Był dym i psychodelia, był taniec i piękno, dokładnie tak,jak zapowiadali muzycy – a wszystko to z mocną rockową podbudową i wyrazistym rytmem. Warto było tam być.
Ignu to święty i szaleniec, Budda i menel, poszukuje oświecenia i zbawienia – twierdzą muzycy. I muzyka jest bezsprzecznie ich drogą do zbawienia, dostarczającą przy okazji mocnych wrażeń odbiorcom. Jest tu rockowe uderzenie, z mocną perkusją i wyrazista gitarą, ale teksty już są nie do końca rockowe, zresztą nawet rockowe inspiracje muzycy Ignu serwują tak, jak oni to rozumieją: przewrotnie, psychodelicznie i filozoficznie.
Ich muzyka pełna jest nieoczekiwanych przeskoków stylistycznych, zaskakuje i intryguje. W chwili, gdy człowiek jest przekonany, że słyszy czysto rockowy kawałek – nagle pojawiają się orientalne akcenty, które kompletnie zmieniają klimat utworu. I to jest fascynujące, a zaintrygowany słuchacz czeka na następne utwory – bo nigdy nie wie, co usłyszy.
Szalona muzyczna jazda pełna rozbudowanych i zaskakujących rozwiązań – tak o sobie mówią. I to jest sama – nomen omen – święta prawda.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS