Działanie „na adrenalinie” ma swoje konsekwencje. Energii wystarcza na jakiś czas, ale potem może dojść do załamania, fizjologicznie komórki w naszym ciele odmówią reagowania na adrenalinę – niektórych może dotknąć nagła utrata energii, apatia, ogromne zmęczenie, spadek empatii dla otoczenia. Tak organizm broni się wobec długotrwałego działania w stresie. Nie jest to reakcja nienormalna, tylko fizjologiczna. Nie da się tak funkcjonować długo, jeżeli się nie regenerujemy, nie dajemy sobie czasu na sen, przyjemność, odwrócenie uwagi od bieżącej sytuacji. Każdy, kto pomaga, musi zadbać o siebie i bez wyrzutów sumienia zrobić miejsce na zwyczajne życie.
Wspólne życie, a nie goszczenie
Wielu z nas, którzy podjęliśmy działania pomocowe, nie miało wyobrażenia, z czym będziemy się mierzyć, bo nie mamy w życiu porównywalnego doświadczenia. Niestety, po kilku tygodniach większość tych z pierwszej linii pomocy może doświadczać symptomów silnego stresu wynikającego z kontaktu z ludźmi w traumie. Większość osób, które wyjechały z kraju ogarniętego wojną, przeszła szok, jest nieobecna, straumatyzowana. Wolontariusze, pomagające rodziny mogą czuć się bezradni wobec niektórych zachowań osób, które u siebie goszczą. Do niektórych dociera, że to, co zaoferowali, może ich przerosnąć, bo nie mają kompetencji, nie czują się na siłach, nie zawsze rozumieją uchodźców, którzy przeżywają silne emocje, ostry stres, traumę i doświadczają różnic kulturowych. A po pierwszej fali uchodźców, osób w lepszym stanie psychicznym, które szybko podjęły decyzję o opuszczeniu kraju, umieją się w jakimś zakresie zorganizować, przyjdą kolejni już z innymi doświadczeniami, w trudniejszym stanie, bardziej bezradni. Będą potrzebowały większej dyrektywności, poprowadzenia i profesjonalnej pomocy psychologicznej.
Trudno przewidzieć, w jakim stanie będą osoby, które uciekły ze strefy wojny, albo te, które mają wciąż w Ukrainie swoich bliskich – czasem będą całkiem nieźle funkcjonować, czasem będą nieobecne, małomówne, zamrożone, czasem w stanie szoku, mogą mieć niekontrolowane emocje i zachowania – płakać, krzyczeć, a czasem opowiadać z lekkością w głosie o traumatycznych doświadczeniach i będzie nas szokowało, że te emocje są nieadekwatne do tego, co czują. Wiele różnych reakcji – od zamrożenia przez silne emocje do całkiem sprawnego działania – jest prawidłowych u osób, które mogły doświadczyć traumatyzujących zdarzeń. Ale trzeba pamiętać, że wiele reakcji może być odroczonych w czasie i ktoś, kto będzie w miarę szybko się adaptował, odkryje przed nami rozpacz lub wybuchnie dopiero po jakimś czasie.
Wiele osób, które ruszyły do pomagania, intuicyjnie wiedziało, że schronienie, bezpieczne miejsce, zaspokojenie podstawowych potrzeb, adaptacja do nowego miejsca to najlepsza w pierwszym momencie forma pierwszej pomocy psychologicznej. Pomoc w odzyskaniu kontroli nad tym, co można kontrolować, w poznaniu nowego otoczenia, odnalezieniu się w nowej rzeczywistości. Poszerzanie ich stref życiowych – od dbania o siebie, po pomoc w obowiązkach, wyjścia z domu po zakupy, znalezienie pracy itd., to stopniowalne odzyskiwanie kontroli i adaptacja.
Jednak „goszczenie” przybyszy przez dłuższy czas może mieć wpływ na dynamikę relacji w naszej rodzinie. Gdy minie okres euforii, możemy zderzyć się z konsekwencjami dla nas samych i naszej rodziny, których być może nie przewidywaliśmy. W tym miejscu ważne jest, by zdawać sobie sprawę, że gość ma specjalny status – jest opiekowany i obsługiwany, nie musi okazywać wdzięczności, cieszyć się ze specjalnych posiłków, pomagać w kuchni. Przyjęliśmy do swojego życia ludzi, którzy po ciężkich przeżyciach mogą czuć się przytłoczeni, onieśmieleni tym, ile dostają. Jeśli dla tych osób codziennością było działanie dla innych i obsługiwanie rodziny, to znalezienie się nagle w odwrotnej roli może być trudne do przyjęcia. Dlatego musimy przygotować się na wspólne życie, a nie goszczenie. Jeśli będziemy trzymać kogoś w zależności i bezradności, odbierać możliwość działania, nie udzielimy mu psychologicznego wsparcia. A takim wsparciem ma być stopniowe zachęcanie go do coraz większej samodzielności.
Siła na potem
Problemy w takim wspólnym życiu może generować fakt, że nie ustaliliśmy zasad funkcjonowania w naszym domu, nie opowiedzieliśmy o naszych przyzwyczajeniach i rytuałach. Często dopiero w zderzeniu z inną rodziną zauważamy, że mamy jakąś domową kulturę, coś specyficznego tylko dla nas, np. pory posiłków, ciszy nocnej czy inne przyziemne, na co dzień niezauważalne rzeczy, które na początku mogą nam nie przeszkadzać, ale z czasem zaczną irytować. Takie niedomówienia trzeba rozwiązywać od razu. Opowiedzieć, co nam jest potrzebne, jak widzielibyśmy korzystanie ze wspólnej przestrzeni. W przeciwnym razie zacznie w nas narastać frustracja, wyczuwalna nawet, jeśli nic nie powiemy. Uchodźcy poczują się niechciani.
Poradzić sobie trzeba również wtedy, gdy w rodzinach, które przyjęły uchodźców, pojawi się brak jednomyślności i kłótnie na tym tle: „Chciałaś, to teraz się męcz”. Osoba, która była bardziej zmotywowana, by otworzyć drzwi swojego domu dla obcych osób, może zderzać się z niechęcią nie tylko partnera, ale też dzieci. Obopólna zgoda na taką decyzję chroni rodzinę przed konfliktem, chociaż nie do końca. Zmęczenie tym, że funkcjonujemy z inną rodziną na tym samym terytorium, że to oznacza utratę prywatności, wymusza zmianę nawyków, konieczność dogadywania się z większą liczbą osób i godzenia różnych potrzeb, może u jednej osoby pojawić się szybciej niż u drugiej.
W takich sytuacjach warto ze swoimi rodzinami porozmawiać o wzajemnych potrzebach i oczekiwaniach. Sprawdzić, co da się osiągnąć, jak możemy zaspakajać swoje potrzeby odpoczynku, odizolowania się, co nam przeszkadza i co jest w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem. Rozmawiać bez pretensji, z próbą życzliwego zrozumienia i gotowości do przyjęcia tego, co czuje druga strona.
Nie tylko najbliższa rodzina może zacząć zgłaszać wątpliwości, również dalsza – podważać nasze decyzje, komentować nasze działania. Nie mając ich wsparcia, może być nam trudno, a przekonywanie, że to, co robimy, jest dobre, że trzeba, że to ludzka przyzwoitość, czasem nie wystarczy. Wyjściem jest asertywność – możemy powiedzieć, że kończymy dyskusję i jednak jako dorosłe osoby same decydujemy o tym, kto mieszka w naszym domu.
W nowej dla wszystkich sytuacji może zostać naruszona również dynamika relacji z dziećmi. Prawdopodobne jest, że – choć nieświadomie – będziemy z większą wyrozumiałością niż własne traktować dzieci, które przeszły traumę, straciły dom, zabawki, może kogoś bliskiego, są w ogromnym stresie w związku z nowym miejscem, przedszkolem, szkołą. Nasze dzieci natychmiast to wyłapią i nie tylko zaczną się buntować, zachowywać opozycyjnie, ale też mogą z zawiści wywoływać konflikty o zabawki, o terytorium. Warto więc obserwować własne zachowania, być bliżej swoich dzieci – pojawienie się w domu ludzi, których wcześniej nie znały, to dla nich również trudna i duża zmiana.
Czytaj więcej: Natalia de Barbaro: Pomaganie uchodźcom to jest przywilej, a nie obowiązek, łaska czy litość
Dr Małgorzata Wypych – psycholog, specjalista w zakresie interwencji psychologicznej i zarządzania stresem w incydentach o charakterze krytycznym (International Critical Incident Stress Foundation), po licznych szkolenia w terapii poznawczo-behawioralnej, terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach. Specjalista w zakresie wsparcia psychologicznego w organizacjach, nauczyciel akademicki. Prezeska Mental Health Center
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS