A A+ A++

Wszystkich pocovidowych problemów Ewy Alicja Szczepańska, prezeska Fundacji Twoja Widzialna Ręka, nie rozwiąże. – Zgłosiła się do nas, bo była w sytuacji jak z greckiego dramatu, właściwie bez rozwiązania. Pracowała na umowie śmieciowej jako kelnerka, zaszła w ciążę, partner nawet nie przyznał się do dziecka. Po prostu zniknął. Alimentów, rzecz jasna, nie płacił.

Tymczasem gdy pojawiła się epidemia, Ewę zwolniono z pracy. Żadna tarcza rządowa jej nie objęła, bo były pracodawca nie płacił za nią żadnych składek. Dziś Ewa jest w piątym miesiącu ciąży. Do niedawna była bez dachu nad głową, bez środków do życia. Akcja Alicji Szczepańskiej i jej wolontariuszy była szybka, konkretna. Jeden z wolontariuszy użyczył ciężarnej bezterminowo pokoju. Zaczęła regularnie dostawać paczki z jedzeniem, wyposażono jej kuchnię, przywieziono łóżeczko, właściwie całą wyprawkę. Po porodzie nikt też Ewy nie pozostawi bez pomocy. – Nie bylibyśmy w stanie zostawić jej na pastwę losu. Nasz główny cel to szybka pomoc w kryzysie – tłumaczy Alicja.

Choćby jedna osoba

Tak było też w przypadku Jadwigi. Kobieta nieśmiało zapytała na grupie na Facebooku (przekształconej właśnie w fundację), czy jest szansa na to, by ktoś wyciągnął do niej rękę. Choćby jedna osoba. W przemocy domowej tkwiła latami. – Mąż bił ją tak brutalnie, że niedawno w szpitalu stwierdzono u niej krwiaki w mózgu – denerwuje się Alicja. Mimo to Jadwiga wracała do domu, bo na przytulisko dla kobiet, z psem, jedyną istotą, którą kochała, nie miała szans. – Przytuliska zwierząt nie akceptują – wyjaśnia Szczepańska.

Pewnego wieczoru, po kolejnym pobiciu, Jadwiga nie wytrzymała, wzięła psa i resztę nocy spędziła na ławce nad Wisłą. Została bezdomna. Zmieniała tylko ławki, czasem przesypiała noc w jakiejś piwnicy. – Wiedziałam, że pisze prawdę, 25 lat w policji nauczyło mnie wyczuwać, gdy mam do czynienia z prawdziwym nieszczęściem – mówi Szczepańska.

Dziś Jadwiga mieszka w mieszkaniu chronionym, czeka na lokal socjalny. Pomaga jej na różne sposoby spora grupa dobrodziejów, których zgromadziła wokół siebie od marca była policjantka. To znaczy od momentu, gdy zaraz po ogłoszeniu pandemii w sieci pojawiły się grupy samopomocowe. W ciągu kilku tygodni Alicja zebrała 15 tysięcy osób, większość z nich szybko zadeklarowała, że ma czas, ochotę, czasem też pieniądze, by pomóc między innymi tym, którym COVID-19 odebrał wszystko. Pracę, dom, czasem rodzinę, bo pandemia sprawiła, że małżeństwa zaczęły się rozpadać, wiele osób wpadło w depresję, przestało sobie kompletnie radzić. Tak jak Magda, której sklep z ciuchami splajtował i zostawił młodą, samotną kobietę w potężnych długach. Jak starzy ludzie, którym przez demencję, przez to, że zapomnieli opłacać rachunki, komornik chce odebrać mieszkanie, zabiera emerytury. – Ci ludzie przymierają głodem. I nikt o tym nie wie – zauważa Alicja. – Stąd nasz pomysł, by wolontariusze opłacali ubogim obiady. Przywozili je do domów. Podobnie jak paczki żywnościowe. Przed Wielkanocą takich paczek rozwieźliśmy w Krakowie kilkaset.

Książka zamiast tabletu

Ostatnio sporo paczek dostała wyrzucona na bruk przez męża Jola, matka dwójki dzieci, w tym jednego z niepełnosprawnością. Od kilku miesięcy mieszka w pokoju w hotelu robotniczym. Dorabia w knajpkach, za grosze. Czasem właściciele pakowali dla niej resztki potraw, ale nie miała ich jak podgrzać maluchom. Apel fundacji momentalnie zmienił życie Joli. Mikrofalówka, zupełnie nowa, znalazła się prawie natychmiast. Wory ubrań dla dzieci i matki, pudła z chemią gospodarczą, całkiem niezła kwota z fundacyjnej zbiórki, podarunki dla dzieci, a dla mamy zestaw kosmetyków. – To wszystko zajęło nam dzień – mówi Alicja. Dodaje, że właśnie dzięki temu, że grupa facebookowa zamieniła się w fundację, wszystko jest transparentne i zgodne z prawem, wolontariusze mogą już na osobę lub cel przekazywać oficjalne darowizny i organizować zbiórki. Przygotowywać akcje, takie jak ta planowana wczesną jesienią – dla dzieci ze szpitala w Prokocimiu.

Alicja: – Dowiedzieliśmy się, że na oddziałach małych pacjentów, często z poważnymi chorobami, brakuje książek. Dzieci czują się samotne, bo ile można grać na tablecie? Rodzice, ze względu na epidemię, przychodzić do szpitala mogą znacznie rzadziej niż normalnie. Postanowiliśmy namówić krakowskie dzieci do oddawania dzieciom z Prokocimia swoich skarbów. Do akcji przyłączy się dr Michał Rusinek, będzie nas wspierał, rozdawał książki i autografy.

Nie tylko znany literaturoznawca, były asystent Wisławy Szymborskiej, postanowił swoim autorytetem wesprzeć Fundację Twoja Widzialna Ręka. Jej patronami w ekspresowym tempie zostali też znany krytyk kulinarny Robert Makłowicz oraz biznesmen i rajdowiec Rafał Sonik.

Upór i pewność siebie

Jak to jednak możliwe, że tak znani krakowianie bez mrugnięcia okiem włączyli się w pomoc świeżo powołanej fundacji?

– Policja nauczyła mnie podejmowania szybkich decyzji. Uporu i nieustępliwości. Pewności siebie, która pomaga mi być skuteczną. Ja się nie zastanawiam nad tym, czy czegoś nie wypada, nie można, nie da się. Nie mam oporu, by zadzwonić do Roberta Makłowicza, aby poprosić go o wsparcie. Uwielbiam Makłowicza, tak jak bardzo cenię Michała Rusinka, a wiersze Szymborskiej po prostu kocham. Rafał Sonik z kolei jest dla mnie wzorem przedsiębiorcy z empatią – tłumaczy Szczepańska. – Zatem wytrzaskałam od znajomych telefony do tych trzech panów i powiedziałam, że ich pomoc potrzebna nam jest natychmiast. Trochę byli zaskoczeni. Ale żaden nie odmówił mi wsparcia.

Co ciekawe, jeszcze kilka lat temu niewiele osób w Krakowie słyszało o Szczepańskiej. W tej chwili to znana aktywistka. Od ubiegłego roku szefowa Społecznej Rady ds. Bezdomności w Krakowie, pomysłodawczyni wakacji i ferii w mieście dla dzieci niepełnosprawnych, wreszcie krakowska radna, której miasto przyznało właśnie tytuł Filantropa Roku. Za to między innymi, że stworzyła hostel dla bezdomnych osób LGBT.

Jeszcze w połowie lat 2000 jej nazwisko znane było przede wszystkim policjantom i… bandytom. Alicja przez lata była śledczą, której udało się rozpracować parę poważnych mafii i gangów. Na początku lat 90., prawdopodobnie jako pierwsza funkcjonariuszka w Polsce, zasłynęła tym, że nie bała się oskarżyć o molestowanie… policjanta, kolegę z pracy. – To były czasy, gdy 8 marca nielicznym policjantkom wręczano rajstopy i goździki, od przełożonych słyszały, że są w policji po to, by łagodzić obyczaje, robić za paprotki. Wiele z nas traktowano jak obiekty seksualne. O nie – pomyślała wtedy. – Paprotką to ja nie będę. Wasze niedoczekanie.

Czytaj więcej: Rafał Sonik – człowiek, który podarował malucha Tomowi Hanksowi. „Pomaganie to mój dług i przywilej”

Gang Chowańców

Gdy wraz z mężem, także policjantem, przeniosła się z Krakowa na Podhale, dość szybko wzięła udział w kilku akcjach jak z thrillera. – W latach 90. w podhalańskich wsiach działy się rzeczy straszne. Najstraszniejszy był wymuszający haracze gang Chowańców. Nieposłusznym lokalnym przedsiębiorcom bracia Chowańcowie obcinali uszy, nosy albo podrzynali gardła i wrzucali do Dunajca. Pewnego razu Szczepańska wraz z grupą policjantów trafiła do lasu, gdzie miał dom jeden z członków gangu. Było już ciemno, policjanci pogubili się w chaszczach. Do domu gangstera Szczepańska weszła sama.

– Nie przemyślałam tego – przyznaje. – Okazało się jednak, że mam w sobie charyzmę, bo jak weszłam do środka i zobaczyłam trzy zakazane gęby, natychmiast ochrypłym głosem rozkazałam im, by nie stawiali oporu. Na szczęście reszta policji w końcu się odnalazła i panów zakuto w kajdanki.

Inna mrożąca krew w żyłach historia? – Dostaję zgłoszenie o przemocy domowej. Przyjeżdżam. Widzę skopaną, zmaltretowaną kobietę na wózku. Wózek wywrócony. Próbuję go podnieść i wtedy kątem oka widzę, że młody mężczyzna zamyka okna, puszcza gaz z kuchenki, wyciąga wielki kuchenny nóż i idzie w moją stronę. Co robię? Proszę go, byśmy porozmawiali. Koncentrując jego uwagę na sobie, zakręcam kurki i otwieram okna. „Zapalmy papierosa” – proponuję, doskonale zdając sobie sprawę z zagrożenia. Kilka minut rozmowy w kłębach dymu i mężczyzna odkłada nóż. Zgadza się, by go zaprowadzić do radiowozu.

Najbardziej przeżywała przemoc domową, seksualną. – Matka przychodzi do nas na komisariat i zeznaje, że jej mąż gwałci ich kilkuletnią córkę. Dziecko zostaje przebadane przez lekarza. To jeszcze są czasy, gdy policja ma prawo przesłuchać dziewczynkę. Dziecko potwierdza: „Tatuś robił dziwne rzeczy, że bolało”. Co dzieje się dalej? Matka nieoczekiwanie odwołuje zeznania, sprawa może trafić do kosza.

Szczepańska jednak nie daje za wygraną. – Szukam wszelkich dowodów, by wsadzić pedofila za kraty – wspomina. I znajduje. Dziewczynka podczas badania dość drobiazgowo opowiedziała lekarzowi, co zrobił jej ojciec. Policjantka spisuje zeznania medyka, oddaje je do sądu. „Tatuś” trafia do więzienia. – Innym razem przyszły do mnie do komisariatu dzieci. Chciały mi opowiedzieć o tym, że ich mama jest gwałcona przez ich tatę. Co więcej, ojciec budzi w nocy dzieci i każe im patrzeć, jak dręczy ich mamę.

– Takie sprawy trafiały się zwykle w rodzinach z trudnych środowisk, znanych policji i kuratorom społecznym. Ale zdarzyło mi się też trafić na nauczycielkę, której mąż, również pedagog, co noc rozkazywał siadać nago na odwróconym taborecie. Nie wiem, dlaczego wybrał akurat taki rodzaj tortury.

“Policja nauczyła mnie podejmowania decyzji. uporu. Ja się nie zastanawiam nad tym, czy czegoś nie wypada, nie można, nie da się” – mówi Alicja Szczepańska Fot.: archiwum prywatne

Pomoc? Nie, dziękuję

Pamięta z tej sprawy jeszcze jedno: gdy pojechała do kobiety i namówiła ją na badania. – To, co usłyszałyśmy wtedy od lekarza w Rabce, było szokujące. Rzucił do nas, że kobiecie nie wolno zgłaszać nikomu „takich rzeczy”, bo przysięgała przed ołtarzem wierność mężowi.

– Najtrudniej jest jednak wtedy, gdy ktoś odmawia przyjęcia pomocy – przyznaje Alicja. Jest wiele osób, których Szczepańska nazywa honorowymi biedakami. Gdy wpadają w tarapaty, nie idą do opieki społecznej, wstydzą się, systemowe wsparcie uważają za rodzaj żebractwa. Inna kategoria – ofiary syndromu sztokholmskiego. W fundacji też już miała taki przypadek. Mąż znęcał się nad kobietą, ta poprosiła o pomoc Fundację Twoja Widzialna Ręka. – Nie waham się ani chwili. Przyjeżdżam, proponuję kobiecie chronione mieszkanie, pomoc psychologa, pomoc finansową na start również. I nagle słyszę od niej: nie. Że mąż w sumie nie jest taki zły. Że jednak woli takiego męża niż samotność. – Jeszcze kilkakrotnie próbowałam późni … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNie bójmy się wyzwań, wszak arkę Noego zbudował amator
Następny artykułJoe Biden o Kamali Harris: to najwłaściwsza osoba na stanowisko wiceprezydenta