Marta Karwacka: Widzę to trochę inaczej – ekonomiści, przynajmniej w Polsce, zaczynają się dopiero do tego pomysłu przekonywać, ale wielu z nich mentalnie tkwi jeszcze w idei gospodarki linearnej. To wszystko ma związek z koncepcją zrównoważonego rozwoju, która zaledwie od kilku lat jest traktowana poważnie. Jeśli miałabym wskazać liderów tej zmiany, to będą to raczej organizacje pozarządowe, aktywiści i naukowcy, którzy gospodarkę postrzegają z szerszej perspektywy niż tylko maksymalizacji zysku za wszelką cenę.
Jak można opisać te dwie różne gospodarki?
– Gospodarka linearna to model w którym tkwimy od dekad i który rzeczywiście na początku spełniał swoją rolę, jednak z biegiem lat doprowadził nas do kryzysu klimatycznego. Definiują go trzy słowa: po stronie producenta „weź – wyprodukuj – sprzedaj”, a po stronie konsumenta „kup – zużyj – wyrzuć”. Produkujemy i kupujemy masę niepotrzebnych i szybko psujących się przedmiotów, szybko je zużywamy i szybko zaopatrujemy się w nowe. W efekcie przestajemy radzić sobie z odpadami, wysypiskami śmieci, które nierzadko są toksyczną bombą – bardzo szkodliwą dla środowiska w wielu wymiarach.
Produkując w takiej skali i w takim tempie, zużywamy ogromne ilości, często nieodnawialnych zasobów lub takich, które nie nadążają się zregenerować. A te najbardziej newralgiczne, na chwilę obecną, zasoby to chociażby woda, lasy i czyste powietrze. Gospodarka linearna zjada planetę.
A gospodarka obiegu zamkniętego?
– Gospodarka obiegu zamkniętego ma zapobiec marnowaniu zasobów i zakłada przekształcenie jej na modele biznesowe, które będą obniżały emisję gazów cieplarnianych i zapobiegały zanieczyszczaniu planety. Chodzi o to, by jak najmniej zużywać zasobów, a ponadto wykorzystywać już to, co zostało wytworzone.
Ona opiera się na dzieleniu się, pożyczaniu, ponownym użyciu, naprawie, odnawianiu i recyklingu istniejących materiałów i produktów tak długo, jak to możliwe. W ten sposób wydłużamy cykl życia produktów, który obecnie przez „planowaną zużywalność” jest drastycznie krótki. Jesteśmy na etapie odkrywania, że odpady są wysokowartościowymi surowcami i uznania, że wszystko ma swoja? wartość. To także budowanie zupełnie innej niż dotychczas relacji z konsumentem – pracowanie nad dużo głębszą więzią oznaczającą wyjście poza moment sprzedaży, angażowanie go w odzyskiwanie produktów i zasobów.
Dlaczego to jest w ogóle ważne?
– Według naukowców przed nami krytyczna dekada. Musimy dość szybko się zdecydować, którą ścieżką chcemy pójść – do wyboru nie mamy ich zbyt wiele, bo zaledwie dwie. Pierwsza to ta, którą kroczymy od lat, czyli ścieżka niepohamowanej eksploatacji środowiska naturalnego. Niestety, utrzymanie dotychczasowego modelu produkcji i konsumpcji grozi ociepleniem klimatu – w najlepszym przypadku o więcej niż trzy stopnie Celsjusza. A zgodnie z Porozumieniem Paryskim z 2015 roku musimy podjąć walkę o to, by temperatura Ziemi nie wzrosła o 1,5 stopnia Celsjusza w porównaniu z temperaturą sprzed rewolucji przemysłowej. Warto jednak zdawać sobie sprawę z tego, że już doprowadziliśmy do podniesienia temperatury o 0,9 st. C w porównaniu ze średnimi sprzed rewolucji przemysłowej.
Emisje gazów cieplarnianych, które wpływają na zmiany klimatu, są ściśle powiązane z dzisiejszymi modelami produkcji i konsumpcji. Dominuje nadmiar i bylejakość, w efekcie toniemy w odpadach, drenujemy środowisko z zasobów i dewastujemy ekosystemy, które utrzymują nas przy życiu, powiększamy wysypiska śmieci, zanieczyszczamy wody gruntowe, oceany i powietrze.
Poza tym, co ważne w kontekście dokonujących się już zmian, obecny system przestaje być korzystny nie tylko dla środowiska i ludzi, ale także dla biznesu. Wiele firm już kilka lat temu dostrzegło potrzebę bardziej racjonalnego zarządzania zasobami, przestawiania się na nowe modele biznesowe, decydowania chociażby o wprowadzeniu usługi wypożyczania swoich produktów.
Przejście na gospodarkę obiegu zamkniętego to w moim przekonaniu jedyny sensowny i możliwy do wdrożenia pomysł dający szansę na odbudowę wielu ekosystemów. By przetrwać i żyć we względnym dobrobycie, musimy sobie uświadomić, że jesteśmy nierozerwalnie połączeni z naturą i nawet z tego egoistycznego punktu widzenia musimy odpowiedzialnie zarządzać naszą relacją ze środowiskiem.
Czym grozi pozostanie w starej gospodarce? Nie wiem, czy do ludzi przemawia to, że czeka nas zagłada, bo świat będzie cieplejszy o kilka stopni.
– Christiana Figures i Tom Rivett-Carnac w książce „Przyszłość zależy od nas” bardzo sugestywnie nakreślili wizję świata, który nas czeka już za 30 lat. Swój opis zaczynają od gorącego i ciężkiego od zanieczyszczeń pyłowych powietrza, które powoduje łzawienie oczu i trwały kaszel oraz szereg chorób. Maseczki miałyby być już normą, która chroni nas przed smogiem. Oczywiście od zanieczyszczonego powietrza umiera znacznie więcej ludzi w Europie i Stanach Zjednoczonych. W związku z tym, że zaniedbaliśmy ekosystemy w oceanach i w dalszym ciągu w nierozsądny sposób gospodarujemy zasobami leśnymi, nie mamy już wsparcia w absorpcji dwutlenku węgla. Skracając tę katastrofalną wizję – należy się spodziewać, że konsekwentnie będziemy przekraczać kolejne punkty krytyczne w dewastowaniu życia na Ziemi i będziemy jednym z ogniw ekosystemu, które tego nie przetrwa.
Jak w ogóle można byłoby taką gospodarkę nielinearną osiągnąć?
– Prawdę mówiąc, to nie jest pieśń przyszłości. Gospodarka obiegu zamkniętego to już bardzo żywy temat w biznesie, tym bardziej że Komisja Europejska w marcu ubiegłego roku opublikowała „Circular Economy Action Plan”, który w najbliższych latach będzie doprecyzowywany i wdrażany. Kluczem jest jednak zmiana myślenia na temat nadprodukcji oraz zrezygnowanie z fundamentu dzisiejszych modeli biznesowych opierających się na „planowanej zużywalności”, czyli projektowaniu produktów w taki sposób, by po określonym czasie przestały działać.
Możemy zamknąć obieg zasobów na kilka sposobów. Najczęściej myślimy oczywiście o recyklingu i odzyskiwaniu. Dziś wiele jest takich projektów i inicjatyw, które wpisują się w ten model. Ale GOZ proponuje także inne, takie jak chociażby współdzielenie, którego przykładem może być foodsharing, carsharing i coraz bardziej popularne wypożyczalnie ubrań i mebli; wydłużanie życia produktu – tu poza odejściem od celowego postarzania produktów i przejścia na solidne wykonanie, w grę wchodzi także konserwacja i powrót do napraw.
Niezwykłą rolę w rozwoju GOZ odgrywają nowe technologie i start-upy wprowadzające na rynek ułatwienia dla firm i konsumentów. Ciekawym przykładem są punkty naprawy i customizacji obuwia lub takie platformy jak „Ubrania do Oddania”, gdzie konsumenci mogą oddać swoją niechcianą już odzież.
Czy w ogóle osiągnięcie takiego stanu jest realne? Światowe korporacje musiałyby zrezygnować z części swoich zysków, pozbyć się niektórych patentów, zezwolić na otwarte oprogramowanie.
– Nie tylko osiągalne, ale i konieczne. Prace nad regulacjami przyspieszają. Już w lipcu będzie obowiązywał zakaz sprzedaży jednorazowych naczyń takich jak np. plastikowe kubki, sztućce, słomki, talerze. I należy się spodziewać, że to jest tylko początek dużych zmian.
Poza tym gospodarka obiegu zamkniętego to po prostu nowe modele, które także gwarantują zyski i tworzą nowe zawody. Firmy oczywiście reagują na oczekiwania konsumentów. Świetnie widzimy to w branży spożywczej – klienci mogą już kupować coraz więcej produktów bez opakowań – lub w branży odzieżowej. W związku z szybującą wartością rynku second-hand wiele marek decyduje się wprowadzać do sprzedaży odnowioną, naprawioną garderobę lub wręcz sprzedawać używane ubrania. Zatem korporacje oczywiście nie zrezygnują z zysków, tylko będą ich szukać w tych nowych cyrkularnych i bardziej zrównoważonych modelach.
Znajomy informatyk kiedyś mi mówił, że według niego dziś nie ma sensu kupować drogiego komputera, bo i tak za cztery lata ten sprzęt przestanie nam działać. Ten killswitch, który zaraz po gwarancji sprawia, że sprzęt się psuje, to wymysł mediów, teoria spiskowa czy rzeczywisty mechanizm?
– Rzeczywisty mechanizm wymyślony w latach 40. i 50. XX wieku. Kiedy pomyślimy o produktach, którymi otaczali się nasi dziadkowie czy wcześniejsze pokolenia, bez trudu znajdziemy takie, które w doskonałym stanie przetrwały do dziś. Widać więc gołym okiem, że coś musiało się zmienić… W magazynie „Journal of Retailing” z 1955 roku Victor Lebow w swoim tekście przekonuje, że amerykańska gospodarka wymaga, by konsumpcja stała się sposobem na życie, a kupowanie – rytuałem, duchowym przeżyciem. Miarę statusu społecznego i akceptacji społecznej lokował w modelach konsumpcji. W jego tekście wprost czytamy: „Potrzebujemy rzeczy zużywanych, spalanych, zużytych, wymienianych i wyrzucanych w coraz szybszym tempie”. To oczywiście tylko jeden z przykładów obranego w pewnym momencie kierunku. Dziś wiemy, że ten mechanizm został wdrożony właściwie w każdej branży.
Mówiliśmy o tym, że Unia Europejska chce, abyśmy częściej i chętniej naprawiali sprzęty. Przygotowała odpowiednie dyrektywy, ale tym rozwiązaniom sprzeciwiają się największe korporacje na świecie.
– W przeciwwadze jest zatem gospodarka obiegu zamkniętego i słowa Franza Timmermansa z 2020 roku, który z kolei komentował publikację „Circular Economy Action Plan”, wskazując na to, że zbyt mało surowców wtórnych i zasobów ponownie wraca do gospodarki, zbyt wiele produktów psuje się za szybko, a większości nie można naprawić ani poddać recyklingowi.
Wiadomo, że korporacje się sprzeciwiają pojawiającym się na horyzoncie zmianom, bo mówimy o zupełnie nowym otwarciu, o białej karcie, na której zapisane będą nowe rozwiązania. O wielu nie mamy dzisiaj pojęcia, bo są tak abstrakcyjne, inne już się pojawiają. Ale wdrożenie ich w firmach, które od lat pracują w modelu linearnym, wymaga reorganizacji wielu procesów i systemów. Każda zmiana spotyka opór – to normalne.
Unia nieposłusznym producentom sprzętu pogrozi palcem? Czy niestosowanie się do prawa będzie miało jakieś poważniejsze konsekwencje?
– Zobaczymy, jak zostanie ustanowione prawo, ale ja się spodziewam raczej bardziej niż mniej restrykcyjnego prawa. No ale pamiętajmy, że dobrym regulatorem na rynku są także konsumenci oraz wszystkie podmioty, które ułatwiają im przejście na bardziej ekologiczne funkcjonowanie. One także wpływają na zmiany w dużych organizacjach – zaczynają dostrzegać, że nie opłaca im się uparcie tkwić w starych modelach.
No właśnie. Co z konsumentami? Wielu z nich nie będzie chciało naprawiać sprzętu…
– Wielu… to znaczy ilu? Wszystko zależy od tego, jak będzie przygotowana infrastruktura, prawo i jak się ukształtują nowe normy społeczne. Jeszcze kilka lat temu chodzenie do second-handu dla wielu – w społecznym odbiorze – wiązało się ze wstydem i obciachem. Dziś trend się zmienił i wiemy, że wartość rynku ubrań używanych rośnie w tak szalonym tempie, że nie tylko w każdym mieście w Polsce i na świecie powstaje coraz więcej sklepów second-hand, ale także coraz więcej marek odzieżowych włącza do swojej oferty ubrania z drugiej ręki.
Staram się od lat pracować nad tym, by tak było. Wraz z innymi aktywistami i organizacjami pozarządowymi kładziemy cegiełka po cegiełce fundament odpowiedzialnej konsumpcji. Na wszystko, a zwłaszcza na tak fundamentalne przeobrażenia, potrzeba czasu na zmianę świadomości, dostosowanie infrastruktury i przygotowanie prawa.
Zajmujesz się tzw. odpowiedzialną modą. Moda to branża nieetyczna na wiele sposobów – wykorzystuje zasoby planety, wykorzystuje tanią siłą roboczą, uprzedmiotawia kobiety. Czy widać, żeby ta branża przechodziła w ogóle jakąkolwiek etyczną przemianę?
– Zawodowo zajmuję się zrównoważonym rozwojem różnych firm, dlatego z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że branża mody jest oczywiście nieetyczna i drenująca środowisko na wiele sposobów, ale dokładnie tak samo jak wszystkie inne branże. Fakt – mówi się o niej w ostatnich latach dużo, ale na pewno nie jest tak, że to jedyna branża, która ma swoje grzechy.
Dzięki temu jednak, że pojawia się w mediach w kontekście nieodpowiedzialności i mówi się o niej tak intensywnie, jako jedyna zmienia się w tak szybkim tempie. Te zmiany widać na wielu płaszczyznach – od włączania do sprzedaży ekokolekcji w dużych markach po zmianę wielu procesów zarządczych wewnątrz organizacji, pojawianie się innowacyjnych materiałów na rynku jak „skóra” z kaktusa, jabłek i winogron albo pisanie o odpowiedzialnej modzie w czołowych magazynach mody.
Czy to nie jest przypadkiem jakaś niszowa sytuacja, która wykorzystuje naiwność i dobre chęci klientów? Czy to nie jest jakiś po prostu tani chwyt marketingowy?
– Oczywiście zdarzają się przykłady greenwashingu, ale w związku z coraz większą świadomością konsumentów i ich czujnością stosowanie tzw. chwytów marketingowych jest dla firm bardzo ryzykowne. Unikałabym mówienia, że konsumenci są naiwni – moim zdaniem wręcz przeciwnie, jeśli się natną, co niewątpliwie się zdarza, stają się jeszcze bardziej dociekliwi i nierzadko także agresywni wobec marek.
Każda duża zmiana zaczyna się od garstki osób, a to jest postępująca zmiana – świadomych konsumentów przybywa z każdym rokiem.
Zastanawiam się, czy po pandemii będziemy mieli jakikolwiek przewrót umysłowy. Może uda nam się zrozumieć, że epidemie będą wracały, bo niszczymy planetę, bo mordujemy co roku setki milionów zwierząt? Eksperci mówią jasno, że powinniśmy zupełnie odejść od hodowli mięsa, jeśli chcemy przetrwać.
– Tak, zatem sam widzisz, że branż z negatywnym wpływem jest więcej. Nie tylko odzieżowa. Absolutnie każda branża wiąże się z emisją gazów cieplarnianych, zanieczyszczaniem środowiska odpadami i niehumanitarnymi praktykami. Branża spożywcza oczywiście jest wysoko na liście szkodliwych.
Kiedy byłem w Londynie, znajomy zaprosił mnie do niezwykle drogiej restauracji. Na moim stole wylądował wówczas stek – kosztował 300 funtów za 100 gramów. Muszę przyznać, to było nieprawdopodobne doznanie kulinarne. Ale chwilę później miałem wyrzuty sumienia, bo wiedziałem, że aby ta porcja mięsa wylądowała na moim talerzu, to zwierzę cierpiało według jakiegoś sadystycznego scenariusza, który zakładał, że będzie karmione w odpowiedni sposób i trzymane w odpowiednio luksusowych warunkach. Pomyślałem sobie, że ci, którzy mogą sobie regularnie pozwolić na takie zakupy, nigdy w życiu nie zgodzą się na jakiekolwiek zmiany. Prędzej utopią świat we krwi niż pozwolą sobie na obniżenie standardów życia.
– Wspomniałam o zmieniających się normach społecznych – pamiętajmy, że w postawach konsumentów one odgrywają bardzo ważną rolę. W naszych zachowaniach istotne jest, jak jesteśmy postrzegani przez otoczenie lub członków grupy, do której aspirujemy. Jeszcze dziesięć czy dwadzieścia lat temu weganie byli obśmiewani i raczej niemożliwe było w ich przypadku stołowanie się na mieście.
Masz rację.
– Dziś raczej w każdej restauracji jest menu wegańskie, a osoby rezygnujące z jedzenia mięsa postrzegane są jako te, które są świadome, dbające o zdrowie lub „podążające za mądrym trendem”.
Jestem pesymistą. Wydaje mi się, że późny kapitalizm doprowadzi nas jednak do globalnej katastrofy. Korporacje do końca będą czerpały zyski z kataklizmu. Już dziś banki pracują nad nowymi instrumentami finansowymi, które pozwolą im bogacić się podczas apokalipsy.
– Możliwe, że tak będzie, jeśli w dalszym ciągu będziemy podążać ścieżką, którą dotychczas kroczyliśmy. Ja wiem, że korporacje będą odnajdywały szanse biznesowe w nowych, m.in cyrkularnych modelach, dlatego że konsumenci będą tego oczekiwali i prawo będzie firmy do tego zobowiązywało.
Czy jest dla nas nadzieja?
– Jak najbardziej. W otoczeniu pojawia się coraz więcej sygnałów zmiany, dochodzimy do punktu przełomowego. Musimy tylko wszyscy zewrzeć szyki i będzie dobrze.
Dr Marta Karwacka
Socjolożka biznesu, od kilkunastu lat specjalizuje się w zagadnieniach związanych z CSR (społeczną odpowiedzialnością biznesu) i zrównoważonym rozwojem, współpracą międzysektorową i odpowiedzialnym kupowaniem. Jest zainteresowana systemowym podejściem do odpowiedzialności oraz rzeczywistym impactem. Promuje odpowiedzialną konsumpcję i circular economy. Realizuje projekty doradcze i badawcze.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS