O krok od tragedii na gliwickiej DTŚ. Kierowca srebrnej astry gnał drogą pod prąd. I choć od zdarzenia minęły trzy dni, sprawca nadal pozostaje nieuchwytny.
– Mógł zabić mojego syna. To była kwestia ułamków sekundy. Będę spokojniejsza jeśli sprawca zostanie ustalony. Nie chcę, aby komukolwiek w przyszłości zdarzyła się podobna sytuacja – mówi nam matka kierowcy, który cudem uniknął wypadku.
Nagranie zostało zarejestrowane przez samochodową kamerę. Widać na nim zbliżającego się z dużą prędkością srebrnego Opla Astrę. W ostatniej chwili poprawnie jadący kierowca odbija w bok i uderza w jadącego prawym pasem Seata. Do zdarzenia doszło około godziny 20:00 w poniedziałek na granicy Gliwic i Zabrza. Kierowcom, którzy uczestniczyli w wypadku nic się nie stało. Sprawca natomiast pozostaje nadal nieuchwytny.
– Sprawca nie został jeszcze ustalony. Sprawa jest w toku, policja zabezpiecza nagrania z monitoringu i analizuje trasę przejazdu kierowcy – informuje podinspektor Marek Słomski z Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach.
Na nagraniu niewidoczne są tablice rejestracyjne samochodu. Kierowca prawdopodobnie zjechał z DTŚ w rejonie ul. Kujawskiej. Z informacji przekazywanych przez internautów wynika, że na średnicówkę mógł wjechać już w Rudzie Śląskiej i pod prąd przejechał kilkanaście kilometrów.
Do dyspozycji policji pozostają także zapisy monitoringu. Jak dowiedzieliśmy się w Centrum Ratownictwa Gliwice, na DTŚ kamery znajdują się w pobliżu zjazdu na autostradę A1. Dlatego sam moment kolizji może nie być widoczny, ale przejazd kierowcy aż do zjazdu w rejonie Sośnicy, powinien zostać zarejestrowany.
Jak informuje gliwicka policja, w skali roku odnotowywane są 3-4 przypadki jazdy pod prąd na gliwickim odcinku DTŚ. Oficjalne statystyki w zakresie takich zdarzeń nie są jednak prowadzone.
(msz)
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS