Może i latem wygląda człowiek z tą złocistą skórą i rozjaśnionymi od słońca włosami ładniej niż zimą. Może i ma w sobie jakiś taki młodzieńczy blask, nie tylko posłoneczny, ale taki wynikający z większego zrelaksowania. Może i po wakacjach robimy się blade, a cienie pod oczami znów straszą, bo wstaje się po ciemku i po zmroku wraca do domu. Ale powiem Wam coś – jesień to mój ulubiony sezon na pielęgnację. Odkryłam, że kiedy nastaje ten domowy czas, a powakacyjne zniszczenia skóry i włosów dają o sobie znać, zatracam się w tych wszystkich regeneracyjnych rytuałach. Bo nie wiem, jak Wy, ale ja latem jestem w temacie urody największą minimalistką – szybkie prysznice, trochę lekkiego kremu, jakiś balsam do słońcu, błyskawiczna maseczka. Szkoda mi czasu na kosmetyczne ceregiele i urodowe wygibasy, bo i bez nich wygląda się względnie dobrze, a przecież tyle ciekawszych rzeczy jest do zrobienia, gdy ciepło. Ale jesienią? Kiedy wieczory z książką czy filmem? Wykorzystuję je regenerację, bo to idealny czas na maseczki, kwasy, peelingi, serum jedno po drugim, wcieranie balsamów i maseł. To jeden z najfajniejszych sposobów na oswajanie jesieni – ciepłe kąpiele z maskami na włosach, oleje, oliwki i inne mazidła. Idealnie jeśli też w sezonowej konwencji. Jesienią bowiem, wszystko, co się da, wybieram jesienne. Cynamonowe, miodowe, pierniczkowe, rdzawe i złotawe. Odżywcze, kojące i otulające, jak ciepły sweter.
Takich właśnie nowości sporo mam w łazience i na toaletce ostatnio – zapraszam na jesienny przegląd kosmetyczny z !
PIELĘGNACJA WIECZORNA
Mój ulubiony rytuał! Często zaczynam go już kilka godzin przed pójściem spać, kiedy jestem zmęczona, lubię zmyć z siebie makijaż – mam wrażenie, że ten gest odświeża też głowę. Bo na pewno symbolicznie przenosi mnie ze sfery publicznej do prywatnej, domowej. Wykonuję zawsze dwuetapowe oczyszczanie (płyn micelarny + żel), po nim tonik z kwasem, serum i krem – to w wersji minimum. Często jednak z jakąś maską po umyciu buzi lub na koniec – całonocną. Ostatnio wieczorami stosuję te produkty:
LIQ CG – PEELING WYGŁADZAJĄCY NA NOC
Późna jesień i zima to najlepszy czas na kwasy, warto wybrać się teraz na taki zabieg do kosmetyczki albo zacząć stosować preparaty do domowego użytku. to serum-peeling wygładzające na noc, które nadaje się do pielęgnacji każdego rodzaju skóry, a w szczególności takiej wymagającej odnowy. Głęboko złuszcza kwasem glikolowym (7%), jednocześnie nawilżając kwasem hialuronowym. To połączenie redukuje zmarszczki i przebarwienia, regeneruje i wygładza skórę. Zawartość witaminy E pomaga odnowić się skórze po złuszczaniu kwasem, chroni włókna kolagenowe i wzmacnia ściany naczyń krwionośnych. Nie szczypie, nie podrażnia, niemal nie pachnie. Po użyciu na noc, rano skóra jest niesamowicie gładka, planuję je stosować regularnie dla jak najlepszych efektów złuszczania.
SERUM ODŻYWCZO – NAWILŻAJĄCE NACOMI
Jeśli nie nakładam na noc preparatu z kwasami, lubię w okresie jesienno – zimowym stosować jakieś bogate, olejkowe produkty. to 7 idealnie skomponowanych olejków kwiatowych z dodatkiem witaminy E. Ładnie się wchłania, nie zostawia zbyt tłustej warstwy, ma przyjemny, delikatny zapach i bardzo dobrze nawadnia, wygładza i nawilża skórę. Olejki mają przywracać jej naturalną barierę lipidową i młodzieńczy wygląd. Stosuję je na przemian z serum kwasowym (powyżej).
CAŁONOCNA MASECZKA PRZECIWZMARSZCZKOWA Z EKSTRAKTEM Z CZERWONEGO WINA – HOLIKA HOLIKA
Do idei całonocnych masek przekonała mnie właśnie pani Kinga z ekobiecej 🙂 Poleciła mi kiedyś i od tej pory zwykle mam w szafce chociaż jedną. Lubię ich żelową konsystencję, która wysychając, jakoś tak wtapia się w skórę, mam wrażenie, że wypełniając ją od wewnątrz. Rano cera jest napięta i gładka, bardzo lubię to uczucie. Takie maski nakładam na min. 15-20 minut przed pójściem spać (zwykle kładę się z nimi z książką czy serialem), żeby zdążyły lekko zastygnąć przed przyłożeniem twarzy do poduszki. Już po chwili nie kleją się i można spokojnie z taką warstwą galaretki spać, bez szwanku dla pościeli.
Ta pięknie pachnie winogronami, ujędrnia, wygładza i uelastycznia skórę. Dodatkowo usuwa martwy naskórek, odsłaniając jego nowsze warstwy i rozświetlając cerę.
MASECZKI W PŁACHCIE 30 SZTUK – PURESKIN
Takich maseczek kupuję już bardzo mało, wolę opakowania, które starczają na dłużej, najlepiej szklane. Kiedy jednak zobaczyłam, że istnieje coś takiego, jak pudełko zbiorcze z trzydziestoma, nasączonymi miodem i olejkami, płachtami, przyklasnęłam. Pudełko na maseczki jest wprawdzie plastikowe, ale myślę, że wykorzystamy je jakoś w domu, jest dość solidne. Maseczki wyciąga się z niego podobnie jak nawilżane chusteczki z opakowań.
to maseczki w płachcie do codziennego użytku, stworzone na bazie odżywczego miodu Canola pochodzącego z wysypy Jeju. Mają działanie nawilżające, odżywcze, zmiękczają skórę, przyjemnie orzeźwiają. Mają delikatny, słodkawy, miodowy zapach, są bardzo przyjemne w użyciu.
KREM DO RĄK KWIAT LIPY – YOPE
Przepadam za kremami do rąk tej marki, a ten został właśnie moim ulubionym. Ma nieco bogatszą od tych różowych konsystencję, przepięknie pachnie, a zapach (oraz uczucie gładkości i nawilżenia) utrzymują się długo. zawiera dużą porcję odżywczego olejku kokosowego, olejku z oliwek i masła shea, co sprawia, że nadaje się do pielęgnacji nawet bardzo przesuszonej i szorstkiej skóry dłoni.
PEPTYDOWY BOOSTER DO CERY DOJRZAŁEJ – ALKEMIE
To jest hit, ten produkt i ta marka to moje największe odkrycia i perełki zestawienia. Począwszy od opakowań i szaty graficznej, które są sztosem, przez cudowną, leciutką konsystencję emulsji, wspaniały, delikatny zapach, aż po skład. A ten jest niesamowity – same kosmiczne technologie! I tu sorry, ale muszę wspomóc się opisem producenta, bo własnymi słowami nie dam rady tego powtórzyć.
to skoncentrowany miks składników odmładzających, których zadaniem jest wspomaganie procesów naprawczych, redukcja zmarszczek oraz przywrócenie witalności skóry dojrzalej z widocznymi oznakami starzenia:
- Matrixyl® Morphomics™ – bardzo silny, biomimetyczny peptyd przeciwzmarszczkowy, działający na płaszczyźnie komórkowej. Powstał w wyniku zaawansowanych badań w dziedzinie genomiki i morfomiki skóry. Wpływa na produkcję kluczowych typów kolagenu i wszystkich enzymów, niezbędnych do ich prawidłowego wytwarzania. Aktywuje tzw. geny długowieczności, zaangażowane w odnowę metabolizmu komórek i ich żywotność. Pomaga skórze odzyskać gładkość po wykonaniu skurczu mimicznego, zmniejszając utrwalanie się zmarszczek. Zwiększa syntezę kwasu hialuronowego. Znacząco wpływa na zagęszczenie struktury skóry i redukcję wszystkich rodzajów zmarszczek (pierwsze efekty mogą być zauważalne już po kilku dniach stosowania!).
- Innowacyjny kompleks osmolitów i aminokwasów Genencare OSMS PRO, wspomaga naturalne mechanizmy ochrony skóry w walce z negatywnym oddziaływaniem zanieczyszczonego środowiska. Usprawnia wewnętrzny proces detoksykacji, zmniejsza utlenianie lipidów naskórka oraz uszkodzenia DNA komórek, wywołane promieniami UV i wolnymi rodnikami.
- Dwa rodzaje kwasu hialuronowego – wysoko i niskocząsteczkowy, które, stosowane razem, wykazują działanie wielokrotnie mocniejsze od standardowego kwasu hialuronowego.
- CytoFruit® Water Green Mandarin – aktywny biologicznie, organiczny sok z zielonej mandarynki działa łagodząco, relaksująco i antystresowo.
Koniecznie zobaczcie sobie pozostałe – jeśli w tych pięknych opakowaniach kryją się podobne skarby, jak w moim boosterze, to myślę, że warto!
DELIKATNY ŻEL DO MYCIA TWARZY – BABO
Od dłuższego czasu szukałam żelu w szklanej butelce, który dobrze usuwałby makijaż i nadawał się do całej twarzy, z oczami włącznie. Wiele takich żeli nie radzi sobie z makijażem oczu albo podrażnia i szczypie, a ten od sprawdza mi się świetnie. Idealnie usuwa resztki tuszu, a jest przy tym delikatny. To dlatego, że zawiera aloes, pantenol, alantoinę i kwas laktobionowy, czyli kojące i łagodzące składniki. W składzie ma też naturalne substancje nawilżające, dzięki czemu nie ściąga skóry, a zostawia ją miękką i gładką. Mało znana marka, a ten produkt to perełka!
LEKKA EMULSJA DO DEMAKIJAŻU – SHY DEER
Shy deer to marka, którą poznałam jakiś czas temu, a której kosmetyki bazują tylko na szlachetnych, naturalnych oraz certyfikowanych składnikach. też dobrze radzi sobie z makijażem oczu – gdy stosowana niczym mleczko, z wacikami, ale może też służyć jako preparat do mycia buzi na mokro. Nadaje się tak naprawdę do pielęgnacji każdego typu skóry – suchą odżywia i nawilża, natomiast skóra mieszana lub tłusta będzie dogłębnie oczyszczona, a proces wydzielania sebum zostanie wyregulowany. Skóra jest po niej odświeżona i miękka, zero ściągnięcia.
KOSMETYKI DO CIAŁA
ODŚWIEŻĄJĄCY ŻEL DO TWARZY I CIAŁA RISE AND SHINE ALKEMIE
to delikatny, naturalny żel do mycia ciała i twarzy o właściwościach kojących, wzmacniających oraz przyjemnym, apetycznym zapachu mango. Jego baza została oparta na łagodnych, roślinnych substancjach myjących, które oczyszczają skórę, nie wywołując przy tym jej przesuszenia. Ma działanie kojące, przyspiesza gojenie ran czy oparzeń, więc sprawdzi się do łagodnego mycia podrażnionej (słońcem albo z innych przyczyn np. depilacją) skóry. Makijażu oczu nie rozpuszcza, ale nadaje się jako drugi etap oczyszczania twarzy, po zmyciu tuszu czy cieni płynem micelarnym.
SUFLET DO CIAŁA – ORGANIC SHOP
Jesień to czas na olejki, musy i masła, latem wybieram lekkie żele i mleczka, natomiast po wakacjach wolę cięższe konsystencje i inne zapachy. Ten z olejem z zielonej kawy, ekstraktem z cynamonu i naturalnymi masłami ujędrnia, nawilża, spowalnia proces starzenia się skóry i nadaje jej cudowną jedwabistość. Genialnie pachnie soczystą pomarańczą z lekką korzenną nutką, mniam! Pozostałe produkty z serii Body Desserts też zapowiadają się niesamowicie apetycznie!
WIELOFUNKCYJNY ŻEL ALOESOWY – YUMI
Czasem jednak nie mam czasu na gęste produkty, poza tym moje dziewczyny nie lubią smarowania klejącymi balsamami – staram się więc mieć zazwyczaj w łazience coś ultralekkiego. Taki żel aloesowy to jest w ogóle, uważam, niezbędnik w każdym domu, jest bowiem naturalny i wielofunkcyjny. Świetnie nawilża, ale też łagodzi podrażnienia, koi, regeneruje i działa przeciwzapalnie. Nadaje się do podrażnionej skóry, po opalaniu, goleniu, dla każdego i do wszystkiego. Jest niesamowicie odświeżający i błyskawicznie się wchłania. Ten na też cudne opakowanie, zobaczcie sobie jeszcze , te kolory i etykiety są świetne!
MASKA DO WŁOSÓW ZNISZCZONYCH – L’OREAL PROFESSIONNEL
Oj, po wiosennym rozjaśnianiu i gorącym lecie trwa u mnie akcja – regeneracja! Moje jasne pasma i końcówki mają skłonność do żółknięcia, więc często stosuję różne “schładzacze” koloru – szampony, tonery, płukanki itp. Te produkty z fioletowym pigmentem jednak mocno wysuszają włosy, dlatego postanowiłam użyć siwej farby do ochłodzenia na dłużej, na jakiś czas zrezygnować z tych fioletowych kosmetyków i postawić na odżywki i maski. to właśnie maska przeznaczona do pielęgnacji włosów zniszczonych, która regeneruje je, wzmacnia, wygłasza i nabłyszcza. Złota emulsja wypełnia uszkodzone fragmenty włosów, nie obciążając ich. Pierwsze efekty użycia są bardzo zadowalające, włosy są po niej miękkie i lśniące.
JESIENNY MAKIJAŻ
BAZA POD MAKIJAŻ – CATRICE
Bazy to ja zasadniczo przestałam kupować, bom leniwa, i kurzyły się tylko potem. Tę dostałam w dodatku do mojego zamówienia i muszę przyznać, że jest zupełnie inna niż wszystkie, których próbowałam. Nie daje takiego siliconowego poślizgu, jest bogatsza i bardziej nawilżająca niż typowe wygładzacze. No i przepięknie rozświetla, buzia staje się po niej świetlista, ale w taki delikatny, szlachetny sposób. to baza 10 w 1, czyli wielozadaniowa. Muszę przyznać, że na pewno bardzo upiększa skórę – ujednolica jej koloryt, minimalizuje pory, zmniejsza widoczność zmarszczek. No i ten blask! Fajnie udoskonali skórę osobom, które się malują, albo w dni bez makijażu, jednocześnie fajnie nawilżając.
WYPIEKANY RÓŻ DO POLICZKÓW – BOURJOIS
Kultowa rzecz, za którą niezmiennie przepadam. Wracam do tych róży co jakiś czas, zmęczona eksperymentami i skokami w bok. to taka klasyka gatunku, że chyba każdy kiedyś go miał. No i super, bo są nie tylko urocze, ale też trwałe, wydajne, dobrze napigmentowane, jedwabiste i nadają piękny połysk kościom policzkowym. Moje odcienie to Rose de Jaspe i Brun Cuivre.
PUDER BRĄZUJĄCY W KULKACH – GOSH
Moje kolejne zaskoczenie. Takiego pudru nie miałam bowiem, od kiedy jako nastolatka wydałam ostatnie zaskórniaki na podobne kulki i byłam nimi totalnie rozczarowana. Nie było ich prawie widać na twarzy, więc zraziłam się i już zawsze wybierałam bronzery w kamieniu. to jednak jakaś insza inszość – mocno napigmentowany puder opalizująco-brązujący w kulkach daje intensywny, złoto-brązowy kolor i piękny blask. Można nim optycznie wyszczuplić buzię, zaakcentować kości policzkowe, skronie, czoło, nos, a nawet musnąć ramiona czy dekolt. Bardzo fajnie się aplikuje, nie zostawia smug, jest odporny na ścieranie, a postać kuleczek sprawia, że jest bardzo wydajny. Naprawdę świetny bronzer!
PODKRĘCAJĄCY TUSZ DO RZĘS VOLUME MILLION LASHES FELINE – L’OREAL
Seria tuszy to mój hit od dawna, próbowałam już kilku wariantów i wszystkie były świetne – intensywne, pięknie podreślają rzęsy, wydłużają je i pogrubiają. Jeden z niewielu tuszy, które nic a nic nie kruszą się ani nie rozmazują. Mają też świetne, sprężyste szczoteczki, które idealnie rozdzielają rzęsy i aplikują odpowiednią ilość tuszu. Wariant zielony – ma szczoteczkę dodatkowo wygiętą w łuk, dzięki czemu podkręca rzęsy. Jest niezawodny, to moim zdaniem najlepszy tusz drogeryjny, a w ekobiecej w tak świetnej cenie, że jej relacja do jakości jest wręcz niespotykana.
Wraz z nadejściem jesieni zaczęłam też znów częściej malować oczy. Mój letni makijaż ograniczał się zwykle do cery, a oczy podkreślałam tylko odrobiną rozświetlacza i tuszem. Teraz, kiedy skóra pojaśniała, a świat nabrał jesiennych kolorów, nabrałam ochoty na bardziej wyraziste oko i błyszczące rdzawo-złotawe cienie. Na początek do kreski dołożyłam trochę ciepłego blasku i jestem nimi zachwycona – są jedwabiste, mocno napigmentowane, intensywne i trwałe. Można je nawet nakładać na powiekę palcem, są lekko śliskie i świetnie się aplikują, nie potrzeba tu wcale precyzji, żeby fajnie rozświetlić spojrzenie.
Parę razy jednak miałam ochotę pobawić się szerszą gamą jesiennych kolorów i w ruch poszła – zestaw ciepłych, nasyconych barw, zarówno matowych, jak i błyszczących. Można z jej pomocą stworzyć zarówno makijaż dzienny, jak i wieczorowy, w najmodniejszych kolorach sezonu. Paletka jest poręczna, funkcjonalna, a przy tym jest ładnym gadżetem na toaletce – spodoba się każdej sroce 😉
Na zdjęciu widać też małą , która również zapowiada się bardzo fajnie. Póki co najczęściej używam z niej rozświetlacza, który daje piękną, ciepłą, mocno odbijającą światło taflę.
A do uzupełnienia jesiennego makijażu używam też błyszczyka do ust w moim ukochanym, naturalnym kolorze. Tu niestety nie potrafię się przekonać do jesiennych klimatów – nie dla mnie ciemne czerwienie i fiolety, oj nie. Ten błyszczyk jest, jak na kremowy, lśniący produkt, bardzo trwały, lubię też jego zapach. Ja jestem nudziarą, ale wiele z Was pewnie zainteresują tych błyszczyków, są naprawdę piękne!
BALSAMY DO UST CRAZY RUMORS
I jeszcze takie małe, jesienne smakołyki na koniec – o smaku pierniczków, miodu, kakao czy korzennego czaju. Te pomadki są w 100% naturalne, bardzo fajnie natłuszczają spierzchnięte wargi, no i pięknie pachną. Urocze maleństwa, w sam raz do kieszeni na zimne dni, które przed nami.
RABAT 10% NA ZAKUPY W EKOBIECA!
KOD: MRSPOLKADOT2019, WAŻNY DO 10.11.2019, OBOWIĄZUJE NA WSZYSTKIE NIEPRZECENIONE PRODUKTY
…
Wpis powstał we współpracy z drogerią ekobieca.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS