A A+ A++

Długo wahałam się, czy wracać do korzeni. Na Białorusi miałam wszystkie luksusy: pracę, mieszkanie, ogród, samochód, rowery, aparat fotograficzny i ten komfort, że pracuję w ulubionym zawodzie, rodzinę, przyjaciół, plany zawodowe, dobre otoczenie.

Odwaga, wraz z wrażliwością, nie pozwalała bez bólu patrzeć na to, co się działało w kraju. Dlatego we wrześniu 2020, jak tysiące moich rodaków, wyjechałam do Polski uciekając przed prześladowaniami, które dotykały w pierwszej kolejności ludzi pióra i słowa. Miałam taki wybór: trafić za kraty za niepopełnione winy, jak moi koledzy, zniszczyć resztę życia i zdrowia, albo wyprowadzić się z nadzieją, że jeszcze mogę służyć ludziom, jak do tej pory to robiłam, organizując na pograniczu Polski i Białorusi projekty i wydarzenia kulturalne.

Razem z kotką przyjechałam więc do Polski, do mojej córki, która studiowała na Uniwersytecie Warszawskim. Przytulić się, odpocząć od napięcia i stresu. Zapomnieć o wydarzeniach w domu się nie udało. Prawie każdego dnia w Warszawie pomagałam znajomym, którzy tak jak ja, nagle znaleźli się w innym kraju, bez mieszkania, bliskich, i co najważniejsze, bez pracy.

Tymczasem przychodziły nowe wiadomości z kraju i poczucie, że z tą niesprawiedliwością, która ma tam miejsce, nie da się żyć. I wtedy podjęłam decyzję: muszę nauczyć się żyć od nowa.

Próbowali państwo kiedyś budzić się w samochodzie każdego dnia w nowym miejscu? Nie wiesz dokładnie, gdzie jest ręcznik, szczoteczka do zębów, sweter. Wszystkie ubrania w pudełku, a tego, czego potrzebujesz – nigdy nie ma. Tak zaczęły wyglądać dni mojego nowego życia.

Najgorsza rzecz – brak pracy

Dobrze, że byłam w Polsce osobą trochę znaną, nawet odznaczoną nagrodami za zasługi dla kultury i turystyki, promocji Polski na Wschodzie. Na pierwszym etapie znajomi i koledzy dali dach nad głową, pomogli opłacić operację kotki, później w ramach solidarności dziennikarskiej umożliwili mi znalezienie pracy sezonowej, dzięki czemu miałam już na jedzenie i opłaty.

Jak i setki Białorusinów zaczęłam przyzwyczajać się do życia w Warszawie.

Starałam się: język znam od dzieciństwa, a Polskę lubiłam za piękno kraju i serca tych ludzi, którzy trafiali się do tej pory na mojej drodze. Trudno jednak zaczynać od nowa. Co dzień napotykałam na najprostsze problemy: gdzie żyć i co jeść.

Oczywiście, wiem, że w Polsce na rynku pracy jest mnóstwo wolnych miejsc! Ale nie mogę przerywać rozpoczętych już międzynarodowych projektów, które prowadzę od lat: „Łączy nas Bug”, „Festiwal pieśni autorskiej im. Wysockiego”, „Dni kultury Polskiej”, „Operacja »Czysta rzeka«”, „Ginące zawody” i inne. Wiadomo, jeśli podejmę codzienną pracę, taką trwającą i wymagającą pełnej uwagi i obecności w miejscu pracy od rana do wieczora, to wielu ludzi, utalentowanych artystów, uczestniczących w tych projektach, zostanie pozbawionych możliwości samorealizacji, kontaktów i wszystkiego tego, co dawałam ludziom, realizując projekty. Dlatego świadomie zrezygnowałam z poszukiwania pracy kasjerki czy pracowniczki na budowie, pozostawiając te oferty osobom, które przyjechały do Polski na krótko, chcąc zarobić i wrócić do domu.

Zamierzam osiedlić się w Polsce na stałe i szukam tutaj swojego miejsca. Jak to zrobić, nie wiem.

Po wyzwaniach, jakie spotkały mnie w urzędach w kontaktach z niektórymi osobami, których zadaniem była pomoc Białorusinom w adaptacji, a które zrobiły wszystko, żeby upokorzyć, byłam dłuższy czas załamana. Kiedy próbowałam pokonywać te bariery, byłam już na pograniczu utraty wiary w siebie i we wszystko, co do tej pory starałam się dobrego zrobić. COVID, z którego wyszłam nie tak dawno, dał wstrząs: jeszcze żyje, jeszcze potrafię!

Co teraz? Jadę porankiem rowerem ulicami ulubionej Warszawy. Zimą – czyścić śnieg, wiosną – czyjś ogród, latem wyjść z czyimś psem. Wiadomo – każdy Polak, który wyjeżdżał do obcego kraju, wie, jak to jest. Gdybym miała uprawnienia lekarza, znalazłabym swoją drogę szybko.

Ale jestem fotografką i dziennikarką i naiwnie wierzyłam w to, że jeśli kiedykolwiek okaże się, że będę potrzebowała pomocy, to niebiosa dadzą mi zielone światło.

Zawiodłam się.

Wielu bogatych znajomych, którzy lubili bywać na wystawach mojej fotografii, widoczne zapomniało o tym, jak wypowiadali się, że jestem wrażliwą artystką, a teraz głoszą, że z chęcią wezmą mnie do kuchni, obierania ryb, sprzątania jachtów czy na guwernantkę. Nie razi mnie to – nie boje się pracy. Tylko nie mogę zrozumieć podejścia do sprawy i tego, jak traktują mnie w obecnej sytuacji.

Nie boję się pracy

Wciąż wierzę, ze znajdę pracę w zakresie moich umiejętności i doświadczenia i będę mogła działać na rzecz innych, tak jak do tej pory. Wierzę, że spotkam ludzi, który staną się moimi przyjaciółmi, a może nawet pomogą w realizacji pomysłów. Wiem, że tam, gdzie zamieszkam, zrealizuję projekty kulturalne i turystyczne. Bardzo bym chciała uruchomić nowy festiwal pieśni słowiańskich i robić to, co potrafię najlepiej – łączyć utalentowanych ludzi i dawać im możliwość pracy i samorealizacji.

Na początek poszukuję pracy związanej na przykład z opieką i obsługą domku z ogródkiem. Wiem, że wiele osób wyjeżdża czasami z Polski i nie chcą zostawiać bez opieki domu, ogrodu czy swoich pupili, poszukują takich osób jak ja. Nie boję się pracy fizycznej, mogę podjąć się prowadzenia domu, zwierzętami domowymi, to rozwiązałoby podstawowy problem miejsca zamieszkania, pozwoliłoby w wolnych chwilach nadal prowadzić moje projekty, projektować strony www jako hobby, tworzyć rysunki, logo czy karykaturę, wszystko, co robiłam w redakcji mojej białoruskiej gazety.

Na przełomie życia naprawdę potrzebuje tylko jednej szansy, żeby zacząć od nowa, żeby ktoś wyciągnął do mnie pomocną dłoń, jak ja robiłam to całe życie, pomagając innym.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNowy lek na Covid-19. Obiecujące wyniki testów
Następny artykułPoruszający wywiad wdowy po Królikowskim. “Dziewczyny leżały obok niego. Strasznie chciał się do nas przytulać”