“…Monika odgarnęła liście, postawiła znicz i donicę z chryzantemami, za których wonią nigdy nie przepadała, i popatrzyła na płytę nagrobną. Obok stał już jakiś palący się znicz. Pewnie jedna z rozlicznych kochanek zapaliła ojcu, pomyślała. Ona nie przyszła tu jednak do ojca. Obok napisu “Bohdan Brzozowski” był jeszcze drugi, który wyróżniał się świeżością farby.
Tak naprawdę nie było nawet wiadomo, gdzie go pochować. Piotr nie był Piotrem. Nazwisko i imię, pod którymi funkcjonował przez ostatnie lata, należały do człowieka, który nie żył, albo jeszcze do kogoś innego. Nie sposób do tego już teraz dojść. Piotr nie był też Borysem. Tamte dane sprzed szesnastu lat zostały tak samo zmyślone jak te ostatnie, a może nawet jeszcze bardziej, bo wtedy łatwiej było się podszyć. Słowem: nie wiadomo, kim był, nie udało się odnaleźć jego korzeni, rodziny ani też, co za tym szło, grobu rodzinnego. W związku z tym Miejskie Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych miało obowiązek przydzielić mu anonimową kwaterę na jednym z dwóch cmentarzy: na południowych bądź na północnych rubieżach miasta. Monika biła się jakiś czas z myślami. W końcu po rozmowie z matką Barbarą, która wprawdzie sprawiała znów wrażenie, jakby nie znała tła sprawy, ale nawet jeśli je znała, to niewiele zmieniało, ustaliły, że Piotr vel Borys zostanie złożony na Bródnie w ich grobie rodzinnym, pod nazwiskiem, które przybrał jako ostatnie.
Sprawa jego śmierci w normalnych okolicznościach byłaby roztrząsana w długotrwałym dochodzeniu, ale okoliczności nie były normalne i wszystkim zależało raczej na tym, żeby śledztwo szybko umorzyć, a Monikę odesłać przynajmniej na tymczasowy urlop. Oczywiście działała w obronie koniecznej. Wskazywały na to okoliczności sprawy, a przede wszystkim fakt, że denat, czyli Piotr, był wielokrotnym zabójcą. Tego, jak wielokrotnym, nikt na razie nie chciał nawet ustalać. Mimo wszystko sprawa była bardzo niejednoznaczna, a takich nikt w policji nie lubił.
Wszystko poukładało się w każdym razie tak, że Monika od miesięcy nie miała właściwie nic do roboty. Przez chwilę spotykała się z psychologiem przydzielonym jej przez komendę stołeczną, ale robiła to raczej po to, by usatysfakcjonować zwierzchników, niż po to, by rzeczywiście otrzymać pomoc. Z tyłu głowy wisiała niedokończona sprawa, ale na razie nie miała ani siły, ani ochoty jej podejmować. Z informacji, które przynosił jej zaprzyjaźniony asystent, aspirant Adam Wójcik, wiedziała, że policyjny zdrajca komisarz Stasiak zniknął i że był wprawdzie poszukiwany, ale z umiarkowaną intensywnością. Ujawnienie takiego skandalu w policji nikomu nie było na rękę. Dużo intensywniej, jako współpodejrzanych o zabójstwa, policja poszukiwała psychologa hipnotyzera Zimeckiego oraz tajemniczej kobiety, której znaleźć organy nie miały szans, gdyż oprócz numeru buta nie wiedziały o niej kompletnie nic.
Buty. Te znalezione w szafie w mieszkaniu Piotra-Borysa, zabitego przez Monikę, kryminalistyka zbadała tak, jak nie badała żadnego dowodu rzeczowego w historii komendy stołecznej. Kształt stopy odciśnięty na wkładce, drobinki skóry i włoski, nawet ślady zapachowe. Wszystko zostało zgromadzone i przebadane w tę i z powrotem. Szczęśliwie nic nie pasowało do Moniki. Do Moniki nie pasowały też ślady na bagnecie znalezionym w torbie. Odciski w kartotekach przynależały do Borysa, który nie istniał, przebadane w kierunku DNA ślady skórne wskazywały na kogoś jeszcze, ale znów… szczęśliwie nie była to Monika.
Wiało. Monika przyglądała się chwilę, jak płomień w dwóch już teraz zniczach z mozołem walczył o przetrwanie. W oddali zgarbiona staruszka z nie mniejszym mozołem próbowała za pomocą zmiotki wyciągniętej zza grobu ściągnąć liście poprzyklejane do lastrykowej płyty. Monika spojrzała znów na płytę przed sobą: jej była granitowa i polerowana, z takiej liście usuwało się łatwiej, a poza tym nie pozostawiały brązowych śladów. Piotr Zawilski zmarł 18 listopada 2017. A kiedy się urodził? Monika uśmiechnęła się do wspomnień. Człowiek bez wieku, pomyślała. Wcześniej, jeszcze przed pogrzebem, w kancelarii cmentarnej życzliwy proboszcz sugerował, żeby może podała jakąś datę urodzenia, tak na wyczucie, ale Monika nie chciała robić nic na wyczucie. Miała dosyć kłamstwa związanego z osobą Piotra. Wszystko, co o nim wiedziała, okazało się fikcją. Nie miała pojęcia, kim był ani skąd pochodził, więc próba zmyślenia, ile miał lat, nie miała sensu. Całą jej wiedzę o nim, którą mogła uznać za prawdziwą, stanowiły te momenty, w których byli razem. Jedyne, czego mogła być pewna, to tego – że zaistniał w jej życiu. Najpierw dawno, przed wielu laty, jako Borys, a potem, chwilę jeszcze temu, jako Piotr, którego zabiła. Gdzieś w głębi trzewi czuła, że zarówno wtedy, jak i teraz, przed chwilą zaledwie, ten człowiek był dla niej kimś ważnym, a ona była ważna dla niego. Pamięć uczucia, jak pamięć zapachu, była bardzo ulotna, ale też boleśnie intensywna. Monika wiedziała, że ten mężczyzna darzył ją uczuciem. Jak bardzo było silne, przynajmniej na razie nie mogła mieć pojęcia.
– Ma pani może zapałki? – Damski głos za plecami wyrwał ją z zamyślenia.
Za nią stała kobieta cała odziana w czerń, której wcześniej nie dostrzegła. Jej twarz zakrywała czarna siateczka żałobnej woalki. Bardzo staroświeckie, pomyślała Monika.
– Oczywiście, proszę. – Podała tamtej zapałki.
– Mogę pożyczyć na dwie minuty? Zapalę tam na grobie – kobieta wskazała na grób w całości pokryty podwiędłymi już lekko kwiatami i wieńcami – i zaraz odniosę.
– Jasne. – Monika uśmiechnęła się do niej i nagle naszła ją refleksja, że może lepiej się stało tak, jak się stało. Gdyby spędziła z Piotrem czy Borysem ostatnie kilkanaście lat, to teraz byłoby jej jeszcze o wiele trudniej.
Kobieta w czerni oddalała się powoli.”
Powieść dostępna tutaj
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS