Nim się obejrzeliśmy, zostało już tylko kilkanaście spotkań fazy pucharowej rozgrywek. Warto jednak spojrzeć na ten wyjątkowy czas zmagań w grupie, bo zostaną one zapamiętane na długo. Nie tylko dlatego, że mundial ten wciśnięto między klubowe rozgrywki w środku sezonu, choć nie pozostało to bez wpływu na postawę niektórych zespołów. I piłkarsko, i na poziomie emocji to po prostu świetne dwa tygodnie.
1. Faworyci na mękach
Po raz pierwszy od amerykańskiego mundialu 1994 roku żadnej z drużyn nie udało się zdobyć kompletu punktów w fazie grupowej. Przynajmniej cztery rozstrzygnięcia można uznać za sensacyjne, choć akurat porażka Argentyny z Arabią Saudyjską (1:2) pozostała bez wpływu na przegranego. Tak jak nikt nie wierzył w potknięcie Leo Messiego i spółki, tak mało kto spodziewał się, że Japonia pokona Niemców i Hiszpanów, Portugalia ulegnie Korei, a Kamerun wypunktuje Brazylię. Choć należy zaznaczyć, że w trzech ostatnich wspomnianych starciach faworyci zagrali w składzie dalekiego od ideału. Wyniki te nie pozostały bez znaczenia na innych zainteresowanych. I tak wpadka Hiszpanii przełożyła się na wyeliminowanie podopiecznych Hansiego Flicka, a wyszarpana w ostatniej chwili wygrana Koreańczyków wywaliła z mundialu Urugwaj.
2. Karma wraca?
Jednym z najbardziej symbolicznych obrazów tych mistrzostw jest zalana łzami twarz Luisa Suareza. Wprawdzie Urugwajczycy wygrali w ostatniej kolejce z Ghaną 2:0, ale o jedną bramkę za nisko, by cieszyć się z awansu. Suarez był już wtedy na ławce rezerwowych, nie mógł uwierzyć w przebieg wydarzeń (prowadząca z Portugalią Korea) i przypominał sobie sytuację sprzed 12 lat, kiedy na mistrzostwach świata w RPA zatrzymał piłkę ręką na linii bramkowej. Urugwaj grał wówczas z… Ghaną, a stawką był półfinał. Suarez wtedy był antybohaterem, teraz musiał zmierzyć się z myślą, że być możne jego kariera reprezentacyjna, a na pewno na mundialach, właśnie dobiega końca. To niewiarygodne, że zostaje z niczym tak wyjątkowe pokolenie urugwajskich graczy z doświadczonymi Suarezem, Fernando Muslerą, Diego Godinem, Edinsonem Cavanim (wszyscy około 35 lat), młodszymi Jose Gimenezem, Sebastianem Coatesem, będącymi właśnie na szczycie Federico Valverde, Rodrigo Bentancurem, czy rosnącym w oczach Darwinem Nunezem.
3. Wyblakła Europa?
Urugwaj – przypomnijmy, że to pierwszy mistrz świata – jest bolesną historią dla wyznawców futbolu romantycznego. Ale niebywałą plamę dali przede wszystkim europejscy faworyci. Duńczyków wielu widziało w roli czarnego konia rozgrywek, Belgowie, choć byli w czwórce najlepszych drużyn poprzedniego turnieju, mieli wreszcie potwierdzić triumfem nadzwyczajne możliwości cudownego pokolenia z Kevinem de Bruyne, Edenem Hazardem, Driesem Mertensem czy Romelu Lukaku, który z mnóstwem niewykorzystanych sytuacji w meczu z Chorwacją (0:0), pozostał największym pechowcem fazy grupowej. Mówmy otwartym tekstem: to koniec zespołu w takim kształcie i z niewyczerpalną wydawało się nadzieją na wygranie mundialu lub mistrzostw Europy. Symbolem tego końca jest odejście trenera Roberta Martineza.
Równie wielki zawód, choć w innych kategoriach, sprawili Niemcy. Odpadli z zabawy, choć mieli tylko kilkadziesiąt słabych minut w tym turnieju. Kluczowy okazał się ostatni kwadrans meczu z Japonią (1:2), choć w pierwszej części meczu dominacja podopiecznych Hansiego Flicka była bezdyskusyjna. Naszych zachodnich sąsiadów boli ten mundial, bo jest kolejnym, w którym Niemcy nie wychodzą z grupy, a nastąpił po Euro, w którym drużyna zatrzymała się na 1/8 finału (z Anglią). Przy okazji dodajmy, że Niemcy, jak i Hiszpania przegrali z Japonią wymieniając ponad 700 podań. Nigdy wcześniej w historii mistrzostw to się nie zdarzyło, by mieć taką przewagę w polu, ale nie przenosząc tego na gole.
Generalnie w fazie grupowej Europa zawiodła. Zdobyła zaledwie 41 punktów i to jej najsłabszy mundial w historii. Najlepszy był w 1998 roku, wygrywała wówczas Francja. W fazie pucharowej obejrzymy osiem zespołów ze Starego Kontynentu, ale spodziewano się ich przynajmniej dziesięciu.
4. Im strzelać nie kazano
Mundial ten pokazuje, że niekoniecznie trzeba dobrze grać w piłkę, by osiągać zakładany cel (vide Polska). Przypadek Niemców potwierdza, że można stwarzać średnio najwięcej okazji bramkowych, a i tak nie awansować. Podobnie było ze strzałami na bramkę. Niemcy zajęli w tej klasyfikacji pierwsze miejsce z 24 uderzeniami przed Brazylią, która miała tylko jeden strzał mniej. Poczucie niedosytu mogą mieć również Meksykanie, którzy mieli 15 uderzeń (głównie w meczu z Arabią Saudyjską). Polska ma cztery strzały (wyszły z tego dwa gole), zamyka listę wszystkich uczestników turnieju. Lepsze o dwa strzały okazały się drużyny Kostaryki, Kanady i Kataru, który grał w piłkę tak, że bolały oczy. Przez grzeczność nie wspominam o tym, jak gra polska reprezentacja. Dodajmy tylko, że byliśmy jedną z trzech drużyn, które prześlizgnęły się do 1/8 finału zdobywając cztery punkty. W podobnej sytuacji byli Hiszpanie i Korea Południowa, ale te oddały odpowiednio 15 i 12 strzałów.
5. Widowiska aż miło. Dwa razy Serbia
Było kilka meczów, które przechodzą do historii, ale zapamiętane zostaną na lata. Pod względem intensywności gry, walki o każdy centymetr boiska, ale i jakości piłkarskiej spotkanie Hiszpanii z Niemcami (1:1) było chyba najlepszym, jakie dotąd oglądaliśmy. To też jest w jakiś sposób okolicznością łagodzącą dla żegnających się z turniejem Niemców, bo momentami grali świetnie. Hiszpanie zaś, zwłaszcza trener Luis Enrique, pokazali, że nie ma znaczenia wiek i doświadczenie. Zestawienie z Gavim i Pedrim w środku pola było posunięciem odważnym, ale wartościowym. Wygrana 7:0 z Kostaryką, choć dysproporcja między rywalami byłą spora, pokazała, jaki potencjał tkwi w hiszpańskich młodziakach.
Co ciekawe inne warte zapamiętania widowiska stworzyła reprezentacja Serbii, która ostatecznie wypisała się z turnieju. Najpierw przeciwko Kamerunowi, kiedy prowadziła 3:1, ale w dwie minuty pozwoliła rywalowi na wyrównanie. Równie otwartą, pozbawioną grę podopieczni Dragana Stojkovicia pokazała przeciwko Szwajcarom, kiedy przegrywała, prowadziła i na końcu uległa żegnając się ostatecznie z mundialem. Przy okazji warto wspomnieć o Helwetach, którzy być może są jedną z niedocenianych drużyn zdolną sprawić niespodziankę w fazie pucharowej. We wtorek ich rywalem będzie Portugalia.
Przejdź na Polsatsport.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS