowym ambicjom jest jak z procesem wchodzenia do zimnej wody. Najpierw moczysz stopy, zimny dreszcz przeszywa cię na wysokości nosa. Później flirtujesz z wodą, trochę rozmawiasz i nareszcie decydujesz się pójść na całość. Człowiek z betonowej dżungli w całości przenika miejską tkanką. Zna każdy jej kształt i łuki dróg, wie o czym szepczą mury i czego pragną, jak paliwa. Człowiek z gwaru i wrzawy nie potrafi odpuścić, nie wie jak się nie pragnie zachłannie – tempa, kariery i społecznych update-ów. Stąd więc, kiedy zanurza nogi w polodowcowej wodzie drży na samą myśl jak zimno może być dalej. Czasem mu się jednak spodoba, czasem się przełamie, a wtedy do wody wdziera jak głupi i zapomina o tej całej przytłaczającej nowoczesności.

Zawady Oleckie, sierpień 2019

Do Ani i Roberta dojechałam po południu w czwartek. Jechałam pięć godzin. Śmiałam się po drodze, że dalej trafić nie mogłam i że nie mam pewności czy nad Oleckiem nadal jest niebo. Kiedy opadł kurz spod rozgrzanych opon, a zza górki wyłoniła się chata z całym obejściem, obecność nieba stała się faktem i nabrała zupełnie nowego znaczenia. Tu jest niebo, ale na ziemi.

– Nie masz kostiumu kąpielowego? Nic się nie martw, coś się znajdzie – zaczęła Ania, właścicielka Pensjonaciku pod Tulipanem – przebierzcie się, jezioro w tamtą stronę. Traficie. – przywitała po czym dodała – muszę popływać zanim wrócę do obowiązków. Kocham wodę.

Zapakowała SUP pod pachę i machnęła wiosłem. W oddali kołysały się  już tylko jej włosy na szybko zebrane w koczek i huśtały ogony trzech najwierniejszych kompanów: Dziadka, Lodzi i Czarlisia. Przez chwilę, daję słowo, piszczało mi w uszach od zawadzkiej ciszy. Przez chwilę stałam nad mazurską wodą zastanawiając się czy wskoczyć i czy nie pokona mnie jednak miłość do miejskiego zgiełku. Człowiek jakoś tak dziwnie i zupełnie niepotrzebnie boi się nowości. A później, kiedy zanurzyłam głowę pod przezroczystą wodą i obejrzałam, jak przez rozczapierzone palce przebija się słońce, odtajał mi łeb spuchnięty, wielkomiejski i nareszcie w tym roku udało się uciec od wątków. Zwiać od nieskończonego, obecnego do upadłego i do ostatniej warty powiek lęku, że o czymś zapomniałam, coś powinnam, coś się nie udało.  Pod wodą jeziora w Zawadach Oleckich wyłączają w mózgu prąd.

Kiedy dorastamy do spokoju

Chyba na każdego przychodzi pora wypić zimne piwo z widokiem na belki słomy po sianokosie. Zjeść kanapkę z  pomidorem i solą w ciszy i porozmawiać z obcymi ludźmi z drugiego końca kraju jak ze starymi przyjaciółmi. Chyba każdemu kiedyś potrzeba usiąść przy ognisku w nocy bez towarzystwa mocnych, ulicznych lamp burzących landszaft, zadrzeć głowę w ciemne niebo i złapać się za włosy na widok ilości gwiazd. Kiedy jest się na końcu świata, gdzie nie dotarły szklane domy, gdzie lisy zaglądają przez niebieskie okiennice, a po polu za borsukiem spaceruje wilk, zaczyna się żyć po raz wtóry.

Ania i Rober uciekli do tych  lisów i kotów, do psów i ptaków liczonych skrupulatnie w głowach, dwadzieścia lat temu. Porzucili Warszawę i stworzyli raj dla takich jak ja – szarych mieszczuchów przygnębionych ciężarem betonu i lubiących czasem na boso wypić kawę ze stopami w trawie. Tak być, gdzie przestrzeń pęka od kolorów, każdy krok uzupełnia zapach. Malwy przejęły kontrolę nad Pańcią. Zupełnie jak Misio i Ptysio – koty przyniesione kiedyś przez Roberta w pudle. Ania we własnej pracowni ceramicznej, którą odwiedzamy na miejscu, pamięta o każdym milusińskim, a kąty domu ubiera skrupulatnie w ten inwentarz. Obrazy, ceramika, przemycane na ścianach pokoi gości listy od Ani – wszystko mówi: „cicho człowieku. Niech ci się przestanie wydawać, niech cię już nic nie martwi, zobacz jak może wyglądać dobre życie”.

Rękodzieło Ani

Sekwencje, które uspokajają

Co chwilę ktoś biega, wchodzi i wychodzi. Słychać huk strzepniętej pościeli wieszanej na sznurkach. Robert szykuje za pracownią drewno na ciężką zimę. Od czasu do czasu wraca do psów – posiedzieć w cieniu i przypomnieć im o sobie. Nie ma tu miejsca wolnego od zwierząt. Zawady są wolne, ale od ludzi. Przyciągają jedynie tych magicznie podobnych sobie, którzy nie odważą się przegonić Lodzi z kolorowych poduch leżanki, albo strzepnąć jej sierści z ciemnych ubrań. Dziadek, wbrew imieniu najmłodszy z watahy siedzi i pilnuje, czy goście szczęśliwi, czy ucho szpiczaste odpowiednio wydrapane. Kiedy zapomnisz się z nim przywitać –znajdzie do ciebie drogę. Jestem tu dwie godziny, czuję się jak w domu. Z górki wraca właśnie znudzona Łatka, kocica z długimi, białymi wąsami. Rozkłada się pod moimi nogami i wdzięczy. Jeżeli standardowe kocie życie mija wolno, to to Łatki przechodzi ludzkie pojęcie.

Ciągły ruch właścicieli i miłość do zwierząt

Wracam

Praca pracą, kontrakt goni kontrakt, ale kiedy dojeżdżam we wskazane miejsca i opada mi szczęka myślę często, że mam niesamowite szczęście. Odkopuję jak archeolog jakiś: rodziny, historie i miejsca, których w normalnych okolicznościach nie miałabym szans poznać. Anię i Roberta Maluchników w tym roku doceniła Polska Organizacja Turystyczna, która przyznała im nagrodę w kategorii „Wypoczynek na wsi” w konkursie „Na wsi najlepiej 2019”. Ich pensjonacik zobaczycie tutaj  <.

Wiem, że tu wracam. We wrześniu, w grudniu, wracam. Jest wielka siła w poznawaniu dobrych ludzi i nie mniejsza w słuchaniu mądrych. Dzieci chcą pływać zimą w balii gorącej wody pod wiatą, z widokiem na las,  a ja tak dawno przecież nie jeździłam na sankach.  Jeżeli kiedykolwiek zerwę w życiu z kopyta jak dziki koń, albo zapłaczę nad brakiem, którego tak naprawdę nie ma, przypomnę sobie spokój, który zastała głowa pod taflą jeziora w tamten czwartek, kiedy w drodze do wody bujała się pańciowa kita i trzy inne, przygarnięte z odzysków.

Ludzie – uciekajcie na wieś. Na wsi mieszkają święty spokój, zwierzęta i wartościowi ludzie. Pozostałych laureatów konkursu najdziecie tutaj <>. Odkryjcie swoje miejsce na Ziemi, te na wyciągnięcie ręki i nie czekajcie na kwestię przypadku. Cudze chwalcie, ale swoje też!

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZmiany w komunikacji od 31 sierpnia 2019 r.
Następny artykułChcą zwalniać pracowników z powodu orientacji seksualnej