Minister edukacji ogłosił, że w pierwszej kolejności wyśle do szkół najmłodszych uczniów z klas I-III, które najgorzej znoszą edukację zdalną i potrzebują kontaktu nie tylko z rówieśnikami, ale przede wszystkim z nauczycielami.
Stare recepty na koronawirusa w szkole
Resort edukacji powtarza też, że uczniowie wrócą do szkół w tzw. bańkach. Radzi więc, by dyrektorzy szkół wyznaczali tylko jednego nauczyciela dla każdej klasy, przygotowali indywidualny plan lekcji dla klas, zadbali, by zajęcia rozpoczynały się o różnych godzinach. Poza tym standardowo: wietrzenie sal, mycie rąk, dezynfekcja. – Stworzymy takie warunki, aby nie było kontaktu między nauczycielami i uczniami, a transmisja koronawirusa była zmniejszona do minimum – zapewnia minister Czarnek.
Szokujące jest to, że minister mówi o oczywistościach i daje rady, które nie wymagają tajemnej wiedzy.
Sanepid blokował działania dyrektorów szkół
Wiem, że może to zabrzmieć zaskakująco, ale zamiast organizować kolejne spotkania, konferencje i narady, minister mógłby rozwiązać ręce samorządom i dyrektorom szkół. Wiem, że oczekiwania, by ktoś z PiS-u zaufał ludziom, są może mocno na wyrost. Tak się jednak składa, że gdy rząd puszczał we wrześniu dzieci do szkół, to właśnie dyrektorzy i samorządowcy alarmowali, że może się to skończyć katastrofą. I mieli rację! Gdy dyrektorzy szkół składali wnioski o edukację hybrydową, by np. połowa uczniów uczyła się zdalnie i co dwa tygodnie zamieniała się z klasami, które chodzą do szkoły, sanepidy masowo odrzucały te wnioski nawet, gdy pochodziły z gmin, w których koronawirus szerzył się w zastraszającym tempie.
PiS i jego nominaci w administracji rządowej zablokowali rozsądne pomysły. Tymczasem dyrektorzy szkół tworzyli “bańki” w szkołach, zanim pan minister był łaskaw im to zasugerować.
Minister odkrywa Amerykę
W jednej z katowickich podstawówek klasy od dawna mają osobne wejścia (wykorzystano wszystkie możliwe drzwi) i tak zorganizowane godziny rozpoczęcia zajęć, żeby dzieci z różnych klas i roczników nie miały za sobą nawet chwilowego kontaktu. Dzieciom wyznaczono niewielkie strefy, w których mogły się poruszać, tuż przy salach lekcyjnych, by uniknąć kontaktu szerszego niż w ramach jednej klasy. Rodzice zaś mieli zakaz wstępu do budynku. Klasy były wietrzone, dzieci dezynfekowały dłonie. I wszystko działało. Gdy zdarzył się przypadek koronawirusa, na zdalną edukację wysłano tylko jedną klasę, a nie pół szkoły.
Dzisiaj minister odkrywa Amerykę i radzi działać według dawno sprawdzonych schematów. Radzę mu, by wyszedł ze swojej bańki i przejrzał na oczy. Dyrektorzy szkół naprawdę wiedzą, co robić. Wystarczy nie przeszkadzać.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS