A A+ A++


Zobacz wideo

– Gdybym miała poddać się tym lekcjom, w przyszłości stałabym się mocno retro-żoną. Taką, która do seksu nie ściąga koszuli nocnej, bo wstydzi się swojego grzesznego ciała. Seks tylko podczas owulacji. I gdy pan mąż chce – mówi tegoroczna maturzystka Karina Ciechowska.

– Już nie wiem, kto nam funduje ten powrót do przeszłości. Znaczy, wiem, że niektóre nauczycielki wychowania do życia w rodzinie. Ale skąd w ogóle wzięły się na tych lekcjach? Przecież są katechetkami. To jak wstawić wuefistę na lekcje biologii. Kto takie rzeczy odwala i po co? Naprawdę nie kumam – przyznaje 18-letni Daniel Dyląg.

Karina i Daniel mówią o zajęciach cenionych przez ministra edukacji Przemysława Czarnka. W 2021 roku zapowiedział, że wychowanie do życia w rodzinie będzie “priorytetem w kierunkach realizacji polityki oświatowej państwa”. To jego odpowiedź na “kryzys rodziny pogłębiony rozmaitymi postulatami rewolucji kulturalnej, seksualnej, rewolucji – można powiedzieć wprost – komunistycznej”. Jak w praktyce szkoła zażegnuje ten kryzys?

Daniel wspomina, że kiedyś na lekcję WDŻ jego katechetka zaprosiła starszego chłopaka z oazy. Miał “dać świadectwo”, czyli opowiedzieć, jak wyleczył się z “pokusy” masturbacji. – Wolałbym, żeby zamiast tego nauczycielka poruszyła temat porno. Ale nie tak, że jest “zakazane”, bo na to wszyscy mają wywalone. Tylko że uczenie się seksu z Pornhuba to nie najlepszy pomysł. Choćby dlatego, że nikt nie używa tam gumek, a kobiety są pokazywane jako turbo roboty do zaspakajania facetów. Ale o tym cisza. Lepiej zaprosić kolesia z oazy, który – ze strachu przed Bogiem – zrobił sobie odwyk od masturbacji i gasi swój popęd modlitwą. Jak lubi, to niech gasi. Ale po co nam wciskać takie zabobony? – pyta.

Zwraca również uwagę, że minister edukacji próbował przeforsować “zakaz seksualizacji dzieci”, czyli m.in. przychodzenia do szkół edukatorów seksualnych. – Tymczasem tutaj wchodzi koleś, który opowiada bzdury o masturbacji, bo może. Bo jest prawilny i kościelny. Głupota – wzdycha Daniel.

Z kolei Karina Ciechowska zapamiętała swoją nauczycielkę od WDŻ z “modlitw o opamiętanie”. Jedną z nich zainicjowała podczas masowych manifestacji kobiet, które wyszły na ulice w 2020 roku. Protesty wybuchły po zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego, co rozsierdziło katechetkę. – Uważała, że to zbiorowe opętanie Polek i kazała nam się za nie modlić. Nie pokazała zdjęć rozszarpanych płodów, ale powiedziała, że możemy je zobaczyć w internecie. Na lekcji, ku przestrodze. Zabrzmiało to jak zachęta, więc zaczęłyśmy googlować. Miałyśmy wtedy po 16 lat – wspomina.

Jak dodaje, właśnie przez “takie akcje” siedziała w napięciu na lekcjach WDŻ. Stresowała się także dlatego, że od dzieciństwa słyszała tam o “grzechu masturbacji”. – Dziś mam z tego bekę, ale wtedy orało mi to głowę. Pamiętam, jak katechetka kazała nam wypunktować na kartkach “grzechy przeciwko swojemu ciału”. Wpisałam: “dotyk”, koleżanka nazwała to po katolicku “samogwałtem”, a inna po prostu “masturbacją”. Nauczycielka pochwaliła tę od “samogwałtu” za nazywanie rzeczy po imieniu. Potem puściła kilka scen z egzorcyzmów. Znów ku przestrodze. Bałam się – przyznaje moja rozmówczyni.

“Nie będę o takich rzeczach mówić, bo nie wypada”

Lekcje WDŻ Karina i Daniel oceniają na jedynkę. Tylko trochę łaskawsi byli młodzi, którzy wypełnili ankietę Grupy Edukatorów Seksualnych “Ponton”. Było to ponad 10 tys.osób w wieku od 13 do 22 lat. Lekcjom, które miały ich wychować do życia w rodzinie, wystawili dwóję.

Wnioski z badania organizacja zebrała w raporcie, który został opublikowany 1 czerwca. Pokazuje, że ważne dla młodzieży tematy są na WDŻ pomijane. Nauczyciele, zamiast przekazywać rzetelną wiedzę, prowadzą moralizatorskie kazania i upowszechniają mity. Uczniowie nie są przygotowywani do radzenia sobie z przemocą seksualną. Nie dostają satysfakcjonujących odpowiedzi na pytania o antykoncepcję, choroby weneryczne czy pierwszą wizytę u ginekologa. Prawie 90 proc. z nich ma poczucie, że o masturbacji nie rozmawia się z nimi merytorycznie.

Aż “44 proc. osób badanych zadeklarowało, że podczas zajęć nie miało możliwości swobodnego dyskutowania i wymieniania poglądów” – czytamy w raporcie. Najmniej przestrzeni do zadawania pytań podczas lekcji WDŻ zostawiają katecheci i dyrektorzy szkół. Mają “stwarzać nieprzyjazną, napiętą atmosferę”, a wątpliwości uczniów zbywać stwierdzeniami typu: “Nie będę o takich rzeczach mówić, bo nie wypada”. Według młodych najbardziej merytoryczne i przyjazne zajęcia prowadzą seksuolodzy. Ci jednak nie są mile widziani w polskiej szkole przez Przemysława Czarnka.

Tymczasem prawie wszyscy badani (99 proc.) uważają, że wiedza o seksualności jest ważna. A 97 proc. jest zdania, że powinna być przekazywana w szkołach. Bo w ponad połowie polskich domów nie porusza się z młodymi tematów dojrzewania i seksualności.

‘Dziewczynka musi być skromna, bo łatwiej jest upilnować gniazdka niż ptaszka’ – usłyszała na temat gwałtu uczennica WDŻ w piątej klasie podstawówki*

“Usłyszałyśmy, że niektórzy nasi koledzy są ‘mięciutcy'”

Nauczycielka Kariny Ciechowskiej nie mówiła na WDŻ o pierwszym seksie czy świadomej zgodzie na niego, tylko reagowała na bieżące tematy z debaty publicznej, które ją bulwersowały. – Gdy w Polsce wybuchła kolejna inba o tęczę, usłyszałyśmy, że niektórzy nasi koledzy są “mięciutcy” i żadnych mężczyzn już z nich nie będzie. Bo po ich fryzurach i kolorowych strojach widać, że pochodzą z domów przesiąkniętych ideologią LGBT. To było okropne i bardzo dla mnie stresujące. Chodziło przecież o moich kolegów i przyjaciół. Powiedziałam o tym mamie, ale machnęła ręką i kazała odpuścić – opowiada nastolatka z Krakowa.

Jak dodaje, innym razem katechetka wpadła rozdygotana na lekcję, bo Polskę rozgrzała dyskusja o filmie “Tylko nie mów nikomu” braci Sekielskich. – Dla niej to był atak na Kościół, a stali za nim “tęczowi”. Bo niby chcieli przykryć swoją pedofilię. Miałyśmy po 15 lat i nie każda z nas orientowała się w tej inbie. Myślę, że dla niektórych pedofilia i homoseksualizm na stałe zlały się w jedno. Czyli zamiast wiedzy dostawałyśmy ideologię, ale wtedy tego jeszcze nie wiedziałam – przyznaje.

– Dorośli mówią, żeby w szkole nie było polityki. A co to jest, jeśli nie polityka? Zamiast niej powinna być na lekcjach po prostu wiedza naukowa. Czyli aborcja nie jest żadnym zabijaniem, tylko zabiegiem zupełnie legitnym do 12. tygodnia ciąży. LGBT to nie ideologia, tylko osoby. I tu bardzo proszę o wjazd z wykładem o orientacji psychoseksualnej i tożsamości płciowej. Pedofilia to nie “pederaści”, tylko koszmarna przemoc, którą my – uczniowie – byliśmy zagrożeni. To może ktoś łaskawie by nam powiedział, jak się przed nią bronić?! – wścieka się koleżanka Kariny, także tegoroczna maturzystka Małgorzata Tondera.

Przyznaje, że na nią ta “ideologia” zadziałała przeciwskutecznie. Im bardziej katechetka dociskała, tym mocniej Małgorzata uważała to za “krindż” i zniechęcała się do Kościoła (“bo to jego ideologia”). – W ogólniaku trafiłam na grupę przyjazną LGBT. W necie doczytałam to, czego nie dowiedziałam się na WDŻ. Umiałam tam znaleźć wartościowe informacje, ale nie wszyscy potrafią to zrobić. Gdy wpadają do netu, zatrzymują się na tym, co jest na wierzchu. A tam są zwykle zabobony, uprzedzenia i takie porno dla inceli. Czyli z przemocą seksualną, która jest ubrana w uśmiechy ofiar i klimat, że one tego chciały – stwierdza.

– Na WDŻ nie mogłyśmy zapytać o przemoc seksualną. Bo kiedyś nauczycielka wyskoczyła z tekstem, że w małżeństwie nie może dojść do gwałtu. Jeśli nie może, to o co tu pytać? Żona jest żoną i nie ma, że uchyla się od swoich obowiązków małżeńskich, gdy mąż chce. Jeśli te lekcje mają być tak szkodliwe, to lepiej, żeby ich w ogóle nie było – wkurza się Karina.

Nie ma czegoś takiego jak przemoc seksualna, kobieta musi się godzić na seks z mężem, jest to jej obowiązek – usłyszała uczennica WDŻ*

“Młodzi wypisują się z WDŻ całymi klasami”

Katarzyna Wrona – nauczycielka WDŻ z Krakowa – wymownie wzdycha, gdy przytaczam jej głosy młodych. Mówi, że ma w sobie mieszankę wstydu i poczucia dumy. – Wstydu, bo te zajęcia wcale nie muszą być katechezą, a często są. Ale nas, nauczycieli, którzy na lekcjach wychowania do życia w rodzinie starają się stworzyć dla uczniów bezpieczną przestrzeń, też jest wielu. Tylko giniemy wśród tych drugich. Często młodzi wypisują się z WDŻ całymi klasami, bo spodziewają się indoktrynacji. A mogliby tam uśmierzyć swoje lęki związane z dojrzewaniem i dostać narzędzia, które pomogłyby im bezpieczniej wejść w dorosłość. Paradoksalnie nie zawsze możemy się tym pochwalić, bo polityczna atmosfera jest taka, że zaraz zaczniemy być ścigani za “seksualizację dzieci”. A to przecież bzdura – stwierdza.

Karina Ciechowska potwierdza, że w ogólniaku trafiła na zajęcia, na których można było swobodnie rozmawiać np. o przemocy psychicznej, budowaniu relacji w związku i osobach niebinarnych. – Prowadziła to pani od biologii. Rzucaliśmy jej tematy, o których chciałyśmy pogadać. Jeśli któregoś nie kminiła, prosiła o czas i się przygotowywała. Mam wrażenie, że my uczyłyśmy się od niej i ona od nas. Problem w tym, że była nas tylko garstka, bo po podstawówce większość miała uraz do WDŻ i się z tego wypisała – mówi.

– A teraz przejdę do swojego poczucia dumy. Bo to bardzo budujące, że młodzi są tak świadomi, potrafią nazwać szkodliwe bzdury i się przed nimi obronić. Tylko smutna prawda jest taka, że oni akurat tych lekcji najmniej potrzebują, bo potrafią sami wyszukać informacje, a w domu mogą bez wstydu porozmawiać z rodzicami o swojej seksualności. Większość jednak tej możliwości nie ma. Bywa, że zamiast dostawać wiedzę na WDŻ, są tam indoktrynowani – mówi Katarzyna Wrona.

Jak dodaje, nie tylko o indoktrynację chodzi. Część nauczycieli nie przekazuje rzetelnej wiedzy o seksualności, bo boi się swojego zakłopotania. – Znam takich. To nie kwestia tego, że wierzą w jakieś bałamutne nonsensy np. o grzesznej masturbacji. Po prostu boją się pytań o nią. A paradoksalnie im nauczyciel bardziej spięty, tym uczniowie mocniej dociskają, bo zwęszyli jego “krew”. Mnożą więc kłopotliwe pytania: “Proszę pani, czy prezerwatywy to grzech?”, “A może pani pokazać, jak się ją zakłada?”, “Czy podczas okresu można uprawiać seks?”, “A co jeśli tam na dole swędzi?”. Jak nauczyciel straci cierpliwość albo da się zawstydzić, to musi uciekać: “Sam sobie odpowiedz”, “To niestosowne”, “Ja z tobą na ten temat nie będę rozmawiać”. To takie barykadowanie się przed uczniami i ich pytaniami – tłumaczy nauczycielka.

Najlepiej pamiętam moment, kiedy prowadząca puściła nam filmik na temat osób innej orientacji. Wynikało z niego, że każda osoba LGBT+ jest dotknięta jakąś traumą z dzieciństwa, przez co ‘ukierunkowała’ się na daną płeć (np. brak matki lub ojca w okresie dorastania, czy toksyczne relacje w rodzinie)*

“Kompromitowanie niepokornego ucznia przed klasą”

Z czasem więc niektóre lekcje WDŻ zamieniają się w teoretyczne i nudne pogadanki o układzie rozrodczym, na których uczniowie nie mają prawa głosu. Aby sobie go nie uzurpowali, nauczyciele “zagęszczają atmosferę”. – Każdy z nas zna to ze szkoły. Nauczyciel robi z siebie groźnego belfra, który krzyknie, pogrozi, a czasem skompromituje przed klasą niepokornego ucznia, żeby mu się odechciało. Ja takich metod nie stosuję. Najbardziej cierpią na nich uczniowie szczególnie wrażliwi. Często to oni mają największą wiedzę, ale też najciekawsze i nieofensywne pytania. Jeśli nie stworzy im się przyjaznej i bezpiecznej atmosfery, to milczą, bo się boją – twierdzi.

Gdy już się otwierają, Katarzyna Wrona słyszy: “Powie nam pani o innych metodach antykoncepcji niż prezerwatywy, których chłopaki nie lubią?”, “A teraz prosimy coś więcej o orientacjach seksualnych i ich spektrum”, “Jak dbać o ciążę, żeby prawidłowo się rozwijała?”, “Co wykrywają badania prenatalne?”, “Jak w praktyce powinna wyglądać zgoda na seks, żeby nie wyszło sztucznie?”.

– Czuję wtedy dumę, bo te lekcje wskakują na wyższy poziom i robią się ciekawe. Dla nich i dla mnie. A to naprawdę nie jest przyjemne dla nauczyciela, gdy barykaduje się w świecie nudnych pogadanek. Myślę, że część z nich nawet nie zdaje sobie sprawy, jak ich to wypala. A wszystko po to, by uciec od zakłopotania. Czasem sama je czuję, ale na lekcji to ja jestem dorosła i muszę nad nim zapanować. To zresztą nie takie trudne: wystarczy przekazywać wiedzę w neutralnym języku. Gdy mówiłabym “tam na dole” albo “te dni”, to pewnie też bym się czerwieniła. Ale mówię: “wagina”, “penis”, “okres”. Wystarczy powtórzyć te słowa po 10 razy i wstyd znika, a rozmowa np. o seksualności robi się bardziej swobodna – podkreśla nauczycielka.

Warto również wspomnieć o tzw. ‘terapii szokowej’ stosowanej przez prowadzącą – kiedy mowa była o chorobach wenerycznych, prowadząca przyniosła zdjęcia A3 narządów płciowych zaatakowanych danym schorzeniem i podchodząc do każdego z osobna, niemal przytykała nam przed twarz te ‘pomoce naukowe’*

“To nie życie na dwa pokoje, w których zamykamy swoje seksualności”

– Dziewczyny to wiedzą, wy nie musicie – usłyszał Daniel Dyląg, gdy zapytał nauczycielkę WDŻ o menstruację. Zrobił to, bo zauważył, że część jego kolegów reaguje obrzydzeniem na myśl o krwawieniu kobiet, a koleżanki są tym mocno zakłopotane. – Okazało się, że pani katechetka o menstruacji mówi tylko dziewczęcej grupie i to jeszcze z “katolicką” otoczką. Czyli że tampony są złe, bo coś tam. A dla nas to ma być wiedza tajemna. Myślę, że stąd bierze się hejt pod postami, w których kobiety wspominają o okresie – opowiada.

Katarzyna Wrona uważa dzielenie uczniów według płci za pomyłkę. Bo – jak podkreśla – związek to nie życie na dwa pokoje, w których partnerzy zamykają na klucz swoje seksualności. – To dzielenie na grupy wynika ze strachu przed źle rozumianym zgorszeniem. Ale w takim strachu nie ma bezpiecznej i rzeczowej rozmowy o seksualności. Jest niezrozumienie i są ciała, których trzeba się wstydzić. Po co więc ten lęk często sponsoruje WDŻ? – pyta retorycznie.

– “Zgorszenie”? Zabawne słowo, takie chyba z dawnych czasów – śmieje się 18-letni Daniel. – A może jednak nie? Kiedyś myślałem, że nasze pokolenie zmiecie tych zgorszonych i będziemy żyć luźniej. Ale wystarczy, że ktoś wrzuci na Insta zdjęcie poplamionych czerwoną farbą majtek, a już moi rówieśnicy toczą pianę. Czyli zgorszenie mocno im weszło. Do języka i mentalu. Czyli chyba szybko się z niego nie wymiksujemy – podsumowuje mój rozmówca.

* Grupy Edukatorów Seksualnych “Ponton”.

Masz temat? Napisz do autora: [email protected]

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWstrząsające! Dzieci na marszu LGBT. Oto, co mogły zobaczyć!
Następny artykułNowy buspas ma być lekiem na korki na ruchliwym wjeździe do Warszawy. Ale statystyki dla stołecznych buspasów są zatrważające