Po upadku powstania warszawskiego Henryk Gołębiowski jedzie w bydlęcym wagonie do obozu jenieckiego. W Grodzisku pisze do narzeczonej kartkę i wyrzuca ją przez okno. Liścik trafił do adresatki. Po wojnie spotkali się w Łodzi.
Tekst ukazał się w „Wyborczej” 9 maja 2014 roku
Jesień 1943. 19-letnia Maria Michalska z Łodzi zaczyna studiować medycynę na podziemnym Uniwersytecie Ziem Zachodnich w Warszawie.
– Do Warszawy przyjechałam z mamą i rodzeństwem w 1939 roku – opowiada. – Była wojna, a my normalnie studiowaliśmy. Chodziliśmy do szpitali i prosektorium, a wykłady mieliśmy w domach. Wszyscy należeliśmy do AK, miałam szkolenie wojskowe.
W tym czasie rok starszy Henryk Gołębiowski pracuje w fabryce papieru, studiuje w Szkole Głównej Handlowej i jeszcze uczy się w akowskiej podchorążówce. – Praca specyficzna. Miałem ciężarówkę, jeździłem po wsiach w Generalnej Guberni i kupowałem od chłopów ziemniaki dla pracowników fabryki. Było wesoło, bo jak gospodarz sprzedawał mi kilka metrów ziemniaków, transakcję zawsze trzeba było przypieczętować samogonem. Dlatego dziś, kiedy ktoś proponuje mi whisky, dziękuję i mówię, że swoją cysternę bimbru musiałem wypić w czasie wojny.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS