A A+ A++

Stary i doskonale znany żydowski dowcip opowiada o dwóch słynnych z mądrości rabinach, jadących pociągiem. Obaj przez cały czas milczą, co wywołuje zdziwienie. Jeden z nich wyjaśnia: – On wie wszystko, ja wiem wszystko; o czym my mamy jeszcze ze sobą rozmawiać?

Nie mógł mi się ten dowcip nie przypomnieć, gdy czytałem „Poufne” Mikołaja Grynberga. To piąta książka 54-letniego pisarza, a tak naprawdę siódma – jeśli wliczać albumy fotograficzne, bo Grynberg jest też wybitnym fotografem. I bardzo różniąca się od poprzednich.

Szczęśliwa rodzina

Gdy dwa lata temu rozmawiałem z Grynbergiem o wydanej wówczas „Księdze Wyjścia” – opowieści o emigrantach marcowych oraz tych Żydach, którzy pozostali wówczas w Polsce – autor „Oskarżam Auschwitz” powiedział mi, że to jego ostatnia książka dokumentalna. Na razie słowa dotrzymuje. „Poufne” to co prawda proza mocno autobiograficzna, ale – właśnie proza. Po literacku napisana (zresztą wirtuozersko) i skomponowana (z matematyczną precyzją). I nie ma najmniejszego znaczenia, na ile pamięć rzeczywistych zdarzeń jest tu wspomagana przez wyobraźnię autora. Bo tak czy owak – wyszła z tego literatura o przesłaniu uniwersalnym.

Nie tylko jednak literackość (obecna przecież choćby w „Rejwachu”) sprawia, że to inny Mikołaj Grynberg niż ten, którego dotąd znaliśmy. Nie opowiada o wielkich zbiorowych tragediach (jak Szoah) czy katastrofach (Marzec ’68). Oczywiście: XX-wieczna historia polskich Żydów jest tu przez cały czas obecna, ale niezwykle dyskretnie, jako oczywiste tło. Jednak całkowitą rację ma Hanna Krall, gdy na okładce „Poufnych” pisze, że „jest to książka o szczęśliwej rodzinie”. Szczęśliwej – choć można tę książkę czytać jako opowieść o umieraniu kolejnych jej członków.

To wielopokoleniowa, inteligencka rodzina polskich Żydów; narratorami poszczególnych fragmentów są na przemian wszyscy jej najważniejsi bohaterowie. Choć nie zawsze to, który z bohaterów akurat do nas mówi, jest oczywiste od pierwszej chwili. Czas mija – synowie wchodzą w role ojców, ojcowie stają się dziadkami. Pokolenie pierwsze to ci, którzy przeżyli Zagładę jako dorośli ludzie. Ich dzieci urodziły się podczas wojny lub tuż po niej; wnuki – to rówieśnicy autora i jego nieco młodszego brata. Zaś w końcowych partiach książki pojawiają się także coraz bardziej dorosłe dzieci tych wnuków. Tak, pierwowzorami tego najmłodszego pokolenia są dzieci, z którymi swego czasu chodził do szkoły mój młodszy syn.

I tu muszę wrócić do wątków, których wcześniej dotknąłem: do dowcipu o rabinach, do tezy o uniwersalności książki Grynberga. Jestem – chyba – jej nie najgorszym czytelnikiem, ale być może – najgorszym z możliwych recenzentów. Dlaczego? Bo „Poufne” to dla mnie jedyne w swoim rodzaju doświadczenie lekturowe, czułem się, jakbym był w środku tej książki. I nie idzie tu o analogie najbardziej ogólne: że również wychowywałem się w rodzinie wielopokoleniowej i również (choć tylko w połowie) żydowskiej. Szczegóły też się zgadzają. Tak, moja babcia też zachorowała na alzheimera, dziadkowi i mamie też trzęsły się ręce, zaś opisane przez Grynberga picie wszystkich napojów (a nawet czasem zup) przez słomkę jest moim codziennym doświadczeniem. Tak, moja mama również zmarła przedwcześnie po wypadku samochodowym – tyle że sama ten samochód prowadziła, a od wypadku do śmierci minęło nie pięć dni, ale dwa tygodnie, podczas których lekarze ogłosili już ozdrowienie.

Te wszystkie moje doświadczenia są udziałem rodziny, która jest zbiorowym bohaterem „Poufnych”. Łącznie z tym najważniejszym, będącym czymś więcej niż przyczynkiem biograficznym. Otóż książka Grynberga zaczyna się od rodzinnej wizyty u seniora rodu. Gdy są pod jego domem, dziadek już stoi w oknie i głośno wykrzykuje swoje pretensje o spóźnienie na obiad. Tyle że oni wcale nie są spóźnieni, przyszli kwadrans przed umówioną porą. W innej scenie jeden z bohaterów, umówiony na drugą z ojcem, przychodzi pół godziny wcześniej, nie chcąc, by ojciec czekał. I wiedząc, że skoro ojciec umówił się na drugą, to przyjdzie za piętnaście druga, żeby syn się nie denerwował.

Dla większości czytelników to zapewne dziwactwo; dla mnie – dosłowny i zarazem metaforyczny zapis moich rodzinnych relacji z czasów dzieciństwa i młodości. Gdy miało się zamiar wrócić o piątej, zapowiadało się na wszelki wypadek powrót o szóstej. A oni i tak już od wpół do piątej nerwowo chodzili po domu, co rusz wyglądając przez okno. Bo przecież było dla wszystkich jasne, że jeśli ktoś mówi, że wróci o szóstej, to należy się go spodziewać dużo wcześniej.

Spóźnianie się z powrotem? Na pewno coś się stało. Złe wieści zapowiadają też telefony o zbyt wczesnej lub zbyt późnej porze. Jak wspomniałem, w książce Grynberga wielkie tragedie i katastrofy są w tle. Jednak plan pierwszy w ogromnej mierze zajmują ich skutki. Takie, że relacje rodzinne są skrajnie neurotyczne, a najbardziej oczywistym sposobem okazywania miłości jest permanentny niepokój o bliskich. Przekazywany z pokolenia na pokolenie, zaraźliwy.

Smuga światła

A jednak to są naprawdę dzieje szczęśliwej, kochającej się rodziny, opisane niezwykle ciepło, choć ze zdrową dawką ironii. Być może neurotyczna pamięć traum wraz z lękiem przed ich powrotem, przed kolejnym wykluczeniem z dominującej wspólnoty, to lepsze budulce więzi opartych na miłości niż patos i czułostkowe wyznania? Być może też to ona pomaga w osiągnięciu szczęścia, bo zmniejsza oczekiwania od życia? Szczęście to normalność, a normalność jest wtedy, gdy nikomu z bliskich nie zagraża nic strasznego?

A na końcu przychodzi jeden z najtrudniejszych momentów: ci, którymi jeszcze przed chwilą opiekowali się rodzice, muszą nauczyć się przyjmować pomoc od swoich dzieci. Ta smuga cienia jest w książce Grynberga zarazem smugą światła. Świadectwem, że świat – także świat bohaterów „Poufnych” – jednak przetrwa.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMieszkańcy płyty lotniska
Następny artykułSensacja! Górnik pokonał Legię