Pierwsze M:I było powiewem świeżości w skostniałej branży filmów szpiegowskich, które albo stawały się niemal wyłącznie sensacyjniakami, albo po prostu nudziły. Sequel okazał się krokiem do tyłu – przewidywalnym, nudnym i do tego nielogicznym.
Źrodło fot. Mission: Impossible 2, reż. John Woo, Paramount Pictures 2000
i
Tom Cruise był właściwym aktorem na właściwym miejscu. Jego młodzieńcza buńczuczność, skłonność do wyręczania kaskaderów i aktywny udział w tworzeniu postaci od razu przypadły widzom do gustu. Z czasem stało się jasne, że Ethan Hunt to Tom Cruise i na odwrót. Seria stała się zaś wzorem dla innych filmów tego typu. Bez odwołań do fantastyki i superbohaterów podobna sztuka udaje się dziś tylko Bondom oraz Szybkim i wściekłym. Nie wszyscy jednak pamiętają (w końcu od premiery minęły już 23 lata!), że mało brakowało, a właśnie na „dwójce” skończyłaby się przygoda Cruise’a z franczyzą. Całkiem niedawno oglądałem Mission: Impossible – Fallout. Po takim zastrzyku blockbusterowej akcji na najwyższym światowym poziomie postanowiłem odświeżyć sobie całą serię. I cóż… Po ledwie wymęczonej dwójce zacząłem się dziwić – jakim cudem ta seria przetrwała?
Mission: Impossible 2, reż. John Woo, Paramount Pictures 2000
Setki milionów nie zastąpią miliardów…
Ponad 550 milionów dolarów w box-office wydaje się wynikiem niezłym jak na film, na którego produkcję studio wydało mniej więcej 100–120 milionów. Tyle że bardzo złe oceny krytyków, którzy niechęcią do filmu zarazili widzów, wiązały się z nieco zamglonymi perspektywami. Bo jeśli studio znów zainwestuje kilkadziesiąt milionów, a widownia tym razem zapłaci „marne” 300 milionów (zwłaszcza, że do oficjalnego budżetu trzeba jeszcze doliczyć koszta reklamy), będzie to dla producentów stracony czas, który równie dobrze mogliby wykorzystać na budowanie jakieś marki od samego początku
…a już na pewno nie hurraoptymistycznych recenzji
Najwyżej oceniana przez krytyków (przynajmniej tych na Rotten Tomatoes) jest część szósta, zgarniająca niebotyczne 97% pozytywnych recenzji, Mission: Impossible 2 od lat zaś okupuje ostatnie miejsce z zawstydzającym wynikiem 53%. Niewiele lepiej jest na Metacritic, gdzie film ma od krytyków 56 punktów, zaś od widzów zastanawiające 80%. Ocena ta jednak może być myląca – inne części marki są ocenione znacznie wyżej.
Naprawdę było aż tak źle?
Za co Mission: Impossible 2 można polubić
Z pewnością za najwyższej klasy aktorstwo. Główny zły i jego pomagier grają wprawdzie tak, jakby od początku ani przez chwilę nie wierzyli w sukces misji, ale za to pojawiający się w kilku scenach Anthony Hopkins dodaje swojej postaci spokoju i charyzmatycznego uroku, zupełnie innego niż ten, który roztacza nieco zarozumiały, ale nieegoistyczny Tom Cruise. To właśnie on dźwiga na sobie cały ciężar filmu i robi to wyśmienicie. Młodziutka Thandie Newton nadrabia naturalnym wdziękiem, ale to jeszcze nie ta sama przykuwająca uwagę aktorka z West World. Chemia pomiędzy tą dwójką zaś naprawdę istnieje. I chyba na tym można by spokojnie skończyć wyliczanie zalet filmu.
Za co krytycy nie znoszą Mission: Impossible 2
Mission: Impossible 2 do końca nie może się zdecydować, jakim filmem jest. I nie chodzi mi bynajmniej o niemożliwość łączenia takich gatunków jak sensacyjniak czy film szpiegowski. Bo to akurat, co zresztą pokazały kolejne części przygód Ethana Hunta, może wyjść świetnie. Tyle że M:I 2 jest zbyt nijaki na bycie choćby po części sensacyjniakiem. Zbyt mało tu intrygi, by mówić o szpiegowskim czymkolwiek; wreszcie też –za mało logiki, by całość po prostu dała się oglądać.
Najwięcej w tym wszystkim paradoksalnie romansu. Dwoje młodych, zabójczo atrakcyjnych ludzi i ten trzeci – brzydki, głupi i do tego psychopata. Ręka w górę, kto choć przez sekundę zastanawiał się, po czyjej stronie stanie Nyah. Tej bohaterce udało się mnie zaskoczyć tylko raz – gdy w akcie kompletnej głupoty wstrzyknęła sobie wirusy, zamiast rozbić fiolkę, dać ją Ethanowi albo od razu oddać wrogom z okrzykiem „Och, pomyliłam się!” – tak przynajmniej byłoby szybciej.
Dlaczego zgodziliśmy się w tym zagrać, wydaje się pytać Cruise Thandie Newton
A dlaczego brzydki, głupi i psychopata nie złapał jej i nie wyekstrahował z jej ciała wirusa? Chyba chodziło tylko o to, aby wyszedł z tego arcygłupiec zbrodni. Taki ideał nielogicznego postępującego złola, do którego później wszyscy będą porównywać następnych. Aż szkoda, że i tego jedynego potencjału Mission: Impossible 2 nie udało się wykorzystać.
Za co widzowie nie znoszą Mission: Impossible 2
Spektakularne sceny akcji, z których przecież słynie seria, można policzyć na palcach jednej ręki. Podobnie jest z plot twistami. Od biedy zwrotów fabularnych można by się tu bowiem doliczyć dwóch. Ale mizerny to wynik w stosunku do scenariuszowych przekładanek następnych części. Choć sam film trwa przecież dwie godziny, nie dzieje się tu niemal nic.
To, co dzieje się z włosami Cruise’a w trakcie wspinaczki, to najoryginalniejsza rzecz, jaką uraczył nas reżyser M:I 2
Bohaterowie towarzyszący samemu Ethanowi pojawiają się tu tylko na chwilę, a ich rola sprowadza się do rzucenia kilku formułek i wyrażenia niedowierzania, jak Cr… Hawke mógł kolejny raz wykonać tak niemożliwą misję! Wspomniana Nyah, choć do głównego bohatera pasuje świetnie, nie wnosi do fabuły prawie nic, ani razu nie popisując się przemyślanym planem czy widowiskową walką.
Za co Tom Cruise nie znosi Mission: Impossible 2
Pewnie za to, że fatalne pomysły twórców nieomal kosztowały go udział w kolejnych sześciu (o ile nic się nie zmieni) superkasowych filmach z franczyzy. Gdyby seria zakończyła się na „dwójce”, obraz byłby pewnie wspominany zaledwie przez garstkę zapaleńców, w końcu następne powstawały w zupełnie innej epoce. Sam Cruise (i Kościół Scjentologiczny, co za tym idzie) stałby się zaś biedniejszy o całe miliardy, licząc także zyski ze źródeł pośrednio związanych z filmami.
Ale przede wszystkim ambitny aktor nie stałby się legendą. Żywą legendą kina, zlaną ze swoją postacią w jedno. Tak jak Harrison Ford z Indianą Jonesem, Keanu Reeves z Neo, Arnold Schwarzenegger z Terminatorem, Sylvester Stallone z Rockym, wreszcie Jennifer Lawrence z Katniss Everdeen i Anthony Hopkins z Hannibalem Lecterem. Ethan Hunt to Tom Cruise. Choć bardziej prestiżowy wydaje się udział w serii o przygodach agenta 007, Bondem jest się tylko kilka, kilkanaście lat. Cruise jest Hawkiem już prawie trzydzieści lat, i nawet jeżeli nic się nie zmieni, a seria zakończy się na „ósemce” (choć nie wierzę, by wciąż będący w tak dobrej formie aktor nie zostawił sobie furtki do powrotu), zostanie nim już do końca życia.
Naprawdę to nie ja wymyśliłem scenariusz, słowo daję!
Za co ja nie znoszę Mission: Impossible 2
Głównie za to, że film nie może się do końca zdecydować, czym jest: romansidłem, w którym w tle ktoś chce zainfekować świat, choć dokładnie nie wiadomo nawet, w jaki sposób można się zarazić i ile trwa inkubacja wirusa, kinem akcji (ale wówczas krótkometrażowym, bo działo się naprawdę niewiele) czy kolejnym odcinkiem Pamiętników z wakacji, gdzie Tomek chce powspinać się na jakąś skąpaną w słońcu skałę i odbić dziewczynę lokalnemu zakapiorowi.
Tak to niestety wygląda. Konsekwencji nie ma w tym w zasadzie żadnej, bo kiedy już pojawia się jeden angażujący wątek (na przykład ten z maskami – to jedna z nielicznych rzeczy, które mi „podeszły”), zaraz zostaje przytłoczony przez masę niepotrzebnych i gubiących klimat scen. Niepewni swego i pozbawieni planu z prawdziwego zdarzenia bandyci (rozbicie samolotu, serio?) snują się po planie z parszywymi uśmiechami, Cruise zaś z uśmiechem uroczego kapitana drużyny futbolowej wykonuje zupełnie niepotrzebne akrobacje, a zachwycona nim Newton w decydującym momencie robi najgłupszą rzecz, jaką można zrobić.
A może uznamy całą „dwójkę” za nielogiczny sen Ethana i przez następne 6 lat ogarniemy jakąś zjadliwą fabułę?
Koniec końców to naprawdę dziwne, że w chwili, w której na horyzoncie pojawiało się coraz więcej nowych ciekawych filmów, z których można by zrobić całe franczyzy, Mission: Impossible dostało w 2006 roku szansę na trójkę. Albo producenci już zapomnieli, co się stało wcześniej, albo też dali się przekonać łamiącemu kolejne kaskaderskie granice Cruise’owi. I w tym przypadku wyjątek stał się regułą – każda następna część była już tylko lepsza i lepsza. Aż strach pomyśleć, co wydarzy się w „siódemce” i „ósemce”.
Jeżeli naprawdę nie macie co zrobić z dwiema godzinami życia, umrzecie, jeżeli nie zobaczycie wszystkich potknięć Tomka, albo zakochaliście się na zabój w nim albo Thandie Newton, sequel szpiegowskiego akcyjniaka z Tomem Cruise’em w roli głównej można obejrzeć na Chili, iTunes Store, Rakuten i Viaplay. A {promourl}https://bit.ly/3RkjTAh|HBO Max kupisz tutaj{/promourl}
OD AUTORA
Lubię Cruise’a. Lubię też serię M:I.Nie żebym był największym fanem obojga, takim, co na urodziny przebiera się za Hunta i nuci pod nosem główny motyw muzyczny – co to to nie. Ale bez bicia przyznaję, że na spektakularne wyczyny kaskaderskie Toma naprawdę fajnie popatrzeć. Aż szkoda, że – jeśli wierzyć plotkom – „ósemka” ma być ostatnią odsłoną franczyzy (dobra, ja w to nie wierzę, Tomek będzie Huntem przynajmniej do dziewięćdziesiątki).
ZASTRZEŻENIE
Firma GRY-OnLine S.A. otrzymuje prowizję od wybranych sklepów i usług, których oferty prezentowane są powyżej. Zastrzeżenie dotyczy jedynie odnośników, treść tekstu powstała niezależnie, bez wpływów z zewnątrz.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS