Z mozolnych zapasów dwóch mniej lub bardziej dychawicznych starców, kampania prezydencka w USA zmienia się w zupełnie inną konfrontację. Przed nami starcie podstarzałego i zadufanego w sobie miliardera i playboya Donalda Trumpa z młodszą od niego o 20 lat ciemnoskórą Kamalą Harris, kobietą własnego sukcesu, wychowaną przez samotną matkę i reprezentującą skrajnie inną niż Trump wrażliwość a nawet epokę. Coś, co może uchodzić za atut na liberalnych, wielkomiejskich salonach, niekoniecznie jednak musi uwodzić amerykańską prowincję.
Sztab Trumpa już przebiera nogami, żeby sportretować Kamalę Harris jako odklejoną od problemów przeciętnych ludzi przedstawicielkę kalifornijskich elit, skoncentrowaną za liberalizacji przepisów imigracyjnych, aborcji i dostępu do narkotyków, która zaraz bo objęciu władzy odbierze Amerykanom święte prawo do posiadania broni. Coś, co brzmieć może absurdalnie w San Francisco czy Nowym Jorku, łatwo przemawia do gorzej sytuowanych przeciętniaków z osławionego Pasa Rdzy między Detroit a Filadelfią.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS