– To jest taka kultura kibicowania, która już bez względu na poziom, jest obecna zawsze. Na mecze reprezentacji zawsze przygotowana jest świetna oprawa muzyczna, spiker zabawia publiczność. To jest marka, coś, z czego polska siatkówka może być dumna – podkreślała w rozmowie ze Strefą Siatkówki Monika Pyrek, multimedalistka mistrzostw świata w skoku o tyczce, podczas finału Ogólnopolskich Mistrzostw w Minisiatkówce o Puchar Kinder Joy of Moving.
Jak się pani podoba na finale Kinder Joy of Moving?
Monika Pyrek: – Przede wszystkim chciałabym powiedzieć, że temu wydarzeniu towarzyszą ogromne emocje. Kiedy wchodzi się na arenę to aż czuć, że jest to przede wszystkim świetna zabawa dla dzieciaków, ale nie tylko. Jest to też swego rodzaju wyzwanie dla nich. One się sprawdzają, uczą się przede wszystkim sportu, rywalizacji, ale w takim pozytywnym tego słowa znaczeniu. Widać ogromną radość, ale też zawód, jak coś nie wyjdzie. Jak tu spotykam dzieciaki w strefie, to pytam się, jak im poszło. Niektórym poszło świetnie, niektórym nieco gorzej, ale zawsze im powtarzam, że zbierają nowe doświadczenia. Wielu z nich jest pierwszy raz na wielkim finale. Próbuję je pocieszać: „W przyszłym roku to już się nogi nie ugną. Będziecie pewnie stąpać po parkiecie”. Do tej pory grali w szkołach, zapewne w salach gimnastycznych. A tutaj czekała ich walka na prawdziwej, wielkiej arenie. To robi po prostu wrażenie na dzieciakach. To są dla nich niezapomniane chwile, przygoda. Właśnie od takich emocji zaczyna się wielki sport, ale też zaczyna się miłość do sportu na całe życie, bo nie każdy będzie sportowcem zawodowym, ale myślę, że każdy z nich dzięki temu, że bierze udział właśnie w mistrzostwach Kinder Joy of Moving zachowa świetne wspomnienia i tą miłość do sportu i rywalizacji.
Czy lubi pani siatkówkę?
– Ja lubię w ogóle różne dyscypliny, ale siatkówkę bardzo. Nawet tworzymy razem z Kinder Joy of Moving taką e-platformę, gdzie mamy wideo instruktaż z Piotrem Gruszką, więc zostałam przeszkolona przez mistrza. Siatkówka to jest na tyle cudowny sport, że każdy może w niego zagrać. Ponadto, jest to taki rodzinny sport. Nie trzeba wielu osób, żeby móc zagrać razem Siatkówka może więc połączyć na podwórku ekipę. Nie trzeba mieć przecież siatki, tylko można sobie przebijać piłkę po prostu od siebie od jednego do drugiego. Nawet koszykówka nie ma takiego potencjału, bo jednak nie da się grać bez kosza i boiska.
Monika Pyrek: Siatkówka to jest naprawdę cudowny sport
Czy przed tą współpracą miała pani styczność z siatkówką?
– Graliśmy na rozgrzewkę i w siatkówkę, i w koszykówkę. My jesteśmy ze sportu indywidualnego, więc trenujemy w grupach. Dla nas sporty drużynowe wprowadzane są po to, żeby złapać flow w drużynie. Za czasów szkolnych występowałam w reprezentacji szkoły właśnie w drużynach siatkarskiej i koszykarskiej, więc miałam styczność z obydwoma dyscyplinami. Obie bardzo lubię. Ostatnio brałam udział w kosmicznym meczu. Po czym jak odebrałam serw jakiegoś mężczyzny, miałam olbrzymiego siniaka na przedramieniu. Ale mimo tego to jest naprawdę cudowny sport, bo pozwala odejść od telewizora i komputera i zaangażować całą rodzinę we wspólną zabawę.
W Polsce kibiców siatkówki jest bardzo dużo. Czy nie boli to panią trochę, że kibiców lekkiej atletyki nie ma tak wielu, biorąc pod uwagę ostatnie imprezy na stadionie Śląskim, którego trybuny świeciły pustkami?
– No myślę, że to jest temat do rozmowy dla Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. To włodarze muszą się zastanowić, jak tym kierować, żeby kibiców było więcej. Wydaje mi się, że tych fanów jest bardzo dużo. Tylko trzeba do nich dotrzeć. Teraz zbliża się Diamentowa Liga. Bilety się sprzedają, więc mam nadzieję, że tutaj będzie ten stadion wypełniony. A co do kibiców siatkówki – ja szczerze zazdroszczę, oczywiście to taka pozytywna zazdrość. Siatkówka przez lata wypracowała własny rodzaj kibicowania, który już jest doceniany w świecie. Ja pamiętam, jak rok temu byłam na EOFF z PKOl. Poszliśmy właśnie na mecz drużyny damskiej w siatkówce. Mecz był rozgrywany w malutkiej sali, ale kibiców było sporo. Ze sobą przywieźli różne akcesoria, bębny, śpiewali meczowe przyśpiewki. To jest taka kultura kibicowania, która już bez względu na poziom, jest obecna zawsze. Na mecze reprezentacji zawsze przygotowana jest świetna oprawa muzyczna, spiker zabawia publiczność. To jest marka, coś, z czego polska siatkówka może być dumna.
Siatkówka i lekkoatletyka dla całych rodzin
Z drugiej strony też o wiele łatwiej kibicuje się w hali niż na stadionie, nieprawdaż?
– W hali tu i teraz dzieje się jedna rzecz. Lekkoatletyka jest na tyle trudna, że jednak zawody odbywają się na wielkim stadionie. Nie widzisz często, co się dzieje. Gdyby nie telebimy, to na drugiej stronie stadionu, jak jesteś na wirażu, ciężko dostrzec, co się dzieje na drugim wirażu. Na przykład moja konkurencja z tego względu wychodzi na ulicę, żeby być bliżej ludzi, żeby namacalnie widzieli, jak wysoko się skacze. Kobiety doskakują do drugiego piętra, mężczyźni prawie na trzecie wskakują. To robi wrażenie i otwiera wyobraźnię. Lekkoatletyka również jest rodzinnym sportem. Też mamy wiernych i zagorzałych kibiców.
Czy dzieci rozpoznają panią?
– W większości ich rodzice mnie rozpoznają. No ja już nie trenuję ponad dziesięć lat, więc dzieciaki nie miały szansy widzieć, jak skaczę. Zresztą też na projektach, które prowadzę, już się śmieję i w ramach anegdoty opowiadam, że najczęściej słyszę: „Mój dziadek panią pozdrawia”. Zdaję sobie sprawę z tego, że dzieci nie, ale sama była pani świadkiem, że tata przyszedł z córką zrobić jej ze mną zdjęcie i powiedział: „Później ci wszystko wyjaśnię”. Mi się wydawało, że dziesięć lat to niewiele, ale jeżeli pomyślimy, że skończyłam trenować w 2012 roku, dwunastolatek miał wtedy dwa lata, więc nie ma szans, żeby on cokolwiek pamiętał, nawet jeśli oglądał. Pozostaje tylko edukacja nauczycieli w-f i rodziców.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS