To znana prawda, której i ja podlegam – najbardziej bolesne są rozczarowania sprawiane przez najbliższe nam osoby. „Najbliższe” nie muszą ograniczać się jedynie do rodziny. Nie chodzi więc tylko o powinowactwo poprzez więzy krwi, ale także pokrewieństwo duchowe. Bliski nam światopogląd, podobną wrażliwość estetyczną, tożsame poczucie humoru, nieodległe od siebie światy wartości, a nawet zbieżność temperamentu intelektualnego. Wszystko te harmonijnie splątane cechy sprawiają przyciąganie jednych do drugich. Działają one tak naturalnie jak przyciąganie ziemskie, gdy skaczemy do basenu. Pod warunkiem, że jest napełniony wodą.
Bywa i tak, że osoby takie, choć formalnie obce, stają się nam tak bliskie jak członkowie rodziny. Nie muszą nawet wiedzieć, że odgrywają cenną rolę w naszym życiu. Szczególnie wtedy, gdy wspomniane podobieństwa poparte są wiedzą, błyskotliwością umysłu i jego głębią. Wówczas takie osoby stają się dla nas autorytetami, przewodnikami po zagmatwanych ścieżkach życia. Zawód jakiego doznajemy od naszych poważanych przez nas opiniodawców należy do najbardziej przykrych.
Siłą rzeczy taka gorycz staje się trudna do zniesienia, gdy rzecz dotyczy kwestii fundamentalnej, jaką są wybory parlamentarne. A jej autorem jest jeden z dwóch moich autorytetów – prof. socjologii Radosław Markowski. (Drugim jest mec. Roman Giertych, na tyle wyjątkowa osoba, że zasługuje na oddzielną wzmiankę – JJ).
Powszechnie wiadomo, jak ważne są jesienne wybory. I jak niełatwa dla wielu wyborców – w tym także dla mnie – jest decyzja, na jaką z czterech partii opozycyjnych głosować. Mój autorytet, jako wybitny badacz socjologii, najwyższej klasy profesjonalista, ma doskonała wiedzę o wszystkich ugrupowaniach.
W sytuacji, kiedy każdy z głosujących na jedną z partii opozycyjnych, winien dokonać możliwie najlepszego dla Polski wyboru, obowiązkiem prof. Radosława Markowskiego jest zaprezentować zalety każdej z nich, jeśli taką wiedzę posiada. Ale także ujawnić rzeczy dla każdej z nich niekorzystne. Człowiekowi, który od wielu lat zabiega o szczęście i dobro Polaków, w decydującej chwili – jaką są wybory – nie wolno trzymać w ukryciu tajemnej wiedzy. W ten sposób naraża wyborców na popełnienie być może błędnej decyzji. Dlatego tak mnie to boli. Stąd tak dotkliwie odczuwam zawód, jakiego swoją krótkowzroczną strategią dopuszcza się prof. Radosław Markowski, mówiąc: – „Wszystko, co mam złego do powiedzenia na temat niektórych polityków tych czterech partii powiem po wyborach”.
Rozczarowuje mnie sposób myślenia prof. Radosława Markowskiego. Czy gdyby przyjaciel prof. Markowskiego wydawał swoją córkę za mąż, a prof. znał owego kandydata na męża, mógłby postąpić jak w przypadku wyborów i rzec przyjacielowi „mam o tym chłopaku do powiedzenia coś złego”, ale powiem ci o tym po ślubie.
No właśnie. A ja prof. Radosława Markowskiego traktuję jako swój przyjazny autorytet.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS