Autobus przyjeżdża do Santa Rosa o 7:15, o 7:30 jestem już w szkole w Tamarindo- na pół godziny przed rozpoczęciem zajęć. Mam więc chwilę na poranną kawę czy odświeżenie notatek z poprzedniego dnia. Jestem na intensywnym kursie hiszpańskiego więc mam dziennie od 3 do 5 lekcji- każda po 80 minut. Moja podstawowa grupa liczy 3 osoby- to na tych zajęciach uczę się pierwszych zwrotów. Oprócz tego mam też zajęcia łączone z gramatyki, konwersacji, korekty błędów wymowy.
Szczerze mówiąc, gdy pierwszy raz przekroczyłam bramę szkoły, zobaczyłam basen z rozstawionymi wokół leżakami i (przede wszystkim) zorientowałam się, że mam stąd jedynie 10 minut pieszo do plaży, zastanawiałam się, czy nauka w takim miejscu, które bardziej skłania do relaksu, może być efektywna. Jednak fakt, że wszystkie lekcje odbywają się po hiszpańsku sprawia, że trzeba się szybko łapać i chłonąć nowe słowa, żeby nadążyć za tym co się dzieje, a dzieje się dużo- przez pierwsze dni bolą mnie odzwyczajone od pisania odręcznego palce! Do tego całe otoczenie: sklepikarze, barmani, taksówkarze, przechodnie, wymagają komunikacji w tym nowym dla mnie języku. Ba! Duża część studentów nawet na przerwach próbuje rozmawiać po hiszpańsku, żeby wyciągnąć z nauki jak najwięcej.
W tej szkole nie ma dzwonka, przerwę ogłasza latynoamerykańska muzyka sącząca się z głośników. Ktoś wskakuje do basenu, ktoś odrabia zaległą pracę domową, ktoś biegnie na główną ulicę po szybki lunch, nad naszymi głowami głosem goryla odzywa się mała czarna małpka Howler. Szkoła jest nieduża i wszyscy zdają się znać wszystkich, a mamy tu istną kulturową mieszankę: młodzież i młodzi ludzie (choć trafiają się też osoby mocno odbiegające w górę wiekiem od szkolnej średniej) z całego świata- to też bardzo ciekawe doświadczenie uczyć się i przebywać w tak różnorodnym towarzystwie.
Popołudniami szkoła organizuje zajęcia dodatkowe: lekcje gotowania, lekcje tańca, turnieje tenisa stołowego czy plażowej siatkówki. Oj jest co robić, a wdzięczne (Wam też tak podoba sie ten język?) hiszpańskie słowa same wchodzą do głowy. Choć przyznam się, że przez pierwsze dni trochę sie gubię i nie wszystko rozumiem, ale wypoczęta po weekendzie, w drugim tygodniu nauki, zaczynam robić olbrzymie postępy i rozumiem polecenia i wyjaśnienia nauczycieli, jestem też już w stanie zrobić po hiszpańsku zakupy, czy przeprowadzić prostą przyjacielską rozmowę z ciekawskim lokalsem. Jaka to motywacja, gdy zaczynasz rozumieć strzępki otaczającej Cię, obcojęzycznej rzeczywistości! Żałuję, że nie mogę zostać w EF Playa Tamarindo dłużej, ale jestem pewna, że będę kontynuować na własną rękę naukę języka hiszpańskiego podczas podróży po Ameryce Południowej- podstawy, tony notatek i ogromne pokłady dobrych chęci już mam.
A Ty uczyłeś się języka obcego za granicą? Jakie masz doświadczenia?
Tekst powstał we współpracy z międzynarodową szkołą języków obcych .
Nie chcesz przegapić żadnego wpisu?
Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.
Artykuł pochodzi z serwisu .
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS