W 1970 roku została mistrzynią Polski w skoku przez konia, a dwa lata później wzięła udział w igrzyskach w Monachium. Wielu kibiców do dzisiaj uważa Danutę Prusinowską-Fidusiewicz za pierwszą damę olsztyńskiej gimnastyki.
– Ja wolałam ćwiczyć gimnastykę – wspominała po latach. – Rodzice nie mieli zielonego pojęcia, że zamiast na muzykę chodzę do sali gimnastycznej. Przyznałam się po jakimś czasie. Dawali mi pieniądze na lekcje, a ja odkładałam je do pudełeczka, wiedząc, że prędzej czy później oddam. I tak zrobiłam, chociaż część wydałam na lody.
W ten oto sposób świat muzyki być może stracił kolejnego wirtuoza, ale za to skorzystała na tym olsztyńska gimnastyka.
Regularne treningi w grupie Mieczysława Piekuta Danusia rozpoczęła w piątej klasie jako jedna z 30 dziewczynek wybranych przez trenera podczas naboru. Był to rok 1963. Z czasem z tej grupy zostało zaledwie kilka zawodniczek, które za to w sali gimnastycznej spędzały całe popołudnia od poniedziałku do piątku, ćwicząc po trzy-cztery godziny. Zanim jednak zaczęły się zajęcia, trzeba było wystawić sprzęt i rozłożyć maty, a po treningu wszystko poskładać. Miejsca nie było wiele, więc rozbieg do skoku przez konia zaczynał się w… magazynku sportowym. Dopiero z czasem gimnastyczki przeniosły się do nowej hali przy ulicy Głowackiego. Tam też odbywały się zawody i międzynarodowe mecze gimnastyczne. Poza tym olsztynianki jeździły na zawody do mniejszych miejscowości w województwie. Na przykład do Kętrzyna, gdzie była prężna sekcja, którą trenował Paweł Abramowicz, były zawodnik AZS.
Młode gimnastyczki trenowały i jednocześnie obserwowały starsze o kilka lat koleżanki: Krystynę Żołnierowicz lub Czesławę Wiereńko. A z czasem zaczęły z nimi nawet wygrywać.
Pierwszy puchar – niepokaźny kryształowy dzbanuszek – Danusia otrzymała za zwycięstwo po zaledwie sześciu miesiącach treningów. – Nie pamiętam już, za co go dostałam, bo zawieszka gdzieś się zapodziała. Ale zawsze jak go trzymam go w rękach, to powraca sentyment do tamtych czasów – powiedziała kilka lat temu.
– Świetnie prowadził zajęcia i był do nich zawsze perfekcyjnie przygotowany – tak po latach olimpijka z Monachium wspominała Mieczysława Piekuta. – Miał wyobraźnię ruchową i dar nauczania. Potrafił obrazowo wyjaśnić nam, jak wykonać ćwiczenie. Poza tym był niezwykle kontaktowy i potrafił zjednywać sobie sympatię ludzi, również poza salą. Znał znakomicie język niemiecki, co zapewne pomagało w nawiązywaniu kontaktów i zabieraniu nas na zawody zagraniczne.
Dzięki gimnastyce i trenerowi Piekutowi młode olsztyńskie zawodniczki były w Kaliningradzie, Rostocku, Finlandii i Londynie. Szczególnie ten ostatni wyjazd wywarł na nich olbrzymie wrażenie, bowiem mieszkały w zamku i podziwiały kolorowe wystawy sklepowe. Niestety, kupić nic nie mogły, bo nie miały żadnego kieszonkowego.
– Trener dbał, byśmy stanowiły zgraną drużynę. Jego żona Helena podcinała nam włosy tak, byśmy wyglądały jednakowo – wspominała pani Danuta, która z Olsztyna wyjechała jako 19-letnia mężatka. Jej wybrańcem został Jerzy Fidusiewicz, lekkoatleta Legii i Polonii Warszawa, który trenował kadrę Polskiego Związku Lekkiej Atletyki w skoku wzwyż oraz w wielobojach. Jednocześnie był też uznawany za najlepszego polskiego… fotografa sportu, współpracował z tygodnikami „Sportowiec” i „Razem”, a podczas Olimpijskiego Konkursu Sztuki w Moskwie (1980) zdobył złoty medal.
Z oświadczynami pan Jerzy poczekał jednak do matury, bowiem Danuta była wówczas uczennicą olsztyńskiego technikum ekonomicznego.
Po ślubie młoda para zamieszkała w Warszawie, ale mimo to na igrzyskach w Monachium Danuta Prusinowska-Fidusiewicz nadal reprezentowała barwy AZS Olsztyn.
Warto wspomnieć, że dla żeńskiej gimnastyki były to czasy wyjątkowe, bo związane z dominacją Olgi Korbut, która jako pierwsza na świecie wykonała na równoważni salto do tyłu.
W Monachium Korbut zdobyła złote medale w drużynie, ćwiczeniach wolnych i równoważni, do których dołożyła jeszcze srebro na poręczach.
Trzy lata po igrzyskach pani Danuta zakończyła karierę, a w 1976 roku skończyła studia na warszawskiej AWF i dostała pracę w tamtejszym zakładzie gimnastyki.
Natomiast na początku lat 90. XX wieku niespodziewanie dostała pracę przy… musicalu „Metro”. Zajęła się wówczas młodymi aktorami i tancerzami na prośbę Wiktora Kubiaka, producenta musicalu, który w 1992 roku trafił nawet na Broadway. Stanów ostatecznie nie podbił, ale warto przypomnieć, że właśnie w „Metrze” zaczęły się kariery m.in. Edyty Górniak, Katarzyny Groniec, Roberta Janowskiego, Katarzyny Skrzyneckiej, Dody, Michała Milowicza i Nataszy Urbańskiej.
W tym najsłynniejszym polskim musicalu zagrał też Adam Fidusiewicz, syn pani Danuty, którego znamy chociażby z roli Stasia w filmie „W pustyni i w puszczy” oraz z serialu „Na Wspólnej”.
Niestety, w maju 2001 roku Jerzy Fidusiewicz zmarł, natomiast pani Danuta nadal mieszka w Warszawie, chociaż wciąż chodzi za nią myśl, by wrócić do Olsztyna.
* Tekst jest fragmentem książki „Między stadionem a brzegiem jeziora. 65 lat akademickiego sportu i wychowania fizycznego w Kortowie”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS