Ta tragedia odcisnęła piętno na każdym z nas. W sobotni pogodny poranek dowiedzieliśmy się o tragedii, jaka wydarzyła się w okolicach Smoleńska. Prezydencki tupolew leciał na obchody upamiętniające ofiary Katynia. Już nie wylądował na lotnisku.
Zginęło w niej 96 osób, wśród nich: prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką Marią Kaczyńską, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, grupa osiemnastu parlamentarzystów, dowódcy wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych RP, pracownicy Kancelarii Prezydenta, szefowie instytucji państwowych, duchowni, przedstawiciele ministerstw, organizacji kombatanckich i społecznych oraz osoby towarzyszące, stanowiący delegację polską na uroczystości związane z obchodami 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, a także załoga samolotu.
Zobacz także
Jak tamten czas wspominają obecni i byli parlamentarzyści? Oddajemy im głos.
Poseł Bolesław Piecha:
10 kwietnia byłem w Rybniku, dokładnie w sobotę to było. Z tego, co pamiętam miałem włączony telewizor na kanale informacyjnym. Poprzedniego dnia wróciłem z Warszawy, z posiedzenia Sejmu. Dużo wtedy rozmawialiśmy kto jedzie do Smoleńska, część jechała pociągiem, część zabierał samolot. Byłem wpisany początkowo, że pojadę. Było jednak dużo pracy w Sejmie, byłem zmęczony. Poseł Przemysław Gosiewski powiedział mi, że jedzie. Miał podróżować pociągiem, coś się zmieniło i wybrał samolot.
Jadłem śniadanie, były przebitki na posłów czekających w Katyniu. Były stołki, krzesła. Pojawiła się informacja, że delegacja się opóźnia. Nagle konsternacja, coś się stało z samolotem. Następnie informacja, że samolot się rozbił. Zamurowało mnie, dużo moich znajomych leciało samolotem, znałem ich od wielu lat, m.in. pan Gosiewski czy Wassermann.
Najdziwniejsze były telefony do mnie, sprawdzali, że po prostu żyje. To było coś wstrząsającego. Straciłem wielu bliskich współpracowników. Mam jedną refleksję, jest bardzo smutna. Wrak samolotu cały czas jest w Rosji i to jest dla mnie niezrozumiałe. Wrak polskiego samolotu nadal jest w obcym kraju i to jest dla mnie szokujące.
Poseł Marek Krząkała:
Dzień katastrofy pamiętam bardzo dokładnie. Zadzwonił mój przyjaciel i powiedział, bym włączył wiadomości. Na ekranie pojawił się przerażający obraz rozbitego samolotu i informacje o tragedii. Przed oczyma zobaczyłem twarze znajomych Sebastiana Karpiniuka, Grzegorza Dolniaka, Krystyny Bochenek. To była wstrząsająca wiadomość. Pamiętam, ze wieczorem spotkaliśmy się na Mszy w Bazylice, by pomodlić się za wszystkich, którzy zginęli. Wtedy jeszcze ta narodowa tragedia ludzi łączyła.
Dzisiaj po 10 latach z przykrością stwierdzam, że katastrofa smoleńska została cynicznie wykorzystana do walki politycznej. Urojone teorie spiskowe o zamachu, pseudonaukowcy z Komisji Macierewicza próbujący co miesiąc dojść do prawdy, oskarżenia o zdradę i współpracę z Rosją.
Dla zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego uroczystości w Katyniu miały być początkiem jego kampanii prezydenckiej. Dlaczego samolot lądował mimo ostrzeżeń? Jaki był przebieg rozmowy telefonicznej Prezydenta z bratem? Pytań jest wiele. Jedno jest pewne. Smoleńsk, podobnie jak Katyń pozostanie na zawsze w naszej pamięci miejscem krwi Polaków. Te tragedie powinny nasz naród łączyć, a nie dzielić.
Były poseł Grzegorz Janik:
Jechałem 10 lat temu pociągiem do Katynia z Warszawy. Wyjeżdżaliśmy z całą grupą posłów 9 kwietnia. Atmosfera na początku była podniosła, w końcu jechaliśmy na uroczystości patriotyczne. Wiedzieliśmy, że prezydent ma dolecieć rano. Koło 5.00 rano byliśmy na miejscu. Zadzwonił wtedy do mnie wicemarszałek Sejmu – Stanisław Zając, który leciał samolotem. Zapytał, czy jesteśmy już na miejscu i czy brać parasol. Odpowiedziałem: „wiesz, niebo jest trochę zachmurzone, ale nie powinno padać”.
Stałem obok obecnego wicepremiera Jacka Sasina. Jacek odebrał telefon i wdziałem jego minę. Powiedział: „samolot zapalił się z prezydentem”. Zaraz wsiadł do samochodu i jechał na lotnisko. Zerwało się więcej samochodów. Tłumaczyłem sobie tak, na pewno delegacja już przyleciała i obstawa musi być na miejscu. Potem zero kontaktu, zaczęliśmy dzwonić. Komórki może się jeszcze odzywały, ale nikt nie odbierał. W niektórych nawet nie było sygnału. Przychodziły sprzeczne informacje: że zapalił się jeden silnik w samolocie, ale maszyna wylądowała. Nikt nie myślał o takiej tragedii.
Potem słyszeliśmy, że zginęły 3 osoby, potem 6. Następnie, że 3 osoby żyją. Dzwoniliśmy do naszych rodzin, czy może coś wiedzą z telewizji. Nie, wszystko było za świeże. Jak już się dowiedzieliśmy, że nikt nie przeżył, atmosfera była taka, że nie warto tego opisywać. Odbyła się jednak msza święta, jeden z biskupów odczytał oredzie, które miał odczytać prezydent Kaczyński. Potem był szybki obiad, wszyscy byli w szoku.
Z perspektywy czasu mogliśmy spróbować pojechać na to lotnisko, nie wiem, czy by nas wpuścili. Czemuśmy tam nie pojechali – pytamy siebie nawzajem po latach? Ale wtedy była inna sytuacja. Szybko udaliśmy się do pociągu, Rosjanie nie chcieli nawet pieniędzy za obiad.
Wszyscy, którzy zginęli to wielka tragedia. Największe straty polityczne jednak odniósł obóz PiS. Nie ma co ukrywać – ministrowie, premierzy, prezes NBP – to elita PiS-u zginęła. Nie wiadomo, jak dzisiaj ułożyłaby się polityczna rzeczywistość. Być może ktoś, kto zginął byłby premierem? Wiem, że wielu ludzi było przymierzanych do wysokich stanowisk w państwie.
O wspomnienia i refleksje poprosiliśmy też prezydenta Rybnika – Piotra Kuczerę:
Pamiętam tamten ten dzień bardzo dobrze, odbierałem wtedy swój samochód z naprawy w warsztacie samochodowym. Już miałem wsiadać do auta, kiedy zadzwonił do mnie poseł Marek Krząkała i powiedział, że był wypadek z udziałem prezydenta i najważniejszych osób w państwie polskim. Zareagowałem – tak samo, jak zdaje się, wszyscy tego dnia – ogromnym zaskoczeniem, a właściwie szokiem. To wydawało się nieprawdopodobne…
Wracając do domu słuchałem radia, które cały czas podawało informacje o katastrofie. Potem spędziłem większość dnia w domu oglądając w telewizji kolejne informacje na ten temat. Podobnie jak wtedy, dziś też nie mogę zrozumieć, jak to się stało, że podjęto decyzję o tym, by stary samolot z elitą polityczną tego kraju na pokładzie, lądował na byle jakim lotnisku. Decyzja jednego człowieka zadecydowała o losach dziesiątek ludzi, a w rezultacie o setkach ludzi, jeżeli wziąć pod uwagę te wszystkie rodzinne traumy po tym wydarzeniu.
Mam wrażenie, że dziś trzeba nam uczcić pamięć tamtych tragicznych wydarzeń, ale ciszą, spokojem i refleksją nad tamtymi tragicznymi wydarzeniami.
A jak Wy wspominacie 10 kwietnia 2010 roku? Co robiliście w chwili, gdy dowiedzieliście się o katastrofie? Jakie macie refleksje?
Wartościowy artykuł? Cieszymy się! Jesteśmy niezależnym medium, a nasi dziennikarze codziennie starają się przedstawiać Ci rzetelne informacje. Jeśli doceniasz naszą pracę, możesz nas wesprzeć. WSPIERAJ NAS! »
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS