fot. rowery.org
Lorenzo Finn wiedział, że musi atakować. Sebastian Grindley przetrwał kryzys, a Senna Remijn zachował przytomność umysłu w finale wariackiego wyścigu. Oto historie medalistów mistrzostw świata juniorów w kolarstwie szosowym.
Trzęsący się z zimna, przemoczeni od aerodynamicznych skarpet do czubka mniej lub bardziej modnych fryzur. Gdy Włoch Lorenzo Finn wjeżdżał na metę w Zurychu z wyrazem skupienia i niedowierzania na twarzy, jasne było, że nawet blask tęczowej koszulki nie rozgrzeje ani jego, ani pozostałych medalistów na tyle, aby wywiady trwały dłużej niż trzy, może cztery minuty.
Deszczowy dzień w Szwajcarii nie oszczędził peletonu juniorów, którzy przez trzy godziny rywalizowali w szaro-burej aurze. Nie wszyscy dojechali do mety: przez namiot mediów jeszcze przed końcem przejeżdżali reprezentanci Tajlandii czy Albanii, ledwo trzymający się na rowerach, szukający schronienia przed chłodem.
Włoch Lorenzo Finn, angielskie nazwisko zawdzięczający pochodzeniu taty, mistrzem świata został po samotnej akcji na ostatnich 21 kilometrach wyścigu.
Włoch atakował już wcześniej i to jego na przedostatniej rundzie w Zurychu gonili faworyci zmagań. Po przegrupowaniu Finn jako jedyny wytrzymał przyspieszenie faworyzowanego Alberta Philipsena, ale po upadku Duńczyka to on został na czele z Hiszpanem Hectorem Alvarezem.
Hiszpanowi zdołał odjechać, a kolejni zawodnicy nie mogli myśleć o powstrzymaniu zawodnika, który reprezentuje na co dzień juniorską przybudówkę zespołu Red Bull-Bora-hansgrohe: Grenke-Auto Eder.
Finn a ostatnim kilometrze wiedział, że zdobędzie złoto, przez co kilka razy zbierał się do gestu zwycięstwa, jakby nie wierząc, że jest mu dane go wykonać.
Jeśli mam być szczery to pierwszy atak nie był planowany, wyszło to trochę za wcześnie i miałem nadzieję, że ktoś się pod tę akcję podepnie. Zostałem sam, jechałem swoim rytmem. Pościg chyba nie pracował najlepiej, bo trochę zyskałem, potem dojechała trójka. To ja musiałem atakować. Mam nadzieję, że Albertowi nic się nie stało. Potem po prostu odczepiłem resztę. To był dobry moment do ataku, po zjeździe. Nadal trudno mi w to uwierzyć
– mówił redakcjom “Rowery.org” i “Directvelo”.
Drugi na mecie Sebastian Grindley na mecie nie sprawiał wrażenia przygnębionego pogodą i cieszył się ze srebrnego medalu, gdyż, jak przyznał, na ostatniej rundzie stracił w pewnym momencie nadzieję.
Ciężki wyścig, ponura aura, ale to nie jest przeszkodą dla Brytyjczyków. Miałem nadzieję, że będzie padało. Męczyłem się, ale oczywiście trzeba pamiętać, że innym też było ciężko. Jechałem cały dzień na czele, skończyłem jako drugi, oczywiście jestem bardzo podekscytowany
– powiedział małej grupce reporterów na mecie.
Byłem bardzo pewny siebie do ostatniego okrążenia. Druga runda mocno okroiła czołówkę, zostało nas czterech i myślałem, że mam widoki na medal, może na koszulkę. W tak małej grupce nie można się ukryć. Kiedy Albert i Lorenzo zaatakowali, czułem, że zaraz dopadną mnie kurcze. Nie mogłem przedobrzyć, bo byłoby po wyścigu. Jechałem swoim rytmem, ale w tym punkcie nie byłem pewny, czy wystarczy mi na top5. Mocno się zaginałem
– wspominał.
Kiedy wpadliśmy na ten drugi podjazd, miałem ich w zasięgu wzroku. Zacząłem się lepiej czuć, zobaczyłam, że Lorenzo odjeżdża, ale udało mi się dogonić Hectora [Alvareza]. Wróciła pewność siebie. Koszulka pojechała, bo Finn był wyraźnie lepszy, ale jestem szczęśliwy, że zdobyłem srebro. Podium było moim celem
– podsumował.
Brązowy medalista, Senna Remijn, o tym, że wejdzie na podium, przesądził na ostatnich 50 metrach. Holender próbował włączyć się do walki wcześniej i samotnie gonił odjeżdżającą grupkę Duńczyka Alberta Philipsena, ale nie dał rady.
Kiedy mnie dogonili, miałem wszystkiego serdecznie dość. Siedziałem na kole i miałem nadzieję, że mi nie odjadą. Ale potem zobaczyskom Hectora [Alvareza] i zorientowałem się, że jedziemy po miejsce na podium. Czekałem na sprint, wiedziałem, że to moja szansa. Ale na finiszu zaczęły mnie łapać kurcze w obu nogach, to było wariactwo
– wspominał.
Walkę o brąz toczyła trójka zawodników, a Remijn wystawił koło Niemcowi Paulowi Fietzkemu, który tuż przed kreską zbyt wcześnie poczuł się medalistą. To jego drugi medal na imprezie mistrzowskiej w kategorii juniorskiej: rok temu zdobył srebro w kolarstwie przełajowym i od stycznia będzie reprezentował zaplecze grupy Alpecin-Deceuninck.
Wiem, że potrafię wykrzesać z siebie dobry sprint na ostatnich 70-80 metrach, że mogę poczekać. Wyszło perfekcyjnie. To mój ostatni rok w kategorii juniorskiej, to jego perfekcyjne zakończenie. Spełniło się moje kolejne marzenie
– podsumował.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS