Przeszło dekadę temu Łukasz, odwiedzając okolice Chełma, trafił do restauracji Pstrągowo prowadzonej przez rodzinę Karoliny. Ziołowe masło to był jej pomysł, ale gdy wyjechała na urlop zabrakło go przy posiłku. Łukasz zwrócił na to uwagę, dopytał skąd ten deficyt i przy kolejnej wizycie poznał Karolinę. Z biegiem czasu oboje związali się najpierw osobiście, a później biznesowo.
Czytaj też: Czasem myśli sobie, że jest „największym frajerem ever”, ale na dłuższą metę, to ona jest górą. Z sukcesami rozwija kawiarnie i restauracje już od 12 lat
Restauracja Port Royal w Hali Koszyki
„Trzecia droga” Łukasza i Karoliny
Na początku nie tylko Karolina, ale również Łukasz pracował w rodzinnym biznesie. W jej przypadku motywem przewodnim były ryby. Ojciec Karoliny już w latach 90. założył wędzarnię i hurtownię ryb, które eksportował na wschód, później sam zaczął hodować pstrągi. I to właśni w sąsiedztwie stawu w 1998 r. powstała restauracja Pstrągowo, w której już od 13 roku życia pracowała Karolina. Kiedy zaczynała był rok 2003 – dokładnie wtedy pracę w rodzinnym biznesie zaczął też trzy lata starszy Łukasz. Jego rodzice także działali w branży spożywczej, a ich specjalnością była produkcja przypraw stołowych: chrzanu, majonezu, musztardy itp.
Włączenie kolejnego pokolenia w rodzinne interesy zazwyczaj kończy się tym, że dzieci przejmują biznes po rodzicach, albo całkiem się do niego zniechęcają — skłaniając się ku całkiem innej branży. Karolina i Łukasz poszli trzecią drogą. Nie zrezygnowali z karmienia rodaków, ale robią to według własnej receptury na biznes.
— Pozostaliśmy w gastronomii i w branży rybnej. Tyle że postanowiliśmy się skupić na produktach pochodzenia morskiego, a nie rybach słodkowodnych. Motywem stworzenia Port-Royal było nawiązanie do wspomnień, jakie Polacy przywożą z wakacji. Chcieliśmy, aby mogli u nas zjeść to, co serwowano im we Włoszech, Hiszpanii czy na południu Francji — mówi Karolina, która nie zraziła się do branży gastronomicznej, mimo że w Pstrągowie pracowała od rana do nocy i mieszkała w pokoiku nad knajpą. — Tyra była straszna, ale uwielbiałam to. Cały dzień mogłam spędzać w kuchni nie ruszając się na krok. Teraz też najlepiej czuje się na zapleczu restauracji, w zgiełku, jaki panuje podczas przygotowania posiłków, ale w międzyczasie polubiłam być też na sali i wychodzić do gości. Restauracja jako taka pozostała moim żywiołem — dodaje Karolina, która ze względu na swój z … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS