Czy kredyt 2 proc. wprowadzany na kilka miesięcy przed wyborami może zadecydować o ich wyniku? Czy PiS dzięki publicznym pieniądzom na dopłaty do rat kredytowych przyciągnie wyborców z klasy średniej?
– Czekamy na ten kredyt. Śledzimy każdą informację. Chcemy kupić mieszkanie jak najszybciej. Mamy niecałe 100 tys. zł wkładu własnego, który zjada prawie 20-procentowa inflacja. Nie mamy też złudzeń – ten kredyt to wyborcze przekupstwo Prawa i Sprawiedliwości. Po wyborach może być z nim różnie, więc presja, żeby jak najszybciej go wziąć, jest tym większa – mówi 34-letnia Alina.
Razem z mężem plany wzięcia kredytu mieszkaniowego zastopowali w zeszłym roku, kiedy gwałtownie zaczęły rosnąć stopy procentowe, a wraz z nimi WIBOR. Postanowili przeczekać niepewny czas, mimo że wciąż mieli zdolność kredytową. Do tematu wrócili, kiedy rząd PiS zapowiedział Bezpieczny Kredyt 2 proc. – Teraz szacujemy, że zamiast niecałych 50 m będzie nas stać na dobrze ponad 60, może nawet 70 m kw. To dodatkowa sypialnia – opowiada Alina. Mają jedno dziecko, chcieliby mieć drugie. Obecnie wynajmują od znajomych nie za rynkowy czynsz mieszkanie na Pradze. Swoje chcą kupić w podwarszawskich Ząbkach, Zielonce lub Kobyłce. – Wielu naszych znajomych jest w podobnej sytuacji. Jeżeli ktoś nie odziedziczył mieszkania po babci, teraz czeka na ten kredyt. W święta spotkaliśmy się z rodziną i to był główny temat. Nie znoszę PiS, uważam, że to najgorsze rządy po 1989 r. I dołuje mnie to, że ten program, odpalony na kilka miesięcy przed wyborami, poprawi im notowania. Oby nie przesądził o wyniku wyborów – mówi Alina.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS