A A+ A++

Damian pochodzi z Sulęcina w województwie lubuskim. Gdy miał pięć lat, zmarł jego ojciec. Niedługo później matka związała się z innym mężczyzną. Do momentu, gdy skończył 10 lat, w ich domu rodzinnym było skromnie, ale spokojnie. – Nie pamiętam dokładnie, kiedy zaczęło się psuć. Libacje z wódą najpierw trwały weekend, a potem resztę tygodnia. W parze z alkoholowymi cugami przyszła przemoc, szczególnie ze strony ojczyma. Policja regularnie przyjeżdżała, ale niewiele się zmieniało. Tak samo było z niebieską kartą – niby założyli, ale to też nic to nie dało – wspomina Damian. 


Zobacz wideo

Opowiada, jak pewnego dnia ojczym – będąc w alkoholowym szale – kopnął dziecięcy wózek jego kilkunastomiesięcznej siostry. Na szczęście był pusty. Samego Damiana, już jako nastolatka, miał zacząć bić niedługo później. Matka, jak wspomina chłopak, trwała w toksycznej relacji i z czasem też zaczęła przejawiać wobec dzieci przemocowe zachowania.

Damian już w pierwszej klasie gimnazjum zaczął uciekać z domu. Niejedną noc przespał na rozłożonych gazetach albo na kafelkach klatek schodowych. Potrafił przez miesiąc być poza domem, a gdy w końcu wrócił, rodzice – jak mówi – nawet tego nie zauważyli. – Jesteś, to jesteś, nie ma, to nie ma – wspomina słowa pijanej matki. – Nie miałem żadnej dalszej rodziny, z którą utrzymywałem kontakt, więc najczęściej spałem u kolegów – dodaje mój rozmówca. 

Pierwszy raz z alkoholem i narkotykami

Pewnego dnia – po lekcjach, za szkołą – Damian został poczęstowany alkoholem. Narkotyki, jak mówi, pojawiły się niedługo później, krótko po trzynastych urodzinach. Gdy miał więcej pieniędzy, brał kryształ (metamfetaminę). Kiedy nie miał, wciągał “tylko” fetę (amfetaminę), bo była tańsza. Twierdzi, że w kilka lat mocno się uzależnił, ale mimo to jakoś funkcjonował. W trudach i większości z dwójkami na świadectwie, ale zdawał do kolejnych klas. Krótko po osiemnastych urodzinach i ukończeniu szkoły zawodowej wyjechał do Poznania. Daleka ciotka, która wiedziała o jego sytuacji w domu, miała mu pomóc. O używkach nic jej jednak nie powiedział. 

– Po kilku miesiącach spędzonych pod jednym dachem coraz częściej byłem agresywny, a przez dragi mówiłem straszne rzeczy. Do niczego na szczęście nie doszło, ale ciotka kazała mi się wynosić. Znalazłem wtedy ogłoszenie pracy brukarza z zakwaterowaniem w podpoznańskich Sadach – wspomina. 

Przez kilka miesięcy udawało mu się zachowywać trzeźwość. W końcu jednak zaczął przychodzić do pracy pod wpływem. Po którymś “ostatnim razie” został zwolniony, więc stracił także pokój, który wynajmował. Przez moment pomieszkiwał w katolickim ośrodku dla bezdomnych w wielkopolskich Bielawach, ale po trzech tygodniach został z niego wyrzucony. Ponownie przez alkohol. Zatrzymał się wówczas w pustostanie na terenie Rodzinnych Ogródków Działkowych niedaleko centrum Poznania. 

– Miałem wtedy mega farta, bo znalazłem na tym ROD-osie też opuszczoną przyczepę. Oba miejsca były w miarę blisko punktów, gdzie chodziłem coś zjeść i umyć się. Czasem wpadała też jakaś pomoc, np. dostałem koc, pod którym spałem – mówi Damian. 

Coraz więcej zaczął jednak przebywać w kręgach punkowców i metalowców, gdzie odmowa picia była słabością. Nie rezygnował więc z żadnej okazji. – Nie wiem dlaczego, ale ludzie do mnie lgnęli. Nieważne, czy metale i punki w podobnym wieku z poznańskich skłotów, czy starsi nawet o 30 lat. Wszyscy byliśmy równi, w tej samej sytuacji i walczyliśmy o to samo fizyczne przetrwanie. Dzisiaj wiem, że to było fałszywe i destrukcyjne, ale wtedy były to dla mnie najgłębsze relacje w życiu – twierdzi.

“Przyjdź trzeźwy i wtedy pogadamy”

Pewnego sobotniego wieczora Damian zjawił się razem ze znajomymi pod wiatą tramwajową na zachodniej części Dworca Głównego w Poznaniu. Tam poznał członków “Zupy na Głównym”. To grupa – dziś działająca już jako stowarzyszenie – pomagająca osobom, które z różnych przyczyn znalazły się na zakręcie życia. Oferują jedzenie, ale też np. pomoc medyczną. – Wiola [Bogusz – szefowa “Zupy” – red.] powiedziała mi wtedy wprost: przyjdź za tydzień, kompletnie trzeźwy, wtedy pogadamy. Półtora dnia nic nie piłem i nie brałem. Było strasznie, miałem objawy odstawienne, czyli skurcze mięśni, zimne poty, no i przeraźliwy niepokój, ale się udało – wspomina Damian. Miał wtedy 24 lata.

Wioletta Bogusz pomogła Damianowi dostać się na terapię odwykową do szpitala w Gnieźnie. Po jej zakończeniu chłopak trafił do mieszkania wspomaganego*, które znajdowało się w poznańskiej dzielnicy Starołęka. Otrzymał jednoosobowy pokój, w którym było wszystko, co potrzebne: łóżko, szafa, komplet ciuchów, przybory osobiste, takie jak ręcznik czy szczoteczka. 

Damian szczególnie wspomina pierwszą spędzoną tam noc. Najbardziej zapamiętał, że nie musiał co godzinę się budzić i pilnować swojego dobytku, co podczas spania na ulicy jest normą. Razem z nim mieszkały w lokalu trzy inne osoby, ale tylko z jedną z nich nawiązał kontakt. Wszyscy byli skupieni na znalezieniu i utrzymaniu pracy.

– Założenie naszej współpracy jest takie, że osoba może spędzić w naszym mieszkaniu około rok. To wystarczający okres, aby się usamodzielnić. Szczególnie, że zapewniamy całe spektrum pomocy i możliwości. Oferujemy wsparcie prawnika, psychologa i psychiatry – opisuje w rozmowie z nami Wioletta Bogusz, szefowa inicjatywy “Zupa na Głównym”.

I podkreśla, że im krócej ktoś jest w kryzysie bezdomności, tym większa szansa na wyciągnięcie go. Nigdy nie ma jednak pewności, że się uda. Z doświadczenia społeczniczki wynika, że trwale z takiego kryzysu wychodzi jedna osoba na sto. – Pierwsze noce na ulicy są kluczowe. Wtedy jeszcze widać, co się w życiu nie udało i co można zmienić. Im dłużej ktoś tkwi w bezdomności, im bardziej się adaptuje i “urządza”, to zaczyna wierzyć w bezsens normalnego życia, którego fundamentami są praca, obowiązki i staranie się – twierdzi moja rozmówczyni. 

Wskazuje, że abstynencja oraz terapia to absolutne minimum, jakiego wymaga się w “Zupie”. Kiedy obie strony umówią się na współpracę, Bogusz wyrywkowo dokonuje kontroli z alkomatem. Konsekwencją niedotrzymania trzeźwości jest 10 minut na spakowanie się i opuszczenie lokalu. Zdarzyło jej się to kilka razy i – jak mówi – każdy był niezwykle trudny. Ludzie płakali i błagali, ale Bogusz musiała być stanowcza.

Kryzys bezdomności i oblepiający strach

Mając zapewniony byt oraz wieloaspektową pomoc, Damian ponownie znalazł pracę jako brukarz. Z czasem nawet poznał dziewczynę, z którą się związał. Twierdzi, że bardzo go to uspokoiło. Dopiero po kilku miesiącach bycia razem opowiedział jej o swojej przeszłości. Nigdy jednak nie wyjawił wszystkiego.

– Najcięższe było psychologiczne wyjście z marginesu i ponowna nauka funkcjonowania w społeczności. Na ulicy wyrobiłem sobie nawyk spania z jedną wystawioną ręką. Bo wiedziałem, że pierwsze, co zrobię po przebudzeniu, to sięgnięcie po butelkę z alkoholem. Nawet w mieszkaniu Wioli długo nie mogłem się tego wyzbyć. Terapeutka doradziła mi, abym zaczął kłaść przy łóżku szklankę z wodą albo z sokiem. Te najmniejsze gesty zostały we mnie najmocniej – podkreśla.

– Nawet, gdy komuś uda się opanować picie alkoholu, należy pamiętać, że osoby w kryzysie bezdomności często cierpią na różne traumy i zaburzenia psychiczne. Na to wszystko nakładają się jeszcze konsekwencje społecznie, np. brak jakiejkolwiek rodziny czy bliskich oraz prawne, np. narastające długi czy listy gończe za niepłacenie alimentów. Takie okoliczności wpędzają ludzi w przytłaczające poczucie bezradności – opisuje Wioletta Bogusz. 

“Jestem trzeźwy, zdrowy, ale przede wszystkim żywy”

Damian też – już w “nowym życiu” – miał moment zwrotny, w którym cała jego praca mogła runąć. Gdy zmarł jego najbliższy przyjaciel i rozstał się z dziewczyną, znowu popadł w alkohol i narkotyki. I znów pomogła mu Wioletta.

W grudniu Damian przeprowadził się do Wrocławia. Jak mówi, potrzebował twardego odcięcia się od starych nawyków, znajomych i przeszłości. Krótko po przeniesieniu znajoma zaproponowała, aby poszedł z nią na otwarty trening kickboxingu. Z początku miał opory, ale zdecydował się “dla towarzystwa”. Spodobało mu się na tyle, że wybrał się drugi raz. Za trzecim razem był już mocno wkręcony.

Dziś ma niespełna 30 lat. Twierdzi, że sport uratował mu życie. Dyscyplina oraz treningowy reżim zapewniły mu poczucie sensu i wyznaczyły rytm. Dodatkowo umiejętność samoobrony dała mu pewność siebie, ponieważ teraz jest w stanie ochronić siebie oraz innych przed przemocą, której doświadczał od dziecka. Z kolei członkowie klubu okazali się na tyle wyrozumiali i otwarci, że pierwszy raz w życiu Damian znalazł w sobie odwagę, aby podzielić się swoją historią z kimś innym niż szefowa “Zupy” czy terapeuci.

– Jestem trzeźwy, zdrowy, ale przede wszystkim żywy. Długo męczyła mnie przeszłość i miewałem ataki paniki, np. z krzykiem budziłem się w nocy. Na szczęście wiem już, że nie jestem z tym sam i udaje mi się zapanować nad ochotą ucieczki np. w dragi. Od dwóch lat mam dziewczynę i jakoś tam układamy sobie życie – przekonuje.

Posłuchaj audycji

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj ze specjalnej oferty. Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

———————

*Idea mieszkań wspomaganych przyszła do Polski z Zachodu. Jej beneficjentami mają być głównie osoby w kryzysie bezdomności lub nią zagrożone, ale też schorowane, starsze czy korzystające ze wsparcia ośrodków pomocy społecznej. Mieszkanie wspomagane ma stanowić rozwiązanie pośrednie: jest czymś więcej niż schroniskiem bądź inną placówką pomocową, ale jeszcze nie jest “domem”. Mieszkania tworzone są m.in. przez gminy przy współpracy z organizacjami pozarządowymi. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej podaje, że w całej Polsce funkcjonuje 1475 mieszkań chronionych z miejscami dla 4,5 tys. osób.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRovanpera najszybszy w Mikołajkach
Następny artykułRZS często udaje inne choroby. Jak RZS rozpoznać na czas?