Jedna beczka wina potrafi zdziałać więcej cudów niż kościół pełen świętych – mawiają Włosi. Rosjanie powiadają, że pijąc kielich wina po posiłku zaoszczędzisz rubla na doktorze. Chińczycy wierzą, że z dobrym przyjacielem nawet tysiąc kielichów to za mało zaś Japończycy dodają że żelazo poznaje się w ogniu, człowieka zaś przy winie. Wiele jest cytatów i przypowieści, które krążą wokół tego trunku Bogów, tak bardzo ludzkiego i dobrego. Alkohol może i nie jest wielkim dobrem dla ludzkości, jednak wiele kultur traktuje ten trunek bardziej jak wodę, codzienny napój, który przynosi radość, szczerość i otwartość.
Od czasu do czasu wyruszam więc w podróż śladami wina. Najpierw, bardzo nieśmiało eksplorowałem chińskie eksperymenty z winem w czasach, gdy przyszło mi tam mieszkać. Potem, za sprawą Magdaleny, pasjonatki i specjalistki w temacie, wkroczyłem na dobre w świat win i tak już w nim pozostałem porzucając wszelkie inne trunki na rzecz tego jednego. I jeśli moi przyjaciele mieliby wskazać na jeden atrybut, który pasuje do mnie idealnie i niezmiennie, byłby to zapewne kieliszek wina.
Bo wino to coś więcej aniżeli procentowy napój. Przemierzając Gruzję poznałem dzięki niemu kulturę świętowania przy suprze, , radość z chwili, która ma miejsce tu i teraz. Odwiedzając winnice Toskanii zrozumiałem na czym polega i jak pięknie opowiadać można o życiu i otaczającej nas rzeczywistości po jednym czy drugim kieliszku. Zwiedzając piwnicę pełną szampana w domostwie wuja Magdaleny w zobaczyłem jak może wyglądać spokojna i piękna starość. Podczas podróży po zrozumiałem z kolei, że nie należy niczego osądzać po tym, jak wygląda i skąd pochodzi. Dzięki temu też otworzyłem się na nowe, słowackie wina, która przez dwa lata przywoziłem na skuterze do domu.
Dziś zaś przybywam do Was z opowieścią o mojej niedawnej podróży tuż za polską granicę. Opowieścią o Morawach Południowych, prawdziwie pięknym regionie Czech, który zachwycił mnie całkowicie, chciałbym Was zainspirować i namówić do odwiedzenia miejsca, które mamy za miedzą a które w pędzie poznawania dalekiego świata, zdajemy się czasem nie zauważać.
Okazja do odwiedzenia południowych Moraw pojawiła się wraz z zaproszeniem do odwiedzenia regionu, które dotarło do mnie i kilku innych znajomych twórców, od kolegów z – Filipa i Krzysztofa, którzy zebrali grupę podmiotów z regionu aby pokazać nam, przyjaciołom z Polski, ich piękny region. Do akcji zaangażowało się miasto Brno, region Morawy Południowe, wielu winiarzy oraz hotelarzy z okolic, którzy okazali nam gościnę i piękno czeskiego, spokojnego życia, które z ogromną przyjemnością przez kilka dni obserwowaliśmy i doświadczaliśmy.
Czym są Morawy Południowe?
to region gospodarczy w południowo-wschodniej części Czech tuż przy granicach z Austrią i Słowacją. Historycznie stanowił on strategiczne miejsce na mapie Europy w którym krzyżowały się ważne szlaki handlowe. Wzdłuż przecinających malowniczy krajobraz rzek powstawało przez wieki wiele ważnych dla lokalnej gospodarki miasteczek i miast, którymi dziś zachwycamy się podróżując po tym regionie kraju. Na niewysokich wzgórzach i w pofalowanych krajobrazach tego obszaru przez wieki aż po dziś dzień rozciągały się winnice oraz sady owocowe.
Odwiedzając ten region republiki Czeskiej warto pamiętać o jego wyjątkowej odmienności, którą mieszkańcy zawsze podkreślają. Kraj składa się z trzech krain – Czech, Śląska Czeskiego i Moraw właśnie). Jakie są różnice? Zapytałem o to podróżującego z nami, lokalnego przewodnika:
„Morawianie piją wino, a Czesi piją piwo. Właściwie wszyscy piją piwo tak naprawdę. Morawian uważa się również za bardziej przyjaznych lub wyluzowanych w porównaniu do Czechów z Bohemii, a zwłaszcza w porównaniu do Prażan. To takie porównanie jak Warszawa versus Kraków albo Nowy Jork versus cała reszta. I chociaż Praga jest tak naprawdę centrum kraju pod względem niemal wszystkiego, każdy, kto tam mieszka, zawsze chce w pewnym momencie opuścić miasto i wydostać się z niego jak najdalej – czy to oznacza jakieś miasto w Czechach z którego pochodzą lub miejscowość na Morawach, czy też jakiś domek w górach lub gdziekolwiek indziej.”
Albo jak powiadają Filip i Krzysztof, nasi przyjaciele z Grono Tour: „Morawy to nie Czechy. Morawy to kraj, który ma świadomość swojej wartości, bowiem to własnie stąd pochodzi pierwsze pismo słowiańskie. To tu przyszli z Salonik misjonarze Cyryl i Metody. To tu powstała kultura słowiańska. Co więcej – kraj ten od czasów Legionistów Rzymskich doskonale wie, jak smakuje wino.To kraj łagodnie pagórkowaty z urodzajną glebą, delikatny dla oczu, słodko pachnący podczas winobrania, brzmiący śpiewem mieszkańców, którzy z otwartymi sercami opowiadają o miłości do wszystkiego, co im morawska ziemia oddaje.” Myślę, że świetnie oddaje to atmosferę panującą na miejscu.
Naszą podróż po regionie rozpoczynała dwudniowa wizyta w największym mieście Moraw i zarazem drugim największym mieście Czech – Brnie. ukazało nam kulinarną scenę południowych Moraw i rozpoczęło naszą podróż winno-kulinarną przez ten obszar. Jest to kraina, w której każdy znajdzie coś dla siebie – od zabytków UNESCO przez fascynujące skarby przyrody jak park narodowy Podyje aż po całą, słynną kulturę winiarską regionu.
Morawy Południowe: winnice i Festiwal Otwartych Piwnic
Nie każdy Środkowoeuropejczyk wybiera listopad jako czas podróży po regionie. W zasadzie niewielu w ogóle uważa ten czas za dobry moment na jakiekolwiek wojaże. Jednak zmiany klimatyczne wpływają także na nasze okolice, które już od dawna nie widziały na swoim obszarze prawdziwie szorstkiej, listopadowej aury. Paradoksalnie to właśnie ten okres – późna jesień – jest moim ulubionym czasem na odkrywanie regionu. Opustoszały, pełen mieszkańców myślących już tylko o nadchodzących świętach, nagle staje się bardzo intymnym obszarem, w którym jesteśmy my i cała owa przestrzeń – uspokojona, trochę uśpiona, na swój sposób magiczna.
Jest to także okres, gdy do piwnic i na stoły wjeżdża młode wino, owoc całorocznej pracy. To właśnie wtedy w całej Europie, tej które kocha wina oraz winiarską kulturę, nadchodzi czas różnych wydarzeń, które gromadzą wokół siebie miłośników owego trunku.
Takim właśnie, kolejnym obok wielu, powodem do odwiedzenia Moraw było główne wydarzenie naszego wyjazdu, na które zaprosili nas Filip i Krzysztof z Grono Tour.
Festival otevřených sklepů – – to związane z świętem Świętego Marcina wydarzenie, podczas którego pierwsze młode wina rocznika 2019 z obszaru Modré Hory (Niebieskich Gór) w Velkopavlovickym winiarskim podregionie, pojawiają się w kieliszkach spragnionych wybitnych smaków podróżnych.
34 otwartych piwniczek winnych w 5 zaangażowanych winiarskich miejscowościach regionu VOC Niebieskie Góry przez dwa dni oferuje degustacje win w piwniczkach ich twórców, dodatkowy program kulturalny oraz lokalną gastronomię. (Kolejny termin: 25-26 kwietnia 2020).
Łatwo jest poznać skąd pochodzi nazwa. Błękitne góry, pofalowane wzgórza, krajobraz pełen wina, obszar który rozciąga się między miejscowościami: Velké Pavlovice, Němčičky, Bořetice, Kobylí oraz Vrbice to kraina, która słynie z win najwyżej klasy, które certyfikowane są oznaczeniem VOC. Winiarze produkujący tutaj swoje wina tworzą niesamowite kompozycje z użyciem rosnących w okolicach szczepów, szczególnie zaś tych charakterystycznych dla regionu: Frankovka (Blaufränkisch), St. Lauren oraz Modry Portugal. Wszystkie trafiają na rynek po osiemnastomiesięcznym okresie starzenia. Niektóre miejscowości oraz winnice, które odwiedziliśmy podczas tej edycji to:
Němčičky: słynna
Vrbice: oraz
Bořetice: oraz winnica P.Brédová
Velké Pavlovice: winnice
Naszą przygodę z kieliszkiem zawieszonym na szyi zaczynamy w słynnej winnicy J.Stávek. Rodzina ta od stu lat uznawana jest za wiodących producentów wina w regionie. Ich siedziba w miejscowości Němčičky to prawdziwa świątynia wina, w której spędziliśmy dłuższy poranek na smakowaniu wielu odmian win.
Już przed wiekiem wina z tej winiarni dostarczano nie tylko do Pragi ale także do Wiednia. Formą upamiętnienia tych czasów jest ich współczesne cuvée Karmazín, które nadal produkowane jest na bazie oryginalnej receptury.
Współczesnym właścicielem Winiarskiego podwórza, które kiedyś było wspomnianą gospodą, jest Jan Stávek, przedstawiciel czwartej generacji rodu. Jego oryginalnym produktem jest grupa win różowych, których jest wielkim fanem.
Miejscem, które absolutnie urzekło mnie pod każdym względem, okazały się Vrbice. Ta urokliwa wioska powstała podczas niemieckiej kolonizacji około 1220 roku i nazywała się Michelsdorf. Najbardziej charakterystycznym obiektem jest znajdujący się na szczycie kościół św. Idziego, który można zobaczyć z daleka.
Jedną z najciekawszych rzeczy, jakie można zobaczyć we Vrbicach są piwnice na wino, które stoją na siedmiu piętrach jedna nad drugą. Nie są to zdobione piwnice bogate w różne barwy czy też rozmiarowo największe w regionie, jednak wyróżniają się charakterystycznymi gotyckimi łukami przy wejściu.
Stojąc na szczycie miejscowości i spoglądając na panoramę wokół miałem wrażenie, że to taka uniwersalna, piękna miejscowość, która, gdybym nie wiedział, że jestem na Morawach, mogłaby równie dobrze znaleźć się w Austrii, Niemczech, Szwajcarii czy Włoszech.
Będąc w tej urokliwej miejscowości warto wpaść do Winnicy Horak. Mała butikowa winnica założona w 2004 roku położona jest właśnie w tej jednej z najwyżej położonych wsi w Południowych Morawach, zaś absolutnie wybitnym winem, które powinniście tutaj zakupić jest Hibernal z 2015 roku.
Bořetice to miejsce legenda. Znajdziecie w nim genialną winnicę Rodinné vinařství Jedlička oraz wspaniałego człowieka i opowiadacza historii – Jaroslava Suskiego. Bořetice to wioska, która prowadzi bogate życie społeczne i kulturalne. To także ważna miejscowość winiarska z 168,8 hektarami winnic. Najczęściej uprawianymi odmianami są Riesling, Grüner Veltliner, Neuburg i Müller Thurgau. Wysoką jakość osiągają czerwone wina Blue Portugal, St. Laurent, Frankovka i inne.
Co ciekawe – w 2000 r. powstała tutaj Republika Kraví Hora (Krowia Góra), do której dotarliśmy wieczorem aby doświadczyć esencji czeskiego poczucia humoru.
Wolna Federalna Republika Kraví hora to mikropaństwo założone we wsi Bořetice w powiecie brzecławskim, którego obywatelstwo przyjąłem przy okazji trzydziestego piątek kieliszka, którego wypiłem tego dnia.
Założyciel republiki twierdzi, że pierwszy pomysł na założenie państwa pojawił się w latach osiemdziesiątych, jednak udało się dopiero w 2000 roku. 12 listopada 2000 r. Podczas świętowania festiwalu otwartych piwniczek mieliśmy okazję poznać cały skład rządowy od prezydenta przez premiera, ministra finansów oraz spraw zagranicznych. Na miejscu, po kolejnych kieliszkach, wydano mi paszport do prawdziwie wolnej, szczęśliwej i jajcarskiej republiki. Tym samym zrealizował marzenie o podwójnym obywatelstwie na wypadek, gdyby w Polsce coś poszło nie tak.
Swoją drogą. Jest taki żart: Jakby coś w Polsce poszło wybitnie nie tak, powinniśmy wypowiedzieć wojnę Czechom i tego samego dnia im się poddać. Jeśli mielibyśmy być przez kogoś ponownie okupowani, niech to będą Czesi!
Gdy już miałem wrażenie, że wszelkie poziomy żartów i absurdu oraz dobrej zabawy zaliczyliśmy podczas tego wyjątkowego festiwalu, czekała na nas jeszcze jedna niespodzianka. Wpadamy bowiem na wieczorne wino do pilota, który w wolnym czasie zajmuje się produkcją swojego autorskiego wina – .
Co ciekawe, w swoim domu posiada symulator kokpitu Boeinga 737 NG. Po spróbowaniu jego win poczułem pewną potrzebę wyjścia na chwile z piwnicy i po wejściu na parter stwierdziłem, że pora na coś szalonego. Wyobraźcie sobie Wojażera, który po prawie 40 kieliszkach wina zasiada za sterami Boeinga 737 i dochodzi do tego jak wystartować. Wciska wszystko jak leci i startuje ale potem zdaje sobie sprawę, że nie jest w stanie wylądować. Na pomoc przybywają jednak koledzy i koleżanki wraz z pilotem i bezpiecznie lądują kolosalny samolot. Takie rzeczy tylko w Czechach!
Festiwal Otwartych Piwniczek był jednym z najfajniejszych wydarzeń kulturalnych, w których wziąłem udział w tym roku i już teraz postanowiłem, że wybiorę się na wiosenną edycję w kwietniu.
Morawy to jednak nie tylko wino i winnice, dlatego chciałbym pokazać Wam kilka dodatkowych miejsc, do których powinniście dotrzeć odwiedzając region południowych Moraw!
Południowe Morawy. Wybrane atrakcje regionu
Mikulov, klasztor Rosa Coeli, Znojmo, Brno, Aqualand Moravia.
Podróżując między winnicami regionu raz po raz natrafia się na piękne miejsca, w których zdecydowanie warto się zatrzymać. Jak na przykład stare miasto Dolní Kounice znajdujące się około 25 km na południe od Brna w dolinie rzeki Jihlava.
W mieście znajduje się wiele zabytków z różnych okresów historycznych, z których najciekawsze to romantyczne ruiny klasztoru Rosa Coeli oraz żydowska, świetnie zachowana synagoga. Poza tym w miasteczku znajdziecie także cmentarz żydowski, inne kościoły i kaplice, renesansowe domy oraz oczywiście, wszędzie wokół sady i winnice, na których uprawiana jest słynna Frankovka.
Klasztor Rosa Coeli to miejsce wyjątkowo bajkowe. Założony w 1181 przez Vilém z Pulina, w czasie wojen husyckich został spalony, i choć był jeszcze ratowany, bardzo szybko popadł w stan nie do odratowani. Dzisiejsze ruiny, pozbawione dachu i posadzki, nadal zachowały ogromny czar.
Mikulov był przez lata jedynym punktem na mapie regionu, który chciałem odkryć. Nie miałem jeszcze świadomości, że istnieją takie miasteczka jak Znojmo, więc Mikulov jawił się jako to jedno niepowtarzalne. Rzeczywiście miasteczko urzeka całkowicie – przede wszystkim swoim pięknym, małomiasteczkowym krajobrazem, który odsłania się w pełni przed nami, gdy wejdziemy na jedno z miejskich wzgórz.
Pierwsza pisemna wzmianka o Mikulovie pochodzi z 1173 r. JUż w 1414 roku ludność Mikulowa liczyła 2500 osób. Wtedy miasto składało się ze stosunkowo niewielkiego centrum otoczonego wałami obronnymi z dużymi przedmieściami poza murami. Pożary w 1536 i 1561 r. prawie całkowicie zniszczyły gotyckie zabudowania miasta.
Mikulov został po raz pierwszy rozbudowany jako centrum majątku rodziny Liechtensteinów a miasto przeżywało największy rozkwit w tym czasie panowania rodu Dietrichstein w latach 1575–1945.Nowa renesansowa zabudowa Mikulova osiągnęła punkt kulminacyjny w 1575 roku.
Kardynał i biskup Ołomuńca Franciszek von Dietrichstein odcisnął wielkie piętno na historii miasta. Systematycznie przekształcał je pod względem architektonicznym, gospodarczym i kulturowym, aby stworzyć rezydencję godną jego pozycji w państwie. Jego zamiłowanie do włoskiej kultury renesansowej i wynikający z niego wybór architektów i budowniczych nadał miastu zupełnie nowy wygląd.
Położenie geograficzne miasta sprawiło, że stało się ono miejscem, w którym łączyły się prądy kulturowe i religijne oraz mieszały się różne grupy etniczne. Ich dziedzictwo można do dziś podziwiać w tym morawskim mieście. Znacząca społeczność żydowska, która była jedną z najsilniejszych na Morawach, zaczęła pojawiać się tutaj od połowy XV wieku wraz z Czechami i Niemcami. W 1526 r. Mikulov był pierwszym miastem na ziemiach czeskich, w którym osiedliło się i mieszkało prawie stu baptystów lub anabaptystów. Niestety wojenna zawierucha minionego wieku zmiotła z powierzchni ziemi ważną część kulturowej tkanki miasta, jaką byli lokalni Żydzi.
Początek listopada to okres, kiedy w mieście odbywa się festiwal świętomarciński. Tradycyjne wydarzenie łączy w sobie folklor, gastronomię i wino. Odwiedzający mogą spodziewać się jarmarków, przedstawień oraz wydarzeń muzycznych.
Najważniejszym, kulminacyjnym punktem tego okresu jest 11 listopada, godzina 11:11, czyli moment przybycia św. Marcina na białym koniu w towarzystwie orszaku na główny rynek miasta. Przed południem, zaraz po przybyciu św. Marcina, ma miejsce poświęcenie młodego wina z danego rocznika połączone z degustacją. To specjalnie na ten moment wieńczący nasze podróżowanie po winnicach Moraw, przybyliśmy do Mikulova.
W restauracjach w tym czasie serwowana jest z kolei słynna gęsina na św. Marcina, której z wielką przyjemnością spróbowałem w wielu lokalach, także w mikulovskiej restauracji Tanzberg. To tam, po raz kolejny podczas tego wyjazdu oraz z racji święta mojego patrona, wznosiliśmy uroczyste toasty za najważniejsze w życiu sprawy.
Jeśli zaś mowa o najważniejszych w życiu sprawach to zdecydowanie zdrowie pozostaje niezmiennie na pierwszym miejscu. Wszystko w życiu jest bowiem rzeczą wtórną i jeśli dopisuje nam zdrowie, wszystko będzie w porządku. Dlatego też aby zadbać o nie oraz aby oczyścić organizm po wielu dniach konsumowania regionalnych przysmaków, zatrzymaliśmy się na ostatnią noc w kompleksie kilkanaście minut drogi od Mikulova. Szczególnie polecam Wam hotel, który należy do kompleksu i znajduje się między basenami a znajdującym się obok jeziorem. Świetne, małe budynki z kilkoma obszernymi pokojami w każdym z nich oraz własnymi ogródkami przy pokoju – jak dla mnie coś idealnego na ciepłe, jesienne wieczory.
Wybierając się na Morawy koniecznie odwiedźcie także Znojmo, o którym pisałem w poprzednim tekście, który znajdziecie pod linkiem .
Dla tych, którzy poszukują wielkiego-małego miasta, koniecznym wyborem będzie Brno, o którym także przeczytacie w pierwszym tekście z tej morawskiej serii. Znajdziecie go pod linkiem .
I tak kończymy morawską serię pełną kolorów jesieni, smaków czeskiej kuchni, aromatów wina oraz wspaniałych ludzi, których poznaliśmy na szlakach naszej podróży. Do Polski wracam z poczuciem, że jeszcze wiele mamy do odkrycia u naszych sąsiadów za miedzą. I Wam także życzę, abyście odkrywali dla siebie to, co niedalekie a równie piękne jak odległe krainy naszego globu. A jeśli macie jakieś niesamowite miejsca, którymi chcielibyście się podzielić – tak z Czech jak i Moraw – koniecznie wspomnijcie o nich w komentarzach poniżej.
***
Patronat nad wydarzaniem i współfinansowanie objęli:
TIC Brno, CCRJM, CZECHTOURISM oraz VOC Niebieskie Góry i AQUALAND Moravia
Program przygotowali: Filip Hlavinka & Krzysztof Piekarski z agencji
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS