A A+ A++

Katarzyna Trębacka, WP Kobieta: Mizofonia to nowe zjawisko w świecie nauki…

Karina Hanowska: Tak, również nowe w świecie psychologów, lekarzy, psychoterapeutów, jak i w świadomości społecznej. Nie jest dobrze zbadane, rozpoznane i opisane. Zidentyfikowano je zaledwie 21 lat temu i właściwie ciągle nie wiemy, co jest jego przyczyną ani jak sobie z nim radzić. Również osoby, które z tym problemem zgłaszają się do specjalistów, same nie wiedzą, co się z nimi dzieje. Zdarza się, że lekarze, do których odsyłam klientów, a u których podejrzewam mizofonię, często nie znają tego zjawiska.

Nazwa mizofonia pochodzi od greckich słów misos – nienawiść i phono – dźwięk, ale nie jest to zwykła niechęć do wszystkiego, co się słyszy…

Tak, mizofonia, którą określa się także jako zespół SSS – Selective Sound Sensitivity Syndrome – to syndrom (nad)wrażliwości na selektywne, określone dźwięki. Mizofonicy najczęściej reagują nerwowością na dźwięki wytwarzane przez innych ludzi, bo te są dla nich wyjątkowo drażniące. I nie mam tu na myśli rozmowy, ale jedzenie, gdy ktoś mlaszcze, przeżuwa, przełyka. Dla osób, które nie mają tego syndromu, są to dźwięki niemal niesłyszalne, dla mizofonika – brzmią jak tortura. Do tego dochodzą dźwięki wydawane podczas oddychania, chrapania, pociągania nosem, gwizdania, które dla osoby cierpiącej z powodu tej przypadłości są nie do zniesienia. Z tego właśnie powodu mówimy o nadwrażliwości na wybrane, selektywne dźwięki. Są też mizofonicy, którzy bardzo źle reagują na odgłos pisania na klawiaturze albo kapania wody z kranu. Jednostajny, powtarzający się dźwięk powoduje u nich złość, a czasami stan paniki. Niektórzy nie mogą znieść śpiewu ptaków, co dla ludzi bez nadwrażliwości jest czymś niesłychanym. Przecież śpiew ptaków kojarzy się z pięknym, kojącym dźwiękiem. Ale dla mizofoników działa on dokładnie odwrotnie.

Ale co konkretnie dzieje się z mizofonikiem, gdy słyszy ten niechciany dźwięk?

Przeżywa niemal ból fizyczny, któremu towarzyszy połączenie złości, lęku, rozdrażnienia, wstrętu i poczucia braku kontroli. U niektórych osób może pojawić się ucisk, ból w klatce piersiowej, ramionach, głowie, a czasem w całym ciele. Są osoby, które doświadczają duszności. Część mizofoników przyznaje, że trudno im opisać złożone emocje, które się pojawiają na skutek znienawidzonego odgłosu. Niektórzy odczuwają panikę, inni tylko nieprzyjemne napięcie. Osoby, które cierpią z powodu mizofonii, były poddawane badaniom rezonansem magnetycznym pod kątem podatności na stres. Okazało się, że w momencie, gdy te selektywne, nieprzyjemne dźwięki, na które dana osoba reaguje, były przez nią słyszane, aktywowały się w jej mózgu rejony świadczące o przeżywaniu stresu. Podobne sygnały były wysyłane przez ciało osoby badanej: pojawiało się szybsze bicie serca, potliwość, napięcie mięśniowe. Właśnie w ten sposób reagujemy, gdy się czegoś boimy albo chcemy uciec. Organizm tak fizjologicznie reaguje na stres.

Jak jeszcze mizofonia wpływa na życie osób cierpiących z jej powodu?

Ta przypadłość nie pozwala prawidłowo funkcjonować nie tylko w sensie fizycznym czy emocjonalnym, ale też społecznym. Konsekwencją nieprzyjemnych doznań jest choćby to, że osoby je odczuwające zaczynają się izolować. Nie chcą spotkać się w restauracjach, bo nie mogą znieść tych okrutnych dla nich dźwięków mlaskania, siorbania czy przełykania, nie mogą mieszkać w czasie studiów w akademiku, bo dźwięki wydawane przez współmieszkańców są dla nich nie do zniesienia. Wyjazdy i urlopy potrafią być zmorą. Niektórzy nie są w stanie korzystać z komunikacji miejskiej, bo współpasażerowie szepczący między sobą czy rozmawiający cicho przez telefon wywołują w nich dreszcze i chęć ucieczki. Ludzie, którym te dźwięki nie przeszkadzają, mają skłonność do bagatelizowania tego, co mizofonicy czują. A ci mają poczucie bycia niezrozumiałymi wśród bliskich i znajomych. Często słyszą: “Czy ty nie przesadzasz?”.

Mimo że mizofonia jako zdefiniowane zjawisko jest nowa, to zapewne są jakieś tropy badawcze, jeśli chodzi o przyczyny jej powstawania…

Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z nieprawidłowościami w obrębie pracy mózgu. U mizofoników zaobserwowano różnice w płacie czołowym względem osób niedotkniętych tą przypadłością. Tropów nie brakuje, ale ostatecznych wniosków na temat przyczyn wciąż nie ma. Wiemy, że mizofonia jest uwarunkowana genetycznie i dziedziczona. Zwykle pojawia się u dzieci w wieku 11-12 lat i dotyka ok. 3 proc. populacji.

Jak nauka przy obecnym stanie wiedzy klasyfikuje mizofonię?

Nie traktuje jej ani jako zaburzenia psychicznego, ani jako choroby. Mówi się, że jest to syndrom nadwrażliwości na selektywne dźwięki. Ujęcie mizofonii w kryteriach diagnostycznych przyczyniłoby się do zwiększania świadomości społecznej.

A jak mizofonię się diagnozuje?

Gdy u mojego pacjenta występuje jakiś objaw i jest on dla mnie nie do końca jasny, to zawsze kieruję go do dokładnej diagnostyki medycznej. W przypadku nadwrażliwości słuchowej zalecam moim klientom odwiedzenie laryngologa i psychiatry. Pierwszego po to, by wykluczyć nieprawidłowości w obrębie aparatu słuchowego. Jeśli lekarz stwierdza, że takie są, pacjent trafia do audiologa, który bada, na czym dokładnie problem polega. Zadaniem psychiatry jest wykluczenie zaburzeń natury psychicznej, czyli takich jak choroba dwubiegunowa, zaburzenia lękowe czy zaburzenia kompulsywno-obsesyjne. Dzięki diagnostyce wyklucza się choroby, zaburzenia i inne nieprawidłowości i na tej podstawie można stwierdzić, że mamy do czynienia z mizofonią, czyli diagnozuje się ją poprzez wykluczenie.

A co można zrobić, gdy już wiadomo, że to mizofonia?

Przede wszystkim warto uświadomić sobie, że na razie możemy próbować nauczyć się, jak z nią żyć, a nie jak się jej pozbyć. To drugie jest przy obecnym stanie wiedzy naukowej niemożliwe. Niektórzy psychoterapeuci używają elementów terapii behawioralno-poznawczej. Mówimy o ekspozycji, która oznacza świadome, planowane i celowe narażenie się na obiekt lęku (np. pająka, uczucie duszności, dźwięk), by oduczyć się lękowej reakcji, oswoić lęk i nauczyć się reagować w bardziej adaptacyjny sposób. Ekspozycja może przyjąć formę tzw. systematycznej desensytyzacji – stopniowego, kontrolowanego oswajania lękotwórczego obiektu. Pacjent uczy się, że dzięki temu np. drażniące dźwięki są do wytrzymania. Ważne jest, żeby rozumiał, co się z nim dzieje i dzięki temu umiał te dźwięki przetrzymać, bo przecież one go nie zabiją, nie doprowadzą do szału. Innym rozwiązaniem są słuchawki wygłuszające, ale to sposób skuteczny tylko w niektórych sytuacjach, bo mizofonicy nie chcą przecież wygłuszyć się całkowicie i nie słyszeć innych dźwięków. Skuteczne bywają stopery do uszu, osobna sypialnia, jeśli partner lub partnerka mizofonika chrapie. Albo wysłanie partnera do poradni i diagnostyki leczenia bezdechu sennego. Ważne, żeby zadbać o swój komfort i starać się ograniczać sytuacje, w których jest się narażonym na te nieprzyjemne i trudne do zniesienia dźwięki. Aczkolwiek nie unikać ich stale i całkowicie.

Zapraszamy na grupę FB – #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułEBOR o Polsce: Chmury na horyzoncie
Następny artykułHelios Starachowice zaprasza na PSZCZÓŁKA MAJA: MAŁY WIELKI SKARB – seanse z konkursami 6-7 listopada godzina 10:30