Jemeńskie ugrupowanie rebelianckie Ansar Allah (znane lepiej pod nazwą Huti) systematycznie rośnie w siłę. W ostatnim czasie w odstępie kilku dni pojawiły się informacje, że Huti dysponują dużym potencjałem w dziedzinie zarówno pocisków balistycznych, jak i min morskich. Z jednej strony ich pociski balistyczne są w stanie zaatakować cele w każdym miejscu na Półwyspie Arabskim, z drugiej – Huti stanowią zagrożenie dla marynarek wojennych Arabii Saudyjskiej czy Stanów Zjednoczonych, gdyż intensywnie stawiają miny na trasach żeglugowych Morza Czerwonego.
Pogłoski o nowym pocisku sięgają sierpnia 2019 roku, gdy podczas ataku na saudyjskie miasto Ad-Dammam na wybrzeżu Zatoki Perskiej użyli pocisku balistycznego średniego zasięgu nowej generacji Burkan-3. Wówczas bezpośrednio po uderzeniu pojawiły się jedynie doniesienia prasowe i spekulacje. Podczas konferencji prasowej rzecznik rebeliantów, generał brygady Jahija Sari, powiedział, że uzbrojenie opracowano i wyprodukowano siłami „jemeńskich ekspertów” w celu przełamania saudyjskich systemów obrony przeciwlotniczej.
Opublikowano nawet film przedstawiający moment uderzenia, ale oficjalne serwisy nie potwierdziły, że do takiego ataku w ogóle doszło. Niespełna dwa lata później faktów jest znacznie więcej. Co to oznacza dla Rijadu? Na pewno konieczność zwiększenia czujności i uszczelnienia obrony powietrznej. Dla Saudyjczyków istotne są teraz dwie główne sprawy. Pierwsza, dotyczy źródła, z którego Jemeńczycy otrzymali pomoc, aby stworzyć pocisk, bo chyba nikt nie wierzy w zapewnienia, że Huti broń o takim zasięgu wyprodukowali własnymi siłami. Druga to pytanie, ile takich pocisków jest w rękach rebeliantów?
Na pierwsze pytanie łatwo odpowiedzieć na podstawie analizy obrazów i materiałów wideo przeprowadzonej za pomocą komputerowych symulacji trajektorii pocisków. Burkan-3 najprawdopodobniej jest wariantem irańskiego Ghiama-1 (w farsi: powstanie), o zasięgu 800 kilometrów (według Agencji Wywiadowczej Departamentu Obrony – 750 kilometrów). Ghiam-1 jest ulepszonym wariantem Szahaba-2 – cięższym (ogólna masa wynosi 6155 kilogramów), ale dysponującym mniejszą głowicą (750 kilogramów).
Irańczycy zapewniają, że pociski tego typu charakteryzują się większą celnością (CEP ma być nie większy niż 500 metrów). Co więcej, Burkan-3 ma mieć pewne modyfikacje, w szczególności dłuższe zbiorniki paliwa i nieco mniejszą masę. Zasięg określa się na 1200 kilometrów (rekord w rebelianckim arsenale), a wagomiar głowicy – na 250 kilogramów. Pocieszeniem jest to, że „jemeńscy eksperci” nie zdążyli go wycelować, co nie oznacza, że posłany w rejony zurbanizowane nie może spowodować znacznych strat ludzkich i materiałowych.
Burkan-3 prawdopodobnie był też wśród pocisków i dronów, które w marcu leciały w kierunku miasta Ras Tanura we wschodniej Arabii Saudyjskiej (mieści się tam największy na świecie terminal ropy naftowej) i celów wojskowych w rejonie pobliskiego Ad-Dammamu. 7 marca w ich kierunku wypuszczono pocisk balistyczny Zulfikar i dziesięć bezzałogowych statków powietrznych dalekiego zasięgu Samad-3. Podobna liczba środków napadu powietrznego wzięła udział w ataku 28 lutego. Oba zakończyły się fiaskiem atakujących, gdyż wszystkie drony i pociski nie osiągnęły zakładanych celów.
Przed wojną domową jemeńskie wojsko posiadało północnokoreańskie pociski rakietowe Hwasong-5 i Hwasong-6. W trakcie konfliktu magazyny w Sanie znalazły się pod kontrolą bojowników. Panel ekspertów ONZ do spraw Jemenu zbadał pozostałości pocisków użytych przeciwko Arabii Saudyjskiej: Hwasong-6 przeleciał 611 kilometrów podczas ataku na Nadżran w maju 2017 roku, a pociski Burkan-2H – użyte w atakach na Janbu 22 lipca i Rijad 4 listopada 2017 roku – pokonały dłuższe dystanse.
Według analizy sporządzonej przez członków panelu Burkany-2H trafiły do Jemenu w częściach, a następnie tam je zmontowano. Zabieg taki był potrzebny, aby ominąć embargo na uzbrojenie. Pociski niewątpliwie są pochodną północnokoreańskich Hwasongów, które z kolei wywodzą się od sowieckich R-17 Elbrus (popularnego Scuda). Podobnie jest z najnowszym z Burkanów, ale na uwagę zasługuje znacznie wydłużenie zasięgu.
Zasięg Scuda-B to około 300 kilometrów, Ghiama-1 – 750–800 kilometrów, znacznie mniej niż 1200 kilometrów, którymi dysponuje rodzina Burkanów. Wzrost zasięgu nastąpił jednak kosztem innych parametrów. Zastosowanie lżejszej konstrukcji wyraźnie wpłynęło na zmniejszenie masy głowicy. Ze względu na słabą celność prawdopodobieństwo zniszczenia celu punktowego jest praktycznie zerowe. W grę wchodzić może jedynie zmasowany atak większą liczbą pocisków, przełamanie saudyjskiej obrony powietrznej i uderzenie zastraszające na miasto (lub też łudzenie się, że szczęśliwy los zastąpi system naprowadzana i pośle pocisk w zakładany cel). Do tego dochodzi awaryjność pocisków. Wiele może spaść w trakcie lotu, zaś schronohangary saudyjskich baz lotniczych z pewnością wytrzymają uderzenia.
Pocisk o zasięgu 1200 kilometrów byłby jednak w stanie dotrzeć do głównych baz saudyjskich na wybrzeżu Zatoki Perskiej, a także do miasta wojskowego Al-Malik Chalid (znanego też pod angielską nazwą King Khalid) na północy królestwa. W zasięgu rażenia nowego Burkana znajduje się też Al‑Dżubajl, położone nieco na północ od Dammamu, gdzie znajduje się jeden z największych zakładów petrochemicznych na świecie. Do tego dochodzą gęsto zaludnione obszary na wschodnim wybrzeżu Zatoki Arabskiej.
Nie wolno też zapominać o niesamowicie rozbudowanej infrastrukturze wojskowej Stanów Zjednoczonych w Arabii Saudyjskiej i krajach ościennych. W bazie lotniczej Al-Adid w Katarze znajduje się wysunięta kwatera główna Dowództwa Centralnego Stanów Zjednoczonych (największa amerykańska placówka na Bliskim Wschodzie), w Bahrajnie – dowództwo 5. Floty, odpowiadającej za Zatokę Perską, Morze Czerwone, Morze Arabskie i część Oceanu Indyjskiego. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich znajduje się baza lotnicza Az-Zafra, w Arabii Saudyjskiej – baza Al-Amir Sultan.
Rijad zaprzecza spekulacjom, jakoby obrona powietrzna królestwa była niewystarczająca. Rzeczywistość może jednak zweryfikować te zapewnienia. Patrioty mogą pokryć tylko ograniczony obszar, więc Arabia Saudyjska będzie musiała wybrać, czy priorytetowo potraktować cele gospodarcze, wojskowe czy też wrażliwą politycznie ludność cywilną.
Wysiłek państw Rady Współpracy Zatoki Perskiej pozwolił zbudować wielowarstwową obronę przed pociskami balistycznymi. Ma ona wystarczyć do niszczenia pocisków o zasięgu poniżej 2500 kilometrów. Jeśli jednak Iran będzie mieć pociski o znacznie większym zasięgu, regionalny system obrony musi zagwarantować zdolność do pozaatmosferycznego przechwycenia i zniszczenia głowicy pocisku. O większym zaangażowaniu w obronę powietrzną myślą również Amerykanie. W styczniu Izrael udzielił zgody na rozmieszczenie dwóch amerykańskich baterii systemu Żelazna Kopuła w regionie Zatoki Perskiej, gdzie miałyby chronić elementy amerykańskiej infrastruktury. Amerykanie planują również instalację systemów laserowych HELWS produkcji Raytheona i THOR firmy AFRL albo mikrofalowych, na przykład PHASER.
Pociski wystrzeliwane z górzystego regionu na północ od Sany, około 1800 metrów nad poziomem morza, to niezwykłe wyzwanie dla Arabii Saudyjskiej i jej sojuszników na Bliskim Wschodzie. Ataki rakietowe powtarzają się i pokazują, że saudyjskie próby niszczenia wyrzutni oraz embargo ONZ na broń mające uniemożliwić dostarczanie rakiet do Jemenu to przedsięwzięcia nieudane. Dlatego też uszczelnienie warstw obrony powietrznej jest istotną składową bezpieczeństwa Rijadu.
Równie ciekawym zagadnieniem jest rozmieszczanie min morskich w południowej części Morza Czerwonego. Służba prasowa koalicji walczącej w Jemenie podała, że w ostatnim czasie odnaleziono i dezaktywowano 171 min morskich, w większości irańskich Sadafów. Problemu jednakże nijak nie zażegnano, gdyż w morzu ma jeszcze znajdować się kilkaset sztuk. Większość z nich to miny pływające, które przemieszczają się na otwartym morzu, stwarzając zagrożenie dla flot wojennych i handlowych wszystkich państw pływających po tym akwenie. Reszta min umieszczana jest na głębokości szesnastu metrów i ma być aktywowana po przejściu nad nimi statku lub okrętu.
Problem stosowania min morskich przez ugrupowanie Ansar Allah narasta od 2017 roku. Koalicja podała, że w grudniu 2020 roku mina morska podłożona przez rebeliantów uszkodziła statek towarowy w południowej części Morzu Czerwonego. Państwowa telewizja w Arabii Saudyjskiej nie podała jednak żadnych szczegółów, w tym rodzaju poszkodowanej jednostki i przebiegu zdarzenia.
Iran może się pochwalić ogromną liczbą min morskich i nie ukrywa, że wiele z nich przekazał rebeliantom Huti. Irański arsenał obejmuje miny morskie akustyczne, magnetyczne i kontaktowe. Niektóre są produkowane w Iranie, a inne dostarczyły wcześniej Rosja i Chiny. Teheran nie raz już groził, że jest gotowy na zamknięcie strategicznie ważnej cieśniny Ormuz. Być może uzbrajanie Hutich w miny morskie oraz chroniczny brak okrętów przeciwminowych po stronie koalicji (Saudowie dysponują ledwie trzema niszczycielami min) sprawi, że taki scenariusz stanie się możliwy.
Zobacz też: Amunicja precyzyjna może doprowadzić do renesansu artylerii okrętowej
(janes.com, breakingdefense.com)
Hossein Velayati / ypa.ir
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS